Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 14 czerwca 2005, 12:52

autor: Daniel Sodkiewicz

Grand Theft Auto: San Andreas - recenzja gry na PC

Świetny klimat, doskonała muza, olbrzymie miasta, dowolność poczynań - czegóż chcieć więcej? Najwspanialsza odsłona Grand Theft Auto przybyła, by skraść nasze serca oraz... mnóstwo wolnego czasu.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Gangsterskie podziemia wielkich amerykańskich miast, to dla przeciętnego Polaka wyimaginowany przez speców od marketingu egzotyczny świat. Uliczne porachunki mafiosów i życie w gettach XXI wieku, są nam obce, bo stanowią całkowicie odmienną wizję rzeczywistości od tej, jaką uczono nas postrzegać w nadwiślańskiej teraźniejszości. Stany Zjednoczone i Polskę dzieli ogromna różnica kulturalna, ekonomiczna i światopoglądowa. Zza oceanu dochodzą do nas ukształtowane przez komercyjne przedsięwzięcia informacje o różowym świecie przestępczym w USA. Etos czarnoskórego gangstera to świetny temat na hollywoodzkie hity, zaś dla fircyków stroniących od szerszych spodni to świetny temat na wyśmiewanie ziomalskich klimatów.

Proamerykański wstępniak

Przypakowany gangster bez koszulki, z dyndającymi na piersi kilogramami złota wozi się LowRiderem z ustawioną na full muzą 2paca. W schowku przeładowany pistolet i wieczne oczekiwanie na serię z karabinu wrogiego gangstera. Nikt jednak nie studiował tam gangsterskiego życia na uniwersytecie w Utah. Taki styl istnienia i walki o przeżycie wykreowały warunki bytu w biednych dzielnicach amerykańskich miast. Hip-hop został spopularyzowany przez żyjących w zachodniej biedzie, ale potrafiących wybić się i wydostać z życiowego szlamu murzynów. Jednemu na sto się uda, rap wciąż jest aktualny, bo gangsterskie podziemie nadal istnieje. Pozwólcie, że opowiem Wam pewną historię.

Rok 1992...

Koleś zwie się Carl Johnson. Życie splotło nasze losy w momencie, gdy CJ (bo tak się mówi o nim na mieście) wrócił z migracji na stare śmieci, do Los Santos. Przyczyna powrotu – tajemnicza śmierć matki. Sprawa nieprzyjemna, szczególnie gdy rodzinne okolice witają w taki sposób jak powitały CJ-a. Już na lotnisku wypatrzyły go tutejsze psy. Na wstępie okradły, to się zdarza, większość niebieskich to rasiści. Na deser podrzuciły mu broń, w perfidny sposób próbując wplątać w morderstwo. CJ to twardy gość, twardszy niż zdawał się na początku naszej znajomości. Ma marzenia i co najważniejsze skrzętnie je realizuje. Zawsze też posiada plan i priorytety. Dorwać zabójcę matki, po czym rozkręcić w okolicy jakiś interes. Osobiście doradzam mu, aby po wyrównaniu rachunków, wywiózł jak najdalej stąd swoje czarne dupsko. Wiecie co mi odpowiada? Że weźmie ten pomysł po uwagę. Powtarza to przy każdej nadarzającej się okazji.

Carl od dziecka był gangsterem, rzec trzeba z powołania. Zresztą z taką rodzinką, trudno zmienić profesję. Niestety, mimo nazwiska, CJ był obcym wśród swoich i nowym na starych śmieciach. Jego brat Sweet, możliwe, że rodzony, trzyma pieczę nad rodzinnym interesem. Gang Grove Street Families liczy się na mieście, ale jego ambicją jest panowanie nad całą tą śmierdzącą metropolią. Carl mógł się przydać, czym prędzej rozpoczęto więc sprawdzanie nowego mięsa.

