Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 21 czerwca 2005, 13:34

autor: Krzysztof Bartnik

Star Wars Episode III: Revenge of the Sith - recenzja gry - Strona 3

W SW: EIII RotS mamy wszystko, czego każdy fan „Gwiezdnych Wojen” oczekuje po grze na podstawie trzeciego epizodu: dynamiczne, efektowne pojedynki na miecze świetlne, korzystanie z Mocy i prowadzenie dwóch postaci, kluczowych dla filmu.

Kolejnym pozytywem opisywanej produkcji jest mnóstwo bonusowych materiałów do odblokowania, które motywują do ponownego przejścia całego wątku fabularnego. Wspomniałem powyżej o scenach z filmu i wojownikach, którymi gramy później w duelach, ale to nie wszystko. W SWEIII: RotS nie brakuje ukrytych na mapach artworków, specjalnych umiejętności, gdy zaś odkryjemy któryś z dodatkowych poziomów to zagramy – uwaga, duży spojler! – m.in. Yodą oraz Darthem Vaderem (każdy heros z pełnym wachlarzem swoich ciosów i mocy). Nie należy też zapominać o alternatywnym zakończeniu historii trzeciego epizodu, o którym pisałem kilka akapitów wcześniej.

Do plusów Star Wars: Episode III Revenge of the Sith wypada zaliczyć oprawę graficzną. Animacje poruszania się postaci wykonano lepiej niż dobrze, pojedynkom na miecze świetle ciężko odmówić efektywności (cięcia, blokowanie, śmigające wokół wiązki laserów, etc.). Podobnie sprawa ma się z otoczeniem – w tle widzimy gwiezdne bitwy, na mapach możemy niszczyć większość obiektów, używanie mocy wypada bardzo klimatycznie (w postaci kierowanej przez gracza drzemie ukryta potęga... coś w tym jest!). Animacja potrafi nieznacznie „chrupnąć”, ale dzieje się to wyłącznie podczas większej zadymy. W grze zastosowano „kinową” kamerę – oprócz tego, że zwykle obserwujemy wszystko zza pleców prowadzonej postaci, momentami kamera przełącza się w inne położenia, tak aby umożliwić nam jeszcze lepszy wgląd na całe pole walki i efektowniej zaprezentować dany pojedynek, czy wybraną sytuację.

I po robocie.

Ciemna strona mocy

Nie wiem, czy zadecydował tutaj pośpiech (gra miała zostać wypuszczona przed premierą Episode III i tak też się stało), czy może jakieś inne czynniki, jednak ciężko jest pisać na temat omawianego tytułu w kategorii „cudu, miód i orzeszki”. Owszem, mamy tutaj szesnaście poziomów, jednak każdy z nich można przejść w dziesięć, góra dwadzieścia minut, o ile oczywiście gracz nie uprze się, że chce wszędzie zajrzeć i wszystko zebrać. Każdy, bez większych problemów ukończy Star Wars: Episode III Revenge of the Sith w mniej niż sześć godzin, zebrawszy przy tym większość najciekawszych dodatków i dopakowując statystyki bohatera prawie do maksimum. To mało. Wręcz bardzo mało. 250 PLN za 6 godzin rozgrywki. Nie kalkuluje się, a sytuacji nie ratują nawet bonusowe poziomy z Yodą czy spora ilość filmowych wstawek. Zanim człowiek dobrze się rozpędzi i wczuje w wirtualne zmagania, będzie musiał skończyć przygodę. Słabo. Zamiast odkrywania kolejnych scen z filmu lepiej pójść do kina, a co do Yody... Cóż, po cichu ciągle liczę, że doczekamy się gry z tym mistrzem Jedi w roli głównej. Może nie dzisiaj i nie jutro, ale kiedyś.

Podążając dalej za ciemną stroną, SW: EIII RotS to gra zwyczajnie łatwa do przejścia, momentami nawet zbyt łatwa. Najbardziej niszczycielskie kombinacje wyprowadzamy dwoma przyciskami, dużą część rozgrywki przechodzi się tylko poprzez szybkie naciskanie ich w dowolnej kolejności (tzw. mashowanie). Prowadzony bohater sam dobiera wtedy wachlarz ciosów, które następnie zadaje, a my sprawdzamy tylko, czy przeciwnik padł już ostatecznie na deski, czy może trzeba go jeszcze dobić. Byleby do przodu, byleby zobaczyć kolejny klip z filmu. Rach, ciach i możemy rozkoszować się animacją. Gdzie tu sens, gdzie logika? Lubię wirtualne wyzwania, tutaj zaś co najwyżej miałem niewielkie trudności w pokonaniu silniejszych bossów. Jedi przecież nie mieli łatwego życia, więc dlaczego mają je mieć gracze?