Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 20 grudnia 2005, 10:07

autor: Krzysztof Gonciarz

From Russia with Love - recenzja gry - Strona 2

W 42 lata po premierze, licencja na drugą część filmowych przygód Jamesa Bonda odgrzebana zostaje przez EA, ale gry stworzonej na jej podstawie nie ratuje nawet udział Sir Seana Connery’ego.

Na tryb Single Player składa się kilkanaście misji połączonych w oparte na oryginalnej fabule związki przyczynowo-skutkowe. Fani filmu poczują się jak w domu, choć niektóre motywy zostały dość luźno zinterpretowane, inne wręcz dopisane na potrzeby nadania scenariuszowi większej dozy arcade’owości. I choć teoretycznie wszystko kupy się tu trzyma, grywalność wyraźnie zawodzi niemal od samego początku. Tak naprawdę jedyne, co w grze robimy, to chodzenie naprzód i eliminowanie kolejnych zastępów rosyjskich żołnierzy i sługusów Octopusa. Czasami dostajemy jakieś „ambitne” zadanie w rodzaju podłożenia bomby czy uwolnienia zakładników, wszystko to jednak i tak sprowadza się do jednego – strzelania. Jeśli więc ktoś wyjątkowo ubóstwia shootery TPP, może i jest to gra dla niego, trudno jednak nie odnieść wrażenia, że nie do końca o to w Bondzie powinno chodzić. Mówimy tu wszak o postaci, która wyprzedziła wszystkich współczesnych kozaków świata gier jak Solid Snake czy Sam Fisher o kilka dekad.

Doubleoseven jak zawsze koncentruje się na tym, by wyglądać dobrze.

Większość gry spędzimy uskuteczniając sztampową, chodzoną strzelankę z perspektywy trzeciej osoby. Normalka: zabijamy wrogów, zbieramy amunicję, rzucamy okiem na mini-mapę i idziemy w kierunku wskazanym przez kropkę, oznaczającą miejsce, do którego musimy dotrzeć. Taka gra typu: gra bez cienia oryginalności i polotu. Co jakiś czas na szczęście napotykamy ubarwienia w postaci misji wykonywanych za pomocą rozmaitych wehikułów. Najmiodniejszym pomysłem okazuje się być jetpack, którym poruszanie się jest łatwe, przyjemne i bolesne dla wszystkiego, co stanie nam na drodze (pomagają w tym wbudowane karabiny i wyrzutnie rakiet). Poza nim przejedziemy się także motorówką oraz odpicowanym Aston Martinem. Gdy w jednej z początkowych misji szalejemy tym ostatnim po ulicach Istambułu, przed oczami stają obrazki z Driv3ra, który mimo licznych wad temat ten wyeksploatował dziesięć razy skuteczniej. Sekwencje, które winny zrywać beret dynamicznością, są tutaj statyczne i drętwe, a na każdym kroku napotykamy niedoróbki engine’u, objawiające się bezsensowną fizyką oraz absurdalnymi zachowaniami przeciwników.

EA wpakowało do systemu rozgrywki nieco ubarwiających gameplay dodatków, które odpowiednio rozbudowane mogłyby być bardzo solidnym argumentem na rzecz zainwestowania w tę grę. Niestety do tego nie doszło i w większości przypadków odnosimy tu drażniące uczucie latania po łebkach, zarezerwowane zwyczajowo dla wersji demonstracyjnych. Tak jest z drobnym akcentem erpegowym, w którym za uzyskane Research Pointy (poukrywane po szafkach i innych takich) kupujemy sobie upgrade’y do wszystkich broni i gadżetów. Cóż z tego, skoro każdą część ekwipunku możemy ulepszyć w danej dziedzinie (np. poszerzenia magazynku) tylko raz, co nie wpływa znacząco na jej przydatność w walce?