Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 1 grudnia 2005, 13:40

autor: Krzysztof Gonciarz

Resident Evil 4 - recenzja gry na PS2 - Strona 3

Posiadacze PS2, którzy z zazdrością spoglądali na wyłączność Nintendo na gry z serii Resident Evil, mogą otwierać szampany. Jak się okazuje, nawet najlepiej wyglądającą grę na NGC można z powodzeniem przenieść na hardware’owo słabszą czarnulkę.

Bardzo ciekawym urozmaiceniem gry są momenty, w których musimy natychmiastowo reagować na wydarzenia na ekranie (np. w cut-scenkach) poprzez naciśnięcie danej kombinacji klawiszy. Patent ten towarzyszy dobrym grom od czasów Shenmue na Dreamcasta i nigdy nie zawodzi. Nie możemy pozwolić sobie na wypuszczenie pada z rąk choćby na sekundę, gdyż za chwilę może się okazać, że nasz rozmówca wbije nam nóż w gardło, a my nie zdążymy zareagować.

Serwowany nam przez Residenta strach nie jest czymś wyjątkowo wysublimowanym i określenie gry jako „dla ludzi o mocnych nerwach” byłoby sporym nadużyciem. Sam taki nie jestem, he. Nie mamy tu głębokiego psychologizmu ani klimatu totalnej schizy. Pasuje to oczywiście do klimatu serii, a ponadto dodaje graczowi budującej pewności siebie. Uczucie to potęgowane jest poza tym przez postać Leona, który pod względem ciętości języka mierzyć mógłby się z samym Dantem. W gruncie rzeczy przez cały czas straszeni jesteśmy w sposób dość hollywoodzki – potwory wyskakują znienacka, robią „bleee!”, po czym ruszają do ataku. Są momenty, gdy emocje sięgają zenitu, zwłaszcza w okolicach początku gry. Perfekcyjnie prezentują się sytuacje, w których musimy zabarykadować się w jakimś pomieszczeniu i odeprzeć szturm wielkiej ilości przeciwników, trzymając wartę przy oknie, przestawiając meble, powoli wycofując się coraz głębiej i głębiej. Szkoda tylko, że pomysł ten nie został bardziej wyeksploatowany, gdyż schemat „wchodzisz do pomieszczenia – zabijasz – idziesz dalej” dominuje przez większość gry i staje się z czasem nużący.

Separate Ways wyjaśni nam wiele niedomówień.

Jakby sam fakt stworzenia portu flagowej gry z NGC nie był już wystarczającym ciosem dla fanów tej platformy, RE4 na PS2 posiada kilka atutów nieobecnych w pierwowzorze. Na pierwszy plan bezsprzecznie wysuwa się tryb Separate Ways, opowiadający nam jeszcze raz wydarzenia z naszego nawiedzonego pueblo, ale tym razem z perspektywy tajemniczej Ady, której intencje i poczynania pozostały w trakcie zasadniczej osi fabularnej nieodgadnione. Gadżet jest to przedni, w dodatku bardzo rozbudowany (zero tandety – wszystko z cut-scenkami, dialogami, zwrotami fabularnymi, no po prostu), wydłużający czas gry o wiele godzin. Zakładając, że ukończenie głównego wątku luźnym tempem zajmie nam ich około 20, a poza SW mamy także kilka innych bonusowych trybów zabawy, RE4 jawi się jako idealna propozycja na spędzenie paru namiętnych, zimowych wieczorów z konsolą.