Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 24 sierpnia 2005, 13:08

autor: Emil Ronda

Killer 7 - recenzja gry - Strona 3

Poznajcie i wcielcie się w rolę Harmana Smitha – zabójcy, któremu dolega coś na podobieństwo schizofrenii. Harman wyhodował w swej głowie kilka osobowości (teraz spójrzcie na tytuł gry) – a każda nich posiada inne umiejętności.

Estetyczna tolerancja

Elementem, który niewątpliwie wgniótł mnie w fotel jest cała strona audio-wizualna. Uwaga gracza skupiona jest na niezwykłym graficznym stylu i dźwiękach – a te jakby pochodziły z innego, chaotycznego ale pociągającego i dynamicznego świata.

Sama grafika nie powala absolutnie ilością szczegółów czy teksturami – to stwierdzi każdy, kto zerknie na dwa/trzy obrazki z gry. Ale ten styl w połączeniu z doskonałą animacją postaci oraz idealnie dobraną kolorystyką (momentami płynne przechodzenie kolorów z jednego na drugi na teksturach po prostu urzeka) zapewnia wrażenia estetyczne, jakich próżno szukać w innych grach. Zapewniam jednak, że nie każdy doceni grafikę w tej grze – ktoś powie, że jest uboga, tandetna i w ogóle graficy Capcomu to jakaś festyniarska zgraja. I wiecie co? Nie będę się kłócił, bo tu najważniejszą rolę – zresztą to dotyczy całej gry – odegra i tak Wasza estetyczna tolerancja.

Z dźwiękami jest podobnie, muzyka jest bardzo różnorodna i ze spokojnej, bardzo klimatycznej, potrafi raptem przejść na przykład w dynamiczny, dyskotekowy beat. W każdym razie muzyczny klimat potrafi zmienić się nagle i bez ostrzeżenia, ale jakoś nie wychwyciłem momentu kiedy uznałbym takie zjawisko za coś niepotrzebnego, powiem więcej – taka muzyczna żonglerka bardzo mi się to spodobała i odniosłem wrażenie, że znacznie ubarwia ona zabawę. Klimatyczne, szalone śmiechy wrogów, czy demoniczne bełkotanie zmarłych postaci spotykanych na drodze dodają specyficznego smaczku – momentami ciarki przechodzą po plecach. Dobra robota – minimalizm i oszczędność (uszy Ci nie spuchną), ale wszystko podane ze smakiem i dobrze doprawione. Mniam.

Zabawa grafików z kolorami powinna się Wam bardzo podobać.

Moje 3 etapy z Killer 7

Po paru godzinach gry zdałem sobie sprawę, że moja emocjonalna przygoda z tym tytułem osiągnęła trzeci etap. Jak się potem okazało – trzeci i ostatni. Ale po kolei.

Na początku miałem do czynienia ze swojego rodzaju odrętwieniem – zewsząd atakowały mnie przedziwne rozwiązania nie tylko mechaniki rozgrywki ale i stylu grafiki, fabuły, postaci, niemalże wszystkiego! Gdy raptem z sufitu na lince zaczepionej na plecach zawisła niczym marionetka postać ubrana w czerwony obcisły kostium z palcem przyłożonym do ust i zaczęła monolog od słów: „Master, we’re In tight spot...” mój wyraz twarzy musiał w bardzo osobliwy sposób wyrażać zdziwienie. Nie lepiej było, gdy jakiś ważny przedmiot podarowała mi... gadająca głowa z bębna pralki automatycznej. Wiecie już o co chodzi? O jakiego rodzaju odrętwieniu tu piszę? Dodajcie do tego przedziwne sterowanie i niecodzienne rozwiązania, o których wcześniej wspomniałem i macie obraz pierwszej godziny z tą grą – wrażenie niezapomniane – niezrozumiała jazda bez trzymanki!