Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 4 kwietnia 2005, 11:10

autor: Jacek Hałas

Tom Clancy's Splinter Cell: Chaos Theory - recenzja gry na PC

„Splinter Cell: Chaos Theory” to wyśmienita pozycja, na którą warto poświęcić co najmniej kilkadziesiąt godzin swojego czasu. To zdecydowanie najlepsza PeCetowa skradanka ostatnich miesięcy.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Splinter Cell: Chaos Theory to tak naprawdę jedna z pierwszych ważniejszych produkcji tego roku. Być może niektórzy z Was nie podzielają mojego zdania, ja jednak sądzę, iż od zeszłorocznej Gwiazdki nie zostaliśmy uraczeni zbyt dużą ilością tytułów, które dobrze się zapowiadały i jednocześnie nie zawiodły pokładanych w nich nadziei. A tak właśnie jest w przypadku Chaos Theory. Poprzednie odsłony serii cieszyły się ogromną popularnością, nawet pomimo nieco niższego poziomu grywalności Pandora Tomorrow, kontynuacji, która poza trybem multiplayer nie wniosła do rozgrywki zbyt wielu interesujących rozwiązań. Chaos Theory prezentuje się pod tym względem znacznie lepiej. Ulepszenia objęły nie tylko wspomniane już tryby sieciowe, ale i singleplayera, który od dłuższego czasu domagał się wręcz tych usprawnień. Stwierdzenie, iż jest to najlepsza odsłona serii byłoby najprawdopobniej mylne i wydane nieco pochopnie, gdyż pierwszy Splinter Cell cechował się niepowtarzalnym klimatem rozgrywki, którego żadna kontynuacja nie będzie już raczej w stanie przebić (podobną sytuację można zaobserwować w przypadku takich hitów jak Prince of Persia: The Sands of Time czy Deus Ex). Z całą pewnością można natomiast powiedzieć, iż tak właśnie powinien wyglądać wymarzony sequel przygód słynnego agenta organizacji Third Echelon. Trzeba przyznać, iż UbiSoft sprytnie zaplanował kolejne posunięcia. Chaos Theory przez długi czas projektowany był równolegle z Pandora Tomorrow, dzięki czemu końcowy produkt nie tylko sprawia wrażenie tytułu bardziej dopracowanego, ale i obdarzony jest większą liczbą ciekawych innowacji. Najwyższa już chyba pora, aby każdemu z tych elementów przyjrzeć się nieco bliżej.

Fisher nieco się zmienił, co szczególnie widać na wyświetlanych pomiędzy misjami filmikach przerywnikowych.

Fakt, iż fabuła Chaos Theory jest jednym z mocniejszych punktów opisywanej skradanki nie powinno być dla nikogo specjalnym zaskoczeniem. Do wysokiego poziomu tego elementu gry przyzwyczaiły nas już bowiem poprzednie odsłony serii. Chaos Theory przepełniony jest obowiązkowymi zwrotami akcji, miejscami, w których fabuła zdecydowanie przyśpiesza zmuszając tym samym gracza do podejmowania szybkich działań czy też zakrojonymi na szerszą skalę intrygami, do których Fisher będzie musiał początkowo dotrzeć, a następnie powstrzymać odpowiedzialnych za próby ich realizacji szaleńców. Powyższe opisy dla niektórych mogą wydać się zbyt ogólnikowe. Jest to mój celowy zabieg, gdyż nie ma nic gorszego od poznania kluczowych elementów fabuły szpiegowskiego thrillera, do bycia którym Chaos Theory wyraźnie aspiruje. Dość powiedzieć, iż cała zabawa rozpoczyna się od próby przechwycenia porwanego hakera, który jest w posiadaniu pewnych niezwykle cennych wojskowych algorytmów. Trzeba przyznać, iż fabuła gry rozwija się w iście szaleńczym tempie. Kilka etapów dalej Fisher próbuje już zapobiec zagrożeniu związanemu z nadciągającą III Wojną Światową...

W trakcie zabawy odnosiłem wrażenie, iż poszczególne elementy fabuły zostały sprytniej złączone w całość, aniżeli miało to miejsce w przypadku Pandora Tomorrow. Z racji tego, iż mamy do czynienia z grą komputerową a nie pełnoprawnym filmem, autorzy Chaos Theory zastosowali kilka elementów, które w przypadku kinowego obrazu wymagałyby zapewne zwiększenia budżetu produkcji o co najmniej kilkadziesiąt milionów dolarów. Poprzednie odsłony serii wydawały się pod tym względem znacznie „spokojniejsze”. Fisher zawsze zapobiegał eskalacji konfliktów, w Chaos Theory ratuje świat przed nuklearną zagładą dosłownie w ostatnim momencie. Podsumowując, mogę zapewnić, iż miłośnikom poprzednich odsłon serii oraz twórczości Toma Clancy’ego fabuła opisywanej produkcji zdecydowanie przypadnie do gustu.