Czarna robota

CJ narzekać na brak roboty nie mógł. To zawieźć kumpli na jakąś zajawkę, to sklepać kilku cwaniaków z konkurencyjnego gangu, innym razem uratować dupsko przyjacielowi. Carl nieźle się w to wkręcił i po kilku udanych akcjach, z niecierpliwością czekał na kolejne zlecenia. Gangsterski świat San Andreas to jeden z ciekawszych sposobów na życie. CJ do dziś wspomina wyścigi LowRiderami, włamanie do willi Madd Dogga, czy zadymę w siedzibie gangu Vagos w East Los Santos, zakończoną zresztą zapoznaniem atrakcyjnej Denise. Gość nieźle się przy tym bawił, a przy okazji zyskiwał szacunek wśród tutejszych. Nierzadko wpadaliśmy na siłkę, jazda na rowerze i ciągłe bieganie po mieście też zrobiły swoje. Carl dorósł, nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Obwieszony złotem i drogimi ciuchami koleś z nieprzeciętną muskulaturą i dziarami, siłą rzeczy wywiera psychiczną presję na napotkanych przechodniów. Ja w każdym bądź razie nie chciałbym mieć z nim na pieńku. Co prawda ostatnio trochę przytył, ale mówi, że pracuje na masę. Na masę, niech mu będzie, ja tam boję się nawet myśleć inaczej niż on. Tak czy siak, zbyt dużo czasu spędzamy ostatnio w fastfoodach i za kółkiem.

Samochody, to odrębna opowieść

Po mieście myka sporo wozów, na brak nowych bryczek nie narzekamy. Dla CJ-a to już nawet nie hobby a nałóg. Jak się okazuje, najlepszym sposobem na nową furę jest odebranie właścicielowi jego auta na jego własnych oczach. Na Carla nie ma mocnych, zatrzymuje samochód, po czym bez większych ceregieli, wyrzuca kierowcę i samemu siada za kierownicą. Ciekawie jest, gdy okradany delikwent próbuje protestować. W takiej sytuacji zazwyczaj wystarcza dystyngowana bomba w paszczękę. Nawet zwykła kradzież wymaga odrobiny kultury, za to właśnie szanuję CJ-a.

Ale wróćmy do autek. To właśnie one dają klimat tej zapadłej dziurze. Wożenie się po mieście, to dosłownie – niezła jazda. Dużą zasługę mają w tym tutejsze stacje radiowe. Wiadomo, syf też nadają, ale jak zapuszczą Dre czy Cube’a to nie ma chromu we wsi. Niezliczone godziny straciliśmy na bezcelowych przejażdżkach, ot tak przed siebie. A że jeździć jest gdzie, więc jeździmy. Sporo już tu siedzę, a co mały wypad za miasto, czy w inną dzielnicę, zawsze znajdzie się miejscówka, którą pierwsze widzę.

Mamy więc miasto kasyn i neonów, mamy wieśniackie Hollywood, pustynie, obszary agrarne, jest nawet gdzie popływać. Co więcej, my tu nawet latamy bez prochów, bo i samolot, helikopter czy spadochron dają niezły odlot. Duży obszar, dużo ludzi, niezliczone możliwości. Ja już od dawna się w tym nie łapię, ale CJ orze jak może. To pojedzie tam, to tutaj, to komuś wyświadczy przysługę, to znów odstrzeli komuś łeb. Chłopak ma nosa do interesów, więc kasiory ma jak lodu. Inna sprawa, że grosz się jego nie trzyma. To kupi posiadłość, to odpicuje brykę, skoczy do Armaniego po galotki, czy przepuści szmal na wyścigach konnych, w kasynie czy automatach do gier. Łatwo poszło, więc czemu ma łatwo nie przyjść? CJ mimo dresika i bandany to także biznesmen. Supermarket, TIR-y, sklep z zabawkami, ostatnio Carl zastanawia się nad zainwestowaniem w hotel. Bo ile można tyrać dla innych? Robota jest, ale nie ma to jak własne przedsięwzięcie. Pieniądz robi pieniądz, ot samo życie.

