autor: Krzysztof Gonciarz
Crazy Frog Racer - recenzja gry
Zwariowana Żaba debiutuje na ekranach monitorów i z miejsca staje się jedną z najgorszych gier tego roku. Nawet najwięksi wielbiciele jej charakterystycznego wokalu będą musieli tym razem skapitulować.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Ding, ding! Wyślij SMS-a za 10 zł + VAT, a dostaniesz na komórkę taki dzwonek, że doświadczysz śmierci towarzyskiej, jeśli tylko zapomnisz wyciszyć telefon w czyjejś obecności. Ding, ding! Zwariowana żaba szturmuje listy przebojów, ding ding, kup swojej ukochanej na Gwiazdkę specjalny, dwupłytowy album z gratisową figurką, gorące pożycie gwarantowane. Babababaaaaa, a teraz wszyscy śpiewamy motyw z Beverly Hills Cop i machamy grabami. Pam pam pamparam pampam.
Ale na poważnie.
Stworzona w 2003 roku przez Erika Wernquista Zwariowana Żaba jest jednym z tych zjawisk współczesnej popkultury, które w oczach krytycznego obserwatora nie dość, że przekraczają poziom pustej śmieszności, to nawet trudno powiedzieć że irytują. Po prostu ich „nie ma” i tyle. Relatywizmu przy wydawaniu sądów ponoć nie da się uniknąć, ale trudnym nie jest odbicie praktycznie *jakichkolwiek* argumentów o jakości czy zasadności istnienia hiciorów pokroju Axel F, pozbawionych śladowej nawet wartości brzmieniowej, melodycznej, aranżacyjnej, kruca fiks, w ogóle pozbawionych wartości jako takiej. Pomysł jednak chwycił i odniósł rynkowy sukces. Kwestią czasu było, aż na tym niepokojącym fundamencie zaczną wyrastać rozmaite „wyzyskujące” odrosty w postaci wszelakich gadżetów feat. Crazy Frog. Nie jest też żadnym zaskoczeniem, że ktoś wpadł na pomysł uczynienia z The Annoying Thing bohatera gry wideo. Tematyka takiej produkcji nasunęła się niemal sama: wystarczyło dobrze skojarzyć motyw przewodni teledysku Axel F z arcade’owymi ścigałkami na wesoło, genre o dziwo trwale związanym z „pobocznymi projektami” znanych w światku gier postaci (co by wymienić ekipę Mario, Crasha, Jaka, Lego-ludki itp.).
Realizacji tego karkołomnego zadania podjęła się pozbawiona większych sukcesów brytyjska firma Digital Jesters (Chaos League, Bet On Soldier). Fakt ten warty jest wzmianki głównie dlatego, że w chwili odpalenia tej produkcji trudno uwierzyć, że jest to dzieło studia mającego już na koncie około 20 tytułów. Wygląda to raczej na soft amatorski, sklejony na kolanie przez jakąś niezależną grupę zapaleńców, która rzutem na taśmę znalazła wydawcę, robiąc przy tym w gacie z hasłem „będziemy sławni” na ustach. Ale tak nie jest. Ta potworna prowizorka wyszła z rąk ludzi, którzy gry pisać cokolwiek potrafią. O ile więc skreślenie Crazy Frog Racer za samą tematykę mogłoby być nieco nie fair w stosunku do fanów Żaby (...), jej ewidentne niedopracowanie i niskobudżetowość to kategorie całkowicie obiektywne i ze wszech miar słuszne.