Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 30 sierpnia 2005, 13:12

autor: Piotr Deja

The Bard's Tale: Opowieści Barda - recenzja gry - Strona 2

Jak seria Naga broń wyśmiewa filmy akcji, tak Opowieści Barda parodiują gry cRPG, a szczególnie powtarzające się w nich nielogiczności. Do tego zapewniaja sporo zabawy w dobrym, cRPG-owym stylu.

To wszystko razem sprawia, że w walce (a tej jest dużo) mamy wiele opcji i możliwości do wyboru. Jeśli wolisz walczyć bezpośrednio, to przywołaj towarzyszy walczących na zasięg oraz moc, która otoczy cię toporami. Możesz również stać za plecami przyjaciół i z łuku szyć do wrogów. Przez to wszystko The Bard’s Tale lekko odbiega od standardów, jednak nie wykracza poza cRPG-i. To jednak nie koniec zmian. Ciekawym aspektem gry jest podejście do znajdywanych przedmiotów. Większość od razu zamienia się w srebro (bo srebro jest tu głównym środkiem płatniczym, nie złoto), a jeśli np. znajdziemy miecz lepszy od tego, który aktualnie posiadamy, to poprzedni również automatycznie zamieni się w srebro. Trzeba przyznać, że jest to praktyczne i zapobiega sztucznemu wydłużaniu gry poprzez ciągłe kursy do sklepów, by sprzedać wszystko, co zdobyliśmy, choć na początku podchodziłem do tego dość sceptycznie. Nie oznacza to oczywiście, że nie ma żadnych kupców – są, i warto ich odwiedzić, ponieważ oferują zazwyczaj lepszą broń i zbroję niż ta, którą aktualnie posiadamy. Do tego można kupić nowe, pozwalające przyzywać więcej istot instrumenty, oraz mapy skarbów, dzięki którym na mapie głównej uzyskamy dostęp do nowych lokacji. Osobne miejsce w plecaku barda przeznaczone jest na specjalne amulety, podnoszące współczynniki – jest ich razem dwadzieścia pięć. Szkoda tylko, że w jednej grze nie ma możliwości uzbierania wszystkich. Leczymy się w kościołach u kapłanów, po uprzednim rzuceniu paru srebrników na tacę. Co ciekawe, odpowiednie sumy odblokowują dostęp do pieśni, artworków i animacji. Z kolei trunki w barach podnoszą i/lub obniżają na pewien czas różne statystyki.

W pewnej karczmie możemy dać przedstawienie. Co ciekawe, przywołani towarzysze tańczą razem z nami!

Dobry cRPG nie może się obyć bez ciekawych questów. Tego też nie zabraknie w The Bard’s Tale. Znaczna większość zadań odbiega od typowych schematów lub specjalnie je powiela, jednocześnie kpiąc sobie z nich. A to szczur w karczmie okazuje się być nie małym futerkowym stworzeniem lecz potężną bestią ziejącą ogniem, a to bard zostaje rozpoznany przez jego niby dawną miłość, można też przez przypadek zniszczyć parę wiosek zamiast je uratować. Gra okraszona jest świetnymi piosenkami – o piwie, o wybrańcach, o bestiach siejących zniszczenie – z czego jedną (bestię, nie pieśń) sprowadza bard, a śpiewając z innymi bywalcami karczmy o pewnym idiocie zdaje sobie sprawę że śpiewa... o sobie. Niestety, im dłużej gramy, tym pobocznych zadań jest mniej, a siekaniny więcej. Właściwie od jakiejś połowy gry czekają na nas tylko zadania główne. Sytuację ratuje to, że prawie wszędzie możemy wrócić, a niektóre lokacje się zmieniają, tj. tętniące życiem w pierwszym rozdziale Houton, gdzie zaczynamy grę, zostaje potem opanowane przez hordy umarlaków. Gra podzielona jest na czternaście rozdziałów, z czego kilka to rozdziały nieobowiązkowe, choć jak zwykle – lepiej je odwiedzić, wykonać zadania, zebrać doświadczenie i przedmioty. Wszystko zespala spójna, ciekawa i dość oryginalna fabuła, z trzema różnymi zakończeniami, z czego jedno to po prostu wycofanie się.