Life is brutal, and full of zasadzkas

Bez metalu na miasto raczej się nie wybieramy. Samych zresztą zabawek mamy więcej niż tutejsza armia. Co więcej, kurz ich nie pokryje, bo częściej z nich korzystamy niż ze sztućców. Walki na ulicach to codzienność, a wymiana ognia z policją czy wrogim gangiem, różni się jedynie kolorem celu. No dobra, po małej zadymie gliny węszą i polują na uczestników jatki. Ale i to można zdzierżyć, bo bywa, że psy nie mieszają się w sprawy podziemia. No bo kto przy zdrowych zmysłach, będzie zatrzymywał dwa goniące się wozy, z zawartością tuzina czarnuchów prujących do siebie z uzi? Tego typu akcje to chleb powszedni, więc nikt szczególnie się tym nie przejmuje.

Ogólnie, w mieście wszyscy są lekko nerwowi. Co problem, to rozwiązanie w wersji pięści lub spluwy. Nieraz trzeba brać nogi za pas, więc topografię miasta musimy mieć opanowaną. Przydaje się także sprawność fizyczna podczas przeskakiwania przez ogrodzenia, lub wspinania na murki i dachy kamienic. Praktyka czyni mistrza, nie stronimy więc od biegania, strzelania i zarywania lasek, bo i w tej kwestii CJ lubi poszaleć. Jak sam powtarza: fura, komóra, czarna skóra, modna fryzura, muskulatura i sprawna armatura – niezbędny zestaw randkowicza.

Gangsta, to wciąga

Robisz, co chcesz, dobrze się bawisz i po prostu żyjesz. Bo przecież życie to gra, a nie pudełko czekoladek, jak błędnie stwierdził jakiś białas. Odkąd znam CJ-a wszystko nabrało nowego rozmachu. A wiec gram w moje życie i uzależniam się od tego. Swoją drogą polecam Wam nowe prochy. Towar pierwsza klasa, prosto z wybrzeża. Wyhodowali je niejacy ludzie z Rockstar, sam proszek zwą GTA i dopisują SA, że niby to wizytówka San Andreas.

I tak nie chce mi się już z Wami gadać. Niuchnę jeszcze trochę tego badziewia i walę na miasto. Bo jak już się zaciągniesz, to grasz w życie na maxa, a CJ to taki spoko koleś, że... Wy się tam znacie zresztą, bo to i tak jest tym, na co wszyscy czekali. Peace!

Uzupełnienie recenzji:

Po szczegóły na temat programu, odsyłam do wyczerpującego temat San Andreas naszego poradnika do gry. Znajdujący się tam opis misji i zasad rządzących światem programu, stanowi idealne uzupełnienie powyższego tekstu. Ale czy rzeczywiście jest co uzupełniać? Najnowsza odsłona GTA to wszystkie poprzednie części połączone razem i podniesione do kwadratu. Nie ma co się zastanawiać, trzeba w to grać, bo nieczęsto zdarza się tytuł takiego kalibru.

PLUSY:

  • grafika, muzyka, dialogi, fabuła, humor, grywalność, obszerność tematu, zróżnicowanie, świetnie zaprojektowane lokacje, ogromne przestrzenie, niezliczone możliwości rozgrywki, nieliniowość (nie skrzeczeć tylko, że pozorna! bo liniowości w grze nie czuć), ogromne przestrzenie do zwiedzania, duże możliwości rozwoju postaci i jej modyfikacji, świetny klimat, wyśmienity model jazdy i ogromna ilość pojazdów do okiełznania, długość rozgrywki... dosłownie wszystko co w grze napotkamy, trzeba zaliczyć plus. Gra marznie, na takie cudo świat gier czekał latami.

MINUSY:

  • szczerze mówiąc nie rozumiem serwisów, które dają tej grze zauważalnie niską ocenę. Czy wytknięcie mało istotnych i wydumanych na siłę błędów grze, rzeczywiście świadczy o jakości recenzji i recenzencie? Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie narzekać na GTA:SA, bo tytuł ten po prostu wymiata. A czemu piszę o tym w minusach? Bo premiera programu idealnie pokryła się z uczelnianą sesją :-/ Damn!

