Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 4 listopada 2005, 12:54

autor: Paweł Surowiec

Blitzkrieg 2 - recenzja gry - Strona 2

Jedna z największych gier strategicznych umiejscowionych w klimacie II Wojny Światowej. Czy jednak jej rozmach jest dla każdego?

Do bitew danego rozdziału mamy dostęp przez jego mapę. Jest ona jednak bardzo uproszczona, nie przesuwamy po niej żadnych jednostek jak np. na mapach operacji w Close Combat, tym samym nie określamy sami rodzaju jednostek, które wezmą udział w bitwie. Są one nam narzucone z góry, przez komputer (czytaj: projektanta misji). Poszczególne scenariusze danego rozdziału rozgrywamy w dowolnej kolejności (gra sugeruje swoją), ale aby rozpocząć główną (ostatnią) bitwę operacji wystarczy, że ukończymy 2-3-4 misje. Jednak każda z tych pobocznych misji daje nam pewne rodzaje jednostek (lub upgrade’uje te już dostępne), które potem możemy wykorzystać w decydującym starciu, a bez których często to ostateczne zwycięstwo jest trudne do odniesienia. Poza tym jednostki walczące w pobocznych bitwach zyskują (o ile mają oficera, którego im wcześniej przydzielamy) doświadczenie, przekładające się na nabywanie przez nie nowych umiejętności przydatnych w dalszej walce. Jest to o tyle godne pochwały rozwiązanie, że motywuje gracza do rozgrywania właśnie tych, z pozoru niepotrzebnych, bitew. Z drugiej strony niektóre z pozyskiwanych umiejętności mają wątpliwą przydatność. Konia z rzędem temu, kto mi wyjaśni, po co komu jest umiejętność celowania do gąsienic czołgów, skoro i tak tych unieruchomionych nie da się przejąć? Jednak większość zdobytych bonusów może być przydatna... Sami dowódcy, bez których jednostki nie mogą się „rozwijać”, poza nazwiskiem i twarzą niestety nie wnoszą żadnych dodatkowych i charakterystycznych dla siebie współczynników (np. wyższe morale itp.) „promieniujących” na podległe im jednostki.

Niemcy mają swoją Wunderwaffe V-2, Amerykanie nadrabiają determinacją. ;-)

Nowym i bez wątpienia godnym pochwały pomysłem jest na pewno (już w czasie rozgrywania bitwy) możliwość wzywania przez gracza (w dowolnej kolejności i czasie) rezerw poprzez panel posiłków. Powoduje to, że nie musimy modlić się do komputera, aby sam rzucił nam jakże potrzebne w gorącym momencie bitwy wzmocnienia, nie jesteśmy zdani tylko i wyłącznie na jego łaskę czy niełaskę. Daje to nam nowe możliwości taktyczne, na przykład możemy zrzucić spadochroniarzy na jakąś kluczową lokację planszy. A może lepiej wezwać czołgi albo bombowce? Jest wybór, jest opcja, alternatywa. Oczywiście taki system może rodzić pewne nadużycia, ale z drugiej strony nie możemy wzywać posiłków nieograniczoną ilość razy, ani jednych po drugich bez przerw. Ba, jeśli panuje kiepska pogoda, nie wezwiemy bombowców, ani nie zrzucimy spadochroniarzy. Poza tym częste z nich korzystanie w pobocznej bitwie to mniejsza ich liczba w dalszych starciach, w tym w głównym (odejmowane są od ogólnej puli przeznaczonej na daną operację), a także nasz wolniejszy awans.

Trochę też rozczarował mnie sposób prowadzenia bitew. Wolałbym rozwiązanie z Close Combat, gdzie jedna plansza była wykorzystywana kilkakrotnie i bój toczyliśmy „na raty” zdobywając ją kawałek po kawałku. W międzyczasie przechodziliśmy do innego starcia, a potem wracaliśmy do poprzedniej bitwy startując z pozycji, które udało nam się zdobyć poprzednio. Tutaj albo wygrywamy bitwę i przechodzimy do następnej, albo ponownie rozgrywamy misję od początku, jeżeli daliśmy ciała.