autor: Paweł Fronczak
Restricted Area - recenzja gry
Rok 2083. Po doszczętnym wyniszczeniu klimatu ludzkość jednak odrodziła się na nowo. Mieszkańcy Ziemi opanowali sytuację i żyją teraz na martwej planecie. Powstał rząd, który jednak nie posiada żadnej realnej władzy.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Rok 2083. Świat nie jest już tym, czym był kiedyś. Po doszczętnym wyniszczeniu klimatu ludzkość jednak odrodziła się na nowo. Mieszkańcy Ziemi opanowali sytuację i żyją teraz na martwej planecie. Powstał rząd, który jednak nie posiada żadnej realnej władzy. Wszystkim, co się tu dzieje. kierują megakorporacje. To właśnie one rządzą skupiskami ludzkimi w ogromnych miastach rozsianych po całej Ziemi. Cała reszta – pustkowia, wypalone bezkresy równin – mimo pozornego zwierzchnictwa człowieka, została opanowana przez mutanty.
Nazywam się Johnson. Moja przeszłość nie jest ważna. Starczy Wam wiedzieć, że zaciągnąłem się do wojska. Obiecywano mi góry złota, a wszystko co otrzymałem można rozbić o... ech, nieważne. Zostałem wyrzucony ze służby i wylądowałem w tym parszywym miejscu. Psia krew, gorzej trafić nie mogłem, jednak opowiem Wam wszystko od początku.
Miejsce, w którym się znalazłem było, cóż, dziwne. Przywitał mnie jakiś miejscowy cwaniak. Nazywał się Marc i wyjaśnił mi kilka spraw. Jak się okazało miasto mogło być świetną kryjówką dla nowego mordercy na zlecenie. Miałem pod nosem sprzedawczynię broni, doktorka, u którego mogłem kupić strzykawki z adrenaliną i inne pożyteczne przedmioty. Bez żadnych zahamowań korzystałem też z usług prostytutki. Poza tym jakiś naiwniak wynajmował swój śmigacz, dzięki czemu miałem dostęp do terenów w pobliżu miasta. A gdy z początku narzekałem na brak gotówki mogłem zaciągnąć pożyczkę. Okolica mi się podobała chociaż wszystko była zamknięte na tylko jednej ulicy. Na samym końcu ciemnego zaułka znalazłem gościa w garniturze. Od niego zaczęła się moja praca dla koncernów.
Na początku gry wybieramy sobie jedną z czterech postaci. Możesz zdecydować się na zabawę typowym osiłkiem (który preferuje broń palną), wojownikiem specjalizującym się w broni białej, młodą hakerką lub kobietą, która posiada zdolności paranormalne (posługuje się mocą psioniczną). Twórcy gry tak obmyślili zdobności i umiejętności postaci, by każdą z nich grało się inaczej (osiłkiem najłatwiej, hakerką najtrudniej). Bohaterowie mają przypisany także pasek energii. Nie tej życiowej, jednak takiej unikalnej, która jest wyjątkowa dla każdego z nich. Wojownik zdobywa ją zabijając przeciwników i dzięki niej może wykonywać specjalne ataki. Natomiast u hakerki zwiększa możliwości bojowe jej drona (robota, który jej towarzyszy), gdyż bez niej mechaniczny towarzysz nie może atakować przeciwników.
Zapowiadało się banalnie. Musiałem odwiedzić jakiś magazyn, zabrać co trzeba i wrócić do miasta. Wynająłem pojazd tutejszej dobrej duszy, Jasona, który zabrał mnie na miejsce (zażądał jednak podziału pieniędzy po powrocie. Trudno, nic nie ma za darmo). Zaraz po wylądowaniu zaatakowała nas masa stworów. Pustkowia to jednak niebezpieczne miejsce. Bez trudu jednak trafiłem do docelowego budynku. W środku też roiły się hordy przeciwników. Mutanty kryły się za każdym rogiem, jednak przy pomocy mojego przyjaciela – pistoletu z nieskończoną ilością naboi – przedarłem się przez chmarę dziwadeł w miarę szybko. Chociaż ten magazyn to prawdziwy labirynt, to jednak znowu z łatwością znalazłem przejście na niższy poziom. Myślałem sobie, że ten ważny przedmiot, który muszę zlokalizować, znajduje się na samym dole tego brudnego budynku. No i się nie myliłem. Skrzynka z mikroprocesorami otoczona była kolejnym legionem potworów. Natrudziłem się, lecz w końcu wszystkie monstra padły. Musiałem tylko ostrożnie stawiać stopy, aby nie pobrudzić sobie butów. Wszędzie leżały flaki mutantów.