FAQ

Grafika

Fakt, engine z jakiego korzysta gra nie jest najnowszy. W porównaniu z Doom’ami i tego typu Half-Life’ami, tytuł ten wypada dość ubogo. Brak bardziej chwytliwych technologii wykorzystywanych przez program, niezniszczalne budynki, zdecydowanie nie fotorealistyczna grafika i nie zawsze zgodna z rzeczywistością fizyka. Ale w tej grze, nie jest to aż tak istotne. Program, bez większych obaw można uruchomić na sprzęcie, jaki udźwignął dwa lata temu (!) Vice City. Oprawa graficzna dzięki dobrym teksturom, świetnie zaprojektowanym lokacjom i bardzo przyzwoitej grze świateł, generalnie spełnia wyśmienicie swoje zadanie. Wygląda bardzo przyzwoicie, nie przeszkadza i ma swój klimat. To właśnie jedna z tych gier, w których szata graficzna nie jest najważniejsza.

Konwersja PS2-PC

Rzeczywiście, nie dość, że użytkownicy komputerów osobistych musieli czekać na San Andreas prawie rok, wersja ta nie różni się znacząco od konsolowego odpowiednika. Przykładem niech będzie sposób zapisywania stanów gry i wiążąca się z tym mało realistyczna sytuacja z nieśmiertelnymi misjami. Np. jedziesz z kumplami na akcję, na której każdy z nich ginie. Zdarza się. Absurdem jest jednak możliwość powrotu po tych samych, ale już nowych i żywych kumpli do ich domu. Z drugiej jednak strony, zabieg taki nie wpływa ujemnie na grywalność, rzec można nawet, że wpływa nań dodatnio. Bo pewna liniowość w świecie gry w nobliwy sposób porządkuje jej „chaos”, wynikający z dużej swobody pozostawionej graczom.

Dlaczego nie 100%?

Z punktu widzenia recenzji, program odstaje technicznie od dzisiejszych standardów. Dla samych graczy, nie powinno mieć to jednak znaczenia. Osobiście, nie słyszałem bowiem z ust zwykłego gracza (nie recenzenta), aby przeszkadzało mu w GTA np. brak technologii Havok czy narzekań, że wolałby zobaczyć grę na innym silniku (Unreal 3?). Nie dajmy się zwariować. Od strony grywalności – nota najwyższa. Bo otrzymaliśmy to, na co wszyscy czekali, a efekt końcowy okazał się lepszy niż zapowiedzi.

Czy GTA:SA jest grą idealną?

Nie. Nie ma rzeczy idealnych. Potęga najnowszej odsłony GTA tkwi w tym, że niektóre z jej elementów zostały wykonane perfekcyjnie, a inne otarły się o doskonałość.

Polska wersja GTA

Edycja kolekcjonerska w cenie 259,90 złotych, zwykła (której jeszcze nie ma) za 129,90 – w przypadku tej gry jest posunięciem mało wobec graczy delikatnym. Statystycznie, 90% graczy czekało na ten tytuł z utęsknieniem, a większość maniaków instalowała program na swoim HDD kilka godzin po oficjalnej premierze w USA. W zagranicznych sklepach Internetowych program w wersji PC kosztuje koło $50, czyli znacznie taniej niż obecnie nad Wisłą. Wystarczy zresztą zajrzeć do Internetu – kto chciał mieć grę już ją ma. Cenego! Zmień cenę! Bo tę grę, warto mieć na oryginalnym nośniku!

Lekko zjarany najnowszym GTA, Daniel „KULL” Sodkiewicz

Grand Theft Auto: San Andreas - recenzja gry na PC
Grand Theft Auto: San Andreas - recenzja gry na PC

Recenzja gry

Świetny klimat, doskonała muza, olbrzymie miasta, dowolność poczynań - czegóż chcieć więcej? Najwspanialsza odsłona Grand Theft Auto przybyła, by skraść nasze serca oraz... mnóstwo wolnego czasu.

Grand Theft Auto: San Andreas - recenzja gry
Grand Theft Auto: San Andreas - recenzja gry

Recenzja gry

GTA:SA to przede wszystkim największy do tej pory obszar, na którym prowadzona była rozgrywka. Tak ogromnego środowiska nie zaproponowała żadna gra z tej serii, a nawet tak wielki świat po raz pierwszy w historii zaprezentowano na konsoli Playstation 2.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.