Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 29 lipca 2005, 09:21

Darwinia - recenzja gry - Strona 3

Dziwny to produkt. Niby stworzony w XXI wieku, a bliżej mu do pozycji sprzed dziesięciu lat. Nie ma żadnych wątpliwości, że jest to gra dla wymagających użytkowników. Nie oferuje wodotrysków, ale w zamian daje rzecz niezwykle pożądaną – oryginalność.

Darwinia to gra, która na początku nie oferuje zbyt wiele. Kolejne elementy ujawniane są stopniowo i tyczy się to zarówno celów misji, jak i oferowanych przez Sepulvedę możliwości walki z wirusami. Przyznam szczerze, że w tej kwestii programiści z Introversion Software zaimponowali mi. Zawsze kiedy wydawało mi się, że gra pokazała już wszystkie możliwości, do głosu dochodziły kolejne nowości, pozwalające cały czas podtrzymywać euforię, z jaką niszczyłem niezliczone zastępy obrzydliwie paskudnych wirusów.

W tym miejscu należy wyraźnie zaznaczyć, że rozgrywka ma charakter wybitnie zręcznościowy. Piechurami trzeba zajmować się cały czas, bowiem sami nie potrafią ostrzeliwać wroga. Chcąc więc wykonać inne działania, musimy robić to w ekspresowym tempie. Klikania myszką będzie sporo, a to już niekoniecznie musi przypaść do gustu zwolennikom spokojniejszych pod względem akcji RTS-ów. Mimo to, gra ma do zaoferowania dużo również pod względem taktycznym. Metoda czołgu Stalina w ogóle nie zdaje w Darwinii egzaminu. Gracz musi dokładnie przemyśleć, gdzie ruszyć swoje wojsko i co zaatakować, aby osiągnąć określone profity. Na nic nie zdaje się eksterminacja wroga, jeśli przemykający po polu bitwy inżynierowie nie dysponują generatorem potrzebnym do produkcji nowych Darwinian. W pewnym momencie może się okazać, że bez wytworzenia odpowiedniej liczby jednostek nie będziemy mogli obsłużyć zlokalizowanych na planszy urządzeń i wówczas całą misję trzeba będzie powtórzyć od początku, pamiętając już o zapotrzebowaniu na wirtualną siłę roboczą.

Zarażeni (czerwoni) Darwinianie próbują nam odebrać stacjonarne działo i tym samym zaprzestać eksterminacji skażonych mieszkańców wirtualnego świata.

Oprawa wizualna...

... dla jednych będzie obrzydliwa, inni z kolei będą się nią zachwycać. Muszę przyznać, że trudno odmówić grafikom pomysłów w przygotowaniu wirtualnego świata Darwinii. Wszystkie wyspy zbudowano z siatki polygonów (trójkątów), których nie pokrywają żadne tekstury. Trójwymiarowe instalacje, jakie zobaczymy na mapach, są wręcz obskurne – brak im jakichkolwiek detali. To samo tyczy się postaci wrogów oraz naszych podopiecznych. Jakby tego było mało, w menu gry możemy uruchomić specjalną opcję „pikselozy”, która dotyka wszystkie ruchome obiekty w grze. Nie ukrywam, że całość zauroczyła mnie. Darwinia ma totalnie „odjechany” wygląd i wręcz klasyczny „feeling” – na dobrą sprawę w ogóle nie czuje się, że ten program został wydany w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Wręcz przeciwnie, czuć w nim powiew pierwszych w pełni trójwymiarowych produkcji z połowy lat dziewięćdziesiątych.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej