autor: Michał Basta
Vietcong 2 - recenzja gry
Porządnych gier o II WŚ jest multum, natomiast znalezienie grywalnej pozycji o Wietnamie graniczy z cudem. Ostatnio mieliśmy prawdziwy zalew wietnamskich strzelanin, jednak żadna z nich nie wybijała się ponad przeciętność. Może Vietcong 2 to zmieni?
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Jak to jest, że porządnych gier o II Wojnie Światowej jest multum, natomiast znalezienie grywalnej pozycji o Wietnamie graniczy z cudem? Ostatnio mieliśmy prawdziwy zalew wietnamskich strzelanin, jednak żadna z nich nie wybijała się ponad przeciętność. Może Vietcong 2 to zmieni?
Pierwsza część tego FPS-a, która powstała ponad dwa lata temu, po prostu wbiła mnie w fotel. Dla wielu może to być dziwne, ponieważ tytuł nie oferował żadnych wielkich fajerwerków, a na dodatek był okraszony sporą liczbą bugów, jednak naprawdę udało mi się wczuć w wietnamski klimat i długo nie zapomnę godzin spędzonych w zdradliwej puszczy. Pomimo sentymentu Vietcong przeszedłem tylko raz i nie miałem ochoty do niego wracać, aby nie popsuć sobie pierwotnych wrażeń (tzw. syndrom starych gier). Coraz bardziej znudzony testowałem kolejne tytuły, aż pewnego pięknego dnia do moich uszu dotarła informacja o pracach nad sequlem Vietcongu. W końcu po kilku miesiącach oczekiwań, wpadł w moje łapki.
Historia przedstawiona w następcy obejmuje dużo mniejszy wycinek czasu niż w poprzedniku i skupia się na (nie)sławnej ofensywie Tet, czyli podstępnym ataku komunistów podczas święta państwowego w 1968 roku – pomimo militarnej klęski ostatecznie prowadzącym do wycofania z Wietnamu sił amerykańskich. W grze mamy możliwość spojrzenia na to przełomowe wydarzenie z dwóch perspektyw – amerykańskiego oficera oraz żołnierza tytułowego Vietcongu.
Pierwszy z nich – Daniel Boone – to typowy żołnierz, którego obchodzi tylko jedna sprawa – zwycięstwo. Nie ma żadnych osobliwych pobudek kierujących do walki – otrzymuje rozkaz i stara się go za wszelką cenę wykonać. Podobnie jak w części pierwszej poznajemy naszego bohatera w specjalnej scence, mającej wprowadzić gracza w odpowiedni klimat. Niestety o ile w pierwowzorze wyszło to wręcz genialnie (konwój śmigłowców lecących nad dżunglą), o tyle tutaj jest po prostu nudno. Spotykamy Daniela podczas jego przemyśleń po szybkim numerku z okoliczną panienką do towarzystwa. Następne piętnaście minut to nic innego jak jeżdżenie ze swoim szoferem po mieście, łażenie z przydzielonymi reporterami po bankietach itd. Co gorsza tych przydługawych scen nie idzie w żaden sposób przerwać, a to jest już poważne niedopatrzenie. Wprawdzie akcja przybiera zupełnie inny obrót, kiedy rozpoczyna się wspomniany już szturm, ale nie zmienia to faktu, że wprowadzenie jest po prostu przesadzone czasowo. Drugim z bohaterów jest żołnierz Vietcongu, któremu oddziały z południa spaliły wioskę i zabiły rodzinę. Zdesperowany chłopak ma od teraz tylko jedno zadanie – zemstę.
Dla każdego z bohaterów została przygotowana oddzielna kampania, jednak aby dobrać się do zadań wietnamskich trzeba najpierw ukończyć misje amerykańskie. Jest jedno ale. Kampanie są bardzo nieproporcjonalne i o ile amerykańska (10 misji) jako tako się trzyma, o tyle wietnamska (4 misje) wywołuje co najwyżej uśmiech politowania. Dużym przeobrażeniom uległ teren, na którym przyjdzie nam walczyć. Tym razem zamiast stałej inwigilacji dżungli większość czasu spędzimy w miastach i pałacach – dopiero drugi zestaw misji umożliwi nam poczucie smaku walk w lesie tropikalnym. Penetrowanie starożytnych cmentarzy lub buszowanie po ogrodzie przed luksusową willą ma swoje uroki, tylko że sięgając po ten tytuł liczyłem zupełnie na coś innego.