Przyzwyczajenia z dzieciństwa są wyjątkowo ciężke do wytępienia...

Podstawowym czynnikiem przesądzającym o popularności Splinter Cella była od samego początku kampania singleplayer. Nie inaczej jest w przypadku omawianego Chaos Theory, nawet pomimo dodania wielu ciekawych elementów związanych z rozgrywkami sieciowymi. Sądzę, iż zdecydowana większość graczy podejmie decyzję o ewentualnym zakupie opisywanej zręcznościówki sugerując się wyłącznie tym, co ma do zaoferowania tryb dla pojedynczego gracza. Kampania składa się z nieco ponad dziesięciu misji. Nie jest to może wiele, ale poprzednie odsłony Splinter Cella przyzwyczaiły nas już niejako do tego, iż poszczególne etapy są wyjątkowo duże a badane pomieszczenia bardzo rozbudowane. Nie wyobrażam sobie też zresztą sytuacji, w której ktoś po uruchomieniu gry decyduje się na obranie taktyki a’la Rambo popartej zdecydowanym szturmem na pozycje wroga. Podejmowane w trakcie zabawy decyzje powinny być dogłębnie przemyślane. Jest to jedna z naprawdę niewielu pozycji, w których badanie znajdujących się w otoczeniu obiektów sprawia tyle satysfakcji. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, iż Chaos Theory udało się pod tym względem przebić najnowszego Thiefa, w którym z niektórych miejsc miałem ochotę możliwie jak najszybciej uciec. W Chaos Theory interesowałem się wszystkim i w miarę możliwości starałem się nie pozostawiać po sobie żadnych nierozwiązanych kwestii. Sztuka ta udaje się wyłącznie nielicznym produkcjom.

Trzecia odsłona serii kontynuuje niejako „tradycję” swojego poprzednika, próbując przy tym na wiele różnych sposobów przypodobać się mniej doświadczonym miłośnikom komputerowych skradanek. Na szczegółowe omówienie spraw związanych z poziomem trudności przyjdzie jeszcze czas. Teraz wypadałoby natomiast wspomnieć o licznych filmikach instruktażowych, z którymi warto byłoby zapoznać się przed rozpoczęciem właściwej rozgrywki. Opisują one podstawowe ruchy Fishera, które sympatykom poprzednich odsłon serii powinny być świetnie znane, ale i zupełnie nowe elementy czy zachowania, które po raz pierwszy pojawiają się właśnie w Chaos Theory. Początkowo irytowało mnie trochę to, iż czynności tych nie można było od razu przećwiczyć.

W miarę postępów w rozgrywce zalety tego rozwiązania zacząłem jednak zauważać i jednocześnie doceniać, szczególnie w przypadku zachowań związanych z nowymi umiejętnościami agenta. Elementy te pojawiają się dopiero w dalszych poziomach kampanii. Mamy więc do wyboru: przypomnieć sobie zasady ich działania bądź też spróbować samodzielnie rozwiązać daną zagadkę.

Kolejny nowy element to briefing, czyli wstęp do właściwej misji. Jest on niestety nieinteraktywny. Gra daje możliwość wysłuchania komentarzy lub podpowiedzi poszczególnych członków Third Echelon. Niektóre wskazówki są dość przydatne, możemy na przykład poznać proponowaną drogę podejścia czy też dowiedzieć się więcej na temat spodziewanego oporu ze strony wrogich sił. Druga nowość to możliwość doboru ekwipunku na daną misję. Wybór uzależniony jest od planowanego sposobu przechodzenia całego poziomu. Miłośnicy pozostawania w ukryciu będą mogli zabrać ze sobą więcej pocisków paraliżujących czy mobilnych kamer, dzięki którym bliżej przyjrzą się określonym pomieszczeniom badanych kompleksów. Z kolei osoby preferujące siłowe rozwiązania docenią dodatkową amunicję i granaty w plecaku. Istnieje również opcja pośrednia. Szkoda tylko, iż wybranego przez siebie typu ekwipunku nie można w żaden sposób modyfikować.

Tak to jest gdy zgubi się jedyne klucze do domu...

