autor: Krzysztof Bartnik
FIFA Street - recenzja gry
Marka EA Big nie bez powodu kojarzy się graczom z efektownie wykonaną, zręcznościową „sportówką”, która niekoniecznie będzie miała coś wspólnego z realizmem rozgrywki, ale na pewno odznaczy się sporymi pokładami grywalności.
Marka EA Big nie bez powodu kojarzy się graczom z efektownie wykonaną, zręcznościową „sportówką”, która niekoniecznie będzie miała coś wspólnego z realizmem rozgrywki, ale na pewno odznaczy się sporymi pokładami grywalności. Za przykład najlepiej podać tutaj serie SSX, Def Jam, NFL Street oraz NBA Street, z czego każda doczekała się przynajmniej dwóch, gorąco przyjętych przez fanów odsłon, a w produkcji znajdują się już ich kolejne części. Po „ulicznych” odmianach futbolu amerykańskiego czy koszykówki, zasadnicze pytanie brzmiało: kiedy developerzy z Electronic Arts sięgną wreszcie po, uwielbianą przez miliony osób, piłkę nożną? W końcu „okrągłą, niekoniecznie skórzaną” kopie się na całym świecie, nie tylko na olbrzymich stadionach, a robią to nie tylko solidnie opłacani piłkarze, ale także amatorzy, dzieciaki z osiedla, czasem nawet zdarzy się to panu Mietkowi spod jednej z nielicznych obecnie budek z piwem (celowo pomijam jednak fakt, że pan Mietek kopie zgniecioną puszkę, próbując trafić - w porywach szlachetności - do kosza na śmieci). Piłka nożna wreszcie „wyszła” ulice i o tym traktuje FIFA Street. O tym, że futbolówkę można wykopać za prowizoryczne boisku i nigdy więcej nie zobaczyć, przedziurawić ją na głupim kawałku szkła, czy zedrzeć praktycznie każdą część ciała na asfalcie, FIFA Street już nie wspomina. Ale pamiętajcie, że ostrzegałem.
Wielbicieli standardowych, stadionowych „potyczek” jedenastu na jedenastu plus cudem lawirujący pomiędzy nimi sędzia trzeba zmartwić na samym początku. W FIFA Street gracze mają do czynienia z meczami czterech kontra czterech (proporcje w każdej drużynie to trzech plus bramkarz), zmagania odbywają się zaś na szybko przystosowanych do roli piłkarskiego boiska dzielnicach miast, placach, a czasem nawet boiskach do koszykówki. Wiecie – tu barierka, tam murek ozdobiony grafitii, gdzie indziej krzaki, metalowa siatka, czy na szybko ustawione bramki (a raczej: dwa prowizoryczne słupki i jednam jakiś cudem trzymająca się ich poprzeczka). Przypominają się czasy dzieciństwa, łezka też się kręci przez chwilę w oku (przypomnijcie sobie pierwsze, osiedlowe boisko…), ale nie pora na sentymenty.