Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 29 lipca 2005, 09:21

Darwinia - recenzja gry - Strona 4

Dziwny to produkt. Niby stworzony w XXI wieku, a bliżej mu do pozycji sprzed dziesięciu lat. Nie ma żadnych wątpliwości, że jest to gra dla wymagających użytkowników. Nie oferuje wodotrysków, ale w zamian daje rzecz niezwykle pożądaną – oryginalność.

Jedyne bajery wizualne ujawniają się, kiedy rozpoczynamy walkę. Nie widać tego jeszcze podczas batalii z użyciem lasera, ale kiedy w ruch wchodzą granaty i rakiety, rozpoczyna się prawdziwy pokaz fajerwerków. Wierzcie mi na słowo, wybuch kilku granatów pod rząd, połączony z rozpadaniem się na części największych kreatur i przeraźliwymi hukami dudniącymi w uszach może wywołać u gracza jęk rozkoszy. Tak przynajmniej było w moim wypadku.

Skoro dotknęliśmy kwestii dźwiękowych, warto wspomnieć do końca, co w grze możemy właściwie usłyszeć. Na początek niespodzianka – Darwinia muzykę przewiduje tylko w menu – w dodatku są to ambientowe klimaty. Podczas właściwej rozgrywki nie usłyszymy ani jednej melodii, wszystko odbywa się w ciszy i spokoju, wzmagając atmosferę wyobcowania. W pewnym sensie to nawet lepiej, gdyż podczas walki i tak nie byłoby słychać muzyki. Huk wybuchów potrafi rozerwać membrany w głośnikach i przy okazji zdenerwować wszystkich sąsiadów w promieniu kilku pięter (o ile mieszka się w bloku), a także doprowadzić do szewskiej pasji rodzicieli (o ile przesiadują tuż obok). Wniebogłosy „drą się” również zabijani Darwinianie, a właściwie kot Maddie, którego miauczenie posłużyło twórcom gry do przygotowania wydawanych przez sprite’y dźwięków.

Końcowa ocena...

... może być tylko jedna: Darwinia to niesamowita gra. Zarówno ogólne opracowanie, jak i pomysły dotyczące rozgrywki zasługują na najwyższą notę. Mimo, iż cały czas miałem świadomość przebywania w zupełnie obcym świecie, pokochałem zielonych „ludzików” i z ogromną przyjemnością dążyłem do tego, aby uwolnić ich spod jarzma niewolnictwa. Mało który RTS przyniósł mi ostatnio tak dużo pozytywnych wrażeń, jak właśnie Darwinia. Produkt doskonały niemal w każdym calu.

Każdy kij ma jednak dwa końce. To co podoba się mnie, niekoniecznie musi innym entuzjastom elektronicznej rozrywki. I jak znam życie, z pewnością znajdzie się wielu graczy, dla których oprawa audiowizualna będzie koszmarna, a rozgrywka nieciekawa. Wydaje mi się, że produkt firmy Introversion Software skierowany jest raczej do starszych i nieco bardziej wymagających graczy, a zwłaszcza tych, którzy stawiają oryginalny pomysł ponad wszelkie wodotryski, jakie przynoszą nam inne produkcje XXI wieku.

Darwinia to moim zdaniem ewenement na niezwykle aktywnym rynku RTS-ów i zarazem najdziwniejszy program od czasów The Neverhood, w jaki kiedykolwiek grałem.

Krystian „U.V. Impaler” Smoszna

Plusów i minusów nie będzie. To, co dla zwolenników Darwinii może być pozytywem, dla jej przeciwników okaże się negatywem. Ten produkt można albo kochać, albo nienawidzić. Innej opcji nie ma.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej