Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 8 grudnia 2005, 10:29

autor: Krzysztof Gonciarz

The Warriors - recenzja gry - Strona 3

Psychole z Rockstar ponownie chcą spędzić sen z oczu obrońcom moralności, wydając grę będącą w połowie drogi pomiędzy Manhuntem a GTA. Tytuł to raczej tylko dla dorosłych, ale recenzja – bez żadnych ograniczeń.

Na co stać ekipę Rockstar jeśli idzie o brutalność i bezkompromisowość, wiemy chyba wszyscy. The Warriors pod tym względem jest w połowie drogi pomiędzy przegiętym Manhuntem a o wiele lżejszym GTA. Klimat jest ciężki i nie stroni od gore, ale bez posuwania się do absurdów w stylu duszenia za pomocą foliowej siatki. Na ekranie nie ma wiele krwi, latających flaków nie uświadczymy w ogóle, ciężar gatunkowy tkwi raczej w czystej świadomości naszego wirtualnego postępowania. Całkowite zero moralności, w świetle którego gwałty, pobicia, demolowanie sklepów, szantaże, kradzieże wydają się usprawiedliwione, nie powinno być ignorowane przez sprzedawców/nabywców takich gierek. To nie jest zabawa dla ludzi społecznie niedojrzałych (i nie chodzi tu o wiek, dajmy spokój), w niepowołanych rękach mogłaby wręcz szokować. Błagam, ludzie, uskładajcie sobie kasę, umyjcie babci okna, cokolwiek, ale nie czajcie się na zainkasowanie gry tego pokroju spod choinki. Nie godzi się, rany.

Logo gangu namalowane na wagonie metra to skuteczny sposób reklamy.

Do ogólnie bardzo pozytywnego odbioru Warriorsów, jaki narzuca się od samego początku obcowania z nimi, znacząco dorzuca się jeszcze spora ilość unlockables, opcjonalnych celów misji oraz (!) tryb cooperative, działający na starej, dobrej, automatowej zasadzie – drugi gracz może w dowolnym momencie włączyć się lub wyłączyć z gry, wymieniając się miejscami z AI sterującą domyślnie drugą postacią. Coop to to, co tygrysy lubią najbardziej. Tutaj dopracowany został bardzo pieczołowicie, udało się uniknąć wpadek z pracą kamery lub zwolnień framerate’u. Poza zabawą w Story Mode, mamy nieco mini-gierek w rodzaju wspomnianego juz King of the Hill – Capture the Flag (w roli flagi występuje panienka), Deathmatche itp. Możemy np. zestawić własny dream-team największych twardzieli w świecie gry i za ich pomocą rozegrać grupową walkę na wirtualnej arenie, stając naprzeciwko konsoli bądź drugiego gracza. Pięknie, pięknie. A na deser dla tych, którzy jeszcze pozostają sceptyczni – GENIALNY bonus dostępny po ukończeniu Story Mode, pseudo-arcade’owa gierka w stylu klasyków gatunku (Punisher itd.), w której główną rolę odgrywają oczywiście Wojownicy. Nie mam pytań, czapki z głów.