Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 6 maja 2005, 09:53

autor: Michał Bobrowski

Silent Hunter III - recenzja gry - Strona 2

Po drugiej odsłonie Silent Huntera kurtyna miłosiernie opadła. Dostaliśmy do ręki część trzecią, która pokazuje nie tylko, jak podwodniackie życie może wyglądać na komputerze, ale i jak może wyglądać naprawdę.

Kolejne kroki skierowałem ku Akademii Morskiej – miejsca, gdzie każdy nawet zupełnie zielony w temacie gracz uzyskuje możliwość zapoznania się z podstawami prowadzenia U-Boota. Bardzo dobrym rozwiązaniem jest dodanie tutoriala w postaci filmów instruktażowych, które łopatologicznie tłumaczą, co i jak. Jako ciekawostkę dodam, że również starzy wyjadacze powinni ukończyć Akademię. Czemu? O tym będzie poniżej.

Zanim wypłynąłem w morze, przyjrzałem się jeszcze jednej zakładce w menu – muzeum. Zaprezentowane w nim zostały wszystkie typy okrętów, statków i samolotów, z jakimi będziemy mieli szansę spotkać się w trakcie rozgrywki. Czy ich ilość jest wystarczająca? W moim odczuciu tak. Co prawda zabrakło mi charakterystycznej sylwetki ORP Błyskawica wśród „polskich” okrętów, czy nieco większej liczby okrętów Krigsmarine, ale uważam, że, jak na potrzeby niemieckiego myśliwego, ilość potencjalnych celów jest odpowiednia (nie zdziwiłbym się wcale, jakby kod gry umożliwiał zapaleńcom na łatwe opracowywanie nowych typów statków i okrętów).

No i w końcu zapoznałem się z trzema opcjami, które umożliwiają mi wyjście w morze. Pierwszą z nich jest tryb pojedynczej misji. Dzięki niemu mamy możliwość od razu wziąć udział w jednej z 10 misji, z których część „rzuci” nas w sam środek historycznych wydarzeń, takich jak zatopienie pancernika „Barham” przez U-331 czy lotniskowca „Courageous” przez U-29. Nie zabrakło oczywiście misji, w której będziemy mogli powtórzyć wyczyn Günthera Priena, dowódcy U-47, który wsławił się przedarciem się do brytyjskiej bazy w Scapa Flow i zatopieniem pancernika „Royal Oak”.

Czas wybrać rok rozpoczęcia służby i numer flotylli, do której dostaniemy przydział.

Czas zająć się prawdziwą kwintesencją gry, jaką jest ostatnia opcja – tryb kariery. Warto napisać o chyba największym sukcesie, jaki udał się rumuńskim programistom, czy o opracowaniu całkowicie dynamicznego jej modelu. Nie trzeba dodawać, że takie rozwiązanie zdecydowanie wydłuża potencjalny czas, jaki gracze będą chcieli poświęcić tej grze. Przyznam, że właśnie o ten punkt obawiałem się najbardziej, jednak wygląda na to (stwierdzam to po kilkunastu rejsach bojowych), że jeżeli chodzi o ten aspekt gry wszystko wygląda dokładnie tak jak powinno.

Rozpoczynając służbę w Kriegsmarine mamy możliwość nie tylko wybrać rok rozpoczęcia gry, lecz również przydział do jednej z flotylli U-Bootów. W 1939 jest to wybór pomiędzy Kilonią a Wilhelmshaven, zaś od następnego roku dochodzi jedna z nowych baz U-Bootów na wybrzeżu francuskim. W kolejnych latach pojawia się jeszcze możliwość wyboru norweskiego Bergen lub portu, do którego miała dopłynąć załoga filmowego U-96, czyli włoskiego La Spezia.