Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 14 listopada 2005, 11:19

autor: Piotr Deja

Warhammer 40,000: Dawn of War - Winter Assault - recenzja gry

Miejsce: skuta lodem planeta Lorn V. Nagroda: Titan Dominatus, broń o legendarnej sile. Graczy: czterech – barbarzyńscy Orkowie, podstępni Eldarowie, mroczni Marines Chaosu i Gwardia Imperialna. Zwycięzca: jeden.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Wydany mniej więcej rok temu Warhammer 40000: Dawn of War był (i jest zresztą nadal) znakomitą strategią czasu rzeczywistego. Prócz śmiesznej liczby misji dla pojedynczego gracza i niewykorzystaniu na tej płaszczyźnie potencjału tkwiącego w uniwersum W40K – nie można mówić o wadach. Genialny i niesamowicie grywalny multiplayer sprawił, że codziennie gracze z całego świata rozgrywają dziesiątki bitew i trudno im się dziwić. Dawn of War to po prostu świetna gra. Od samego też początku oczywistą sprawą było wydanie dodatku. No i doczekaliśmy się – Winter Assault ujrzał światło dzienne. Dodatek jak dodatek – powinien usprawniać to co już było, dodawać jak najwięcej nowego i przy tym mało kosztować. Jak te trzy rzeczy udały się firmie Relic? Odpowiedzi szukajcie w poniższej recenzji.

Przede wszystkim zacznijmy od chyba najważniejszego, a przynajmniej najciekawszego dla wszystkich – co nowego daje Winter Assault? Po pierwsze – piąta rasa, czyli Gwardia Imperialna (Imperial Guard). W sumie tu już można by kręcić nosem, że tylko jedna i nie więcej (no... powiedzmy... ale nie chcę nic zdradzać), lecz cóż poradzić. Przyjrzyjmy się więc dokładniej, co też imperialni żołdacy mają nam do zaoferowania.

Just 6 i ich najnowszy układ taneczny.

Trzon Imperial Guard stanowią małe i słabe oddziały Gwardzistów (Guardsmen). Jeśli puścimy ich w bój zaraz po wyprodukowaniu, to równie dobrze możemy sami ich zabić za pomocą klawisza Delete. Gwardziści są niezwykle słabi na początku i mają niskie morale, jednak można temu zaradzić. Wystarczy maksymalnie powiększyć skład, dodać sierżanta, wyposażyć w uzbrojenie (karabiny plazmowe lub granatniki), wreszcie – dołączyć jakiegoś dowódcę lub bohatera. A wybór tych ostatnich jest duży: Komisarze (zaprawieni w bojach dowódcy, podnoszący morale oddziału poprzez zabijanie uciekających żołnierzy z pola walki), Psykerzy (bohaterowie obdarzeni energią psioniczną), Kapłani (podnoszący wytrzymałość oddziału i zarażający fanatyzmem innych żołnierzy, dzięki czemu ci walczą z większym zapałem). Ostatni bohater to zabójca – snajper o zadziwiającym zasięgu i ogromnej sile. Niestety, można mieć tylko jednego w swojej armii, nie można go też dołączać do oddziałów.

Prócz Gwardzistów dostępne są także inne jednostki piechoty – Command Squad (grupa bohaterów [do trzech] dowodzonych przez Imperialnego Generała), Kasrkin (oddział lepiej wyszkolonych żołnierzy) i Ogryni (wielkie, tępe, silne i wytrzymałe ogry). Konstrukcją budynków i naprawą maszyn zajmują się Technokapłani Inżynierzy. A maszyny? Są, i to całkiem ciekawe. Do szybkich zwiadów oraz atakowania pojazdów i budynków niezastąpiony jest mechowaty Sentinel. Transporter opancerzony klasy Chimera zabiera na pokład do trzech oddziałów piechoty, a co ciekawe – jednostki umieszczone w środku transportera mogą odpowiadać ogniem na atak przeciwnika. Hellhoundy to ciężkie pojazdy, uzbrojone w śmiercionośne dla piechoty przeciwnika miotacze ognia, Basiliski natomiast pełnią rolę artylerii (polecam wypróbować ich specjalną, wstrząsającą umiejętność). Czołgi klasy Leman Russ są dobre i na piechotę, i na pojazdy, podobnie jak potężny, ogromny i naszpikowany ze wszystkich stron różnej maści uzbrojeniem Baneblade. Ten ostatni jest właśnie odpowiednikiem Avatara u Eldarów czy „Rożgniatacza” u Orków.

Recenzja gry Millennia. Zły sen gracza marzącego o alternatywie dla Civilization
Recenzja gry Millennia. Zły sen gracza marzącego o alternatywie dla Civilization

Recenzja gry

Millennia miały doprowadzić do ekstremum to, co najlepsze w serii Civilization. Niestety, twórcom przyszło do głowy nazbyt wiele pomysłów, jak tego dokonać, i potknęli się o własne nogi.

Recenzja gry Against the Storm. City builder prawie doskonały
Recenzja gry Against the Storm. City builder prawie doskonały

Recenzja gry

Zdawałoby się, że przepis na współczesnego city buildera jest prosty – robimy to, co wszyscy, dodajemy tylko jakąś oryginalną nowinkę – i gotowe, pora na CS-a. Na szczęście polscy deweloperzy z Eremite Games podeszli do sprawy zupełnie inaczej.

Recenzja Cities: Skylines 2 - ten city builder potrzebuje przebudowy
Recenzja Cities: Skylines 2 - ten city builder potrzebuje przebudowy

Recenzja gry

Fani city builderów musieli długo czekać na kolejną odsłonę gry o tworzeniu nowoczesnych miast. Cities: Skylines 2 nie wprowadza rewolucji do gatunku i boryka się z technicznymi problemami. Nadal jednak wciąga na długie godziny.