Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 12 maja 2005, 09:20

autor: Krzysztof Gonciarz

Fight Night Round 2 - recenzja gry

Gry bokserskie zawsze były osobliwą fuzją produkcji sportowych z mordobiciami. To, co prezentuje „Fight Night” nie jest ani jednym, ani drugim. Tytuł taki może być miłym oddechem dla graczy znudzonych schematami, którzy nie próbowali nigdy czegoś takiego.

Recenzja powstała na bazie wersji PS2. Dotyczy również wersji XBOX

Gry bokserskie z oczywistych względów skazane są zazwyczaj na dość niszową egzystencję oraz morderczą walkę o każdego potencjalnego nabywcę. To nie „gała”, na którą człowiek zwraca uwagę niejako odruchowo, nie zadając sobie żadnych elementarnych pytań. Bodziec, którego musiałby doświadczyć statystyczny padołamacz, by zainwestować w wirtualny boks, zazwyczaj pozostaje w sferze marzeń developerów, a ich dzieła i tak trafiają do stosunkowo wąskiego grona entuzjastów tej klasycznej dyscypliny sportowej. Trzeba się nieźle natrudzić, by stworzyć tego rodzaju grę, która będzie kopała zady szerokiemu audytorium. Hegemonowi symulacji sportowych, EA Sports, prawie się ta sztuka udała przy okazji Fight Night, wydanego mniej więcej rok temu. Teraz, gdy Round 2 kręci się w moim czytniku, zastanawiam się. Czy ta gra będzie w stanie się przebić przez ograniczenia nałożone na nią z tytułu tematyki? Powinna, jako że wylewający się z niej miód prawie zatkał już czytnik mojej konsoli.

Fight Night Round 2 na samym początku atakuje nas bujającym intrem w rytmie hiphopu, w którym to przy wtórze gniewnych, rapujących murzynów oraz wdzięcznych sfx-ów trzaskających szczęk obserwujemy niewielki preview tego, co można wyczyniać w tej grze. Ochota rośnie. Jak się okazuje, już po rozpoczęciu pierwszej partii, w filmiku wprowadzającym nie ma żadnych przekłamań. W zasadzie można by sobie darować wymienianie pozytywnych doznań w trakcie gry i ograniczyć się do tylko jednego spostrzeżenia: przyładowanie przeciwnikowi najsilniejszym możliwym ciosem i patrzenie, jak pada na dechy jest przyjemne jak cholera. To wystarczy.

Który ci to zrobił, synu?

Na stoczenie walki w pełnym tego słowa znaczeniu składa się w tej grze kilka etapów. Pierwszym z nim jest trening, polegający na zabawie w jedną z trzech dość standardowych mini-gierek, celem zwiększenia parametrów naszego zawodnika na czas starcia z „żywym” oponentem. Urozmaicenie nie jest może zbyt duże, acz sprawdza się. Możemy potłuc combosy w lalkę treningową (w wersji „powtórz kombinację” lub „wal ile wlezie”) bądź też pobawić się w podnoszenie ciężarów. Co bardziej niecierpliwi mogą ominąć tę fazę, zdając się na trening automatyczny (ryzyko nieznacznej utraty formy), bądź też kompletnie zrezygnować z jakichkolwiek modyfikacji stanu fizycznego naszego siłacza. Zabawa w trenowanie jest jednakowoż na tyle dobrze pomyślana, że ćwiczy nie tylko jego, ale także nas samych. Elementy opanowane w mini-gierkach przydają się w trakcie właściwego pojedynku. Niby nic, a o ile potrafi zmienić odbiór całej tej dość rozbudowanej przecież części gry. Świetnie.

Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra
Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra

Recenzja gry

EA Sports FC 24 to duchowy spadkobierca serii FIFA, który na każdym kroku stara się podkreślać swoją odmienność od poprzednich odsłon serii. Nie jest to jednak rewolucja, EA Sports nie wywróciło gry do góry nogami – i dobrze.

FIFA 23 - recenzja. Nie wyrabiam, ta gra jest jak TikTok
FIFA 23 - recenzja. Nie wyrabiam, ta gra jest jak TikTok

Recenzja gry

Ostatnia FIFA autorstwa EA Sports. Koniec pewnej ery. Przyszłość serii rodzi wiele pytań, więc wypada cieszyć się tym, co jest. Sęk w tym, że nie do końca potrafię. Dostałem grę, w którą chciałbym wsiąknąć, ale za nią nie nadążam. FIFA 23 jest jak TikTok.

Recenzja Mario Strikers: Battle League - świetnej gry zasługującej na żółtą kartkę
Recenzja Mario Strikers: Battle League - świetnej gry zasługującej na żółtą kartkę

Recenzja gry

Żółta kartka to nie żarty, ale Mario Strikers, pomimo całej swojej fajności, w pełni na nią zasługuje. W tytuł ten naprawdę dobrze się gra, a z piłką przy nodze łatwo jest się zatracić, ale po końcowym gwizdku człowiek traci chęci do dalszej zabawy.