Same poziomy są dość zróżnicowane i, jak na moje oko, wystarczająco rozbudowane. Zakładając, iż dokładnie bada się kolejne pomieszczenia, a napotykanych przeciwników omija lub po cichu eliminuje, na każdym z tych etapów można spędzić od jednej do nawet trzech godzin. Trafiają się oczywiście poziomy stosunkowo krótkie i niezbyt wymagające, ale są one w zdecydowanej mniejszości. W przeciwieństwie do Pandora Tomorrow etapy nie zostały natomiast podzielone na mniejsze, oddzielnie ładujące się sekcje. Jedynym wyjątkiem jest poziom rozgrywany na ulicach Południowej Korei. Badane przez Fishera lokacje są bardzo ciekawe. Główny bohater odwiedza między innymi naszpikowaną elektroniką posiadłość jednego z najbardziej znanych na świecie hakerów, próbuje włamać się do świetnie strzeżonego banku czy też przedostaje do północnokoreańskiej bazy rakietowej. Poszczególne poziomy różnią się pomiędzy sobą nie tylko wyglądem, ale i przewidywanym sposobem ich przejścia. W trakcie rozgrywania niektórych misji podstawowym utrapieniem są różnorakie elektroniczne zabezpieczenia, trafiają się też jednak etapy „stawiające” na czynnik ludzki.

Z zupełnie nowych elementów, których próżno szukać w poprzednich odsłonach serii warto byłoby wspomnieć o bezzałogowych maszynach latających UAV, których za wszelką cenę należy unikać, kamerach widzących w ciemnościach czy też ultranowoczesnych szybach, które pod wpływem zaawansowanych procesów chemicznych potrafią modyfikować swój wygląd (żaluzje są w takiej sytuacji zbędne ;-)). Samych elektronicznych zabezpieczeń jest zresztą dużo więcej, aczkolwiek sympatyków przygód Sama Fishera nie powinno to jednak martwić. W szczególności widać to na przykładzie laserowych pułapek, z obecnością których należy się liczyć na niemal każdym większym poziomie. Wyraźnie zwiększono też liczbę interaktywnych przedmiotów. Do świetnie poznanych wyłączników światła w Chaos Theory dołączyły palące się świeczki. Co ciekawe, podobnie jak w przypadku tradycyjnych lamp, może dojść do sytuacji, w której przeciwnik ponownie oświetli dane pomieszczenie. Kolejne ciekawe patenty to możliwość uruchamiania zraszaczy wody czy różnorodnych elektronicznych urządzeń, głównie w celu zwrócenia na siebie uwagi okolicznych wrogów. Przedziurawienie baku z paliwem umieszczonego przy generatorze prądu zaowocuje wyłączeniem oświetlenia w całej okolicy. Takie przykłady można by przywoływać praktycznie bez końca.

358... 359... 370... chwila... no nie, znowu muszę zaczynać od początku. ;-)

Kolejne usprawnienia objęły zaliczane w trakcie zabawy zadania. Chaos Theory wprowadza cztery grupy celów misji. Obowiązkowe i podrzędne rozkazy nie wymagają chyba dodatkowych objaśnień. Cele Opportunity (okazja) wiążą się z możliwością wykonania kilku nieobowiązkowych czynności. Zadania te są nieco trudniejsze od standardowych, najczęściej składają się bowiem z kilku elementów. Gracz musi na przykład założyć podsłuch na trzech głównych liniach telefonicznych obiektu czy też oznaczyć wszystkie skrzynie z bronią. Aby cel Opportunity został zaliczony, należy wykonać go w stu procentach, w przeciwnym przypadku ocena końcowa pozostanie bez zmian. Ostatnia grupa to cele ukryte, o których istnieniu dowiadujemy się dopiero po zaliczeniu całego poziomu. Dzieje się tak jednak wyłącznie w przypadku wykonania wymaganej czynności. Trzeba być więc dość spostrzegawczym i interesować się wszystkimi napotykanymi w trakcie zabawy przedmiotami. Najczęściej cele te związane są z porozmieszczanymi po okolicy komputerami, z których można wyciągnąć dodatkowe informacje (np. plany budynku czy ślady nieznanych transakcji). W niektórych misjach trzeba się jednak wykazać dużą spostrzegawczością i umiejętnością logicznego kojarzenia podawanych przez grę faktów.

Wachlarz zachowań głównego bohatera, zgodnie z obietnicami producentów, został w znacznym stopniu poszerzony. Podstawowe usprawnienie związane jest w bezpośredni sposób z modelem poruszania główną postacią. W poprzednich odsłonach serii Fisher stosunkowo szybko wykonywał obroty, szczególnie w sytuacjach, w których musiał się skradać. Rozwiązanie to z pewnością w dużym stopniu ułatwiało poruszanie główną postacią, ale nie było zbyt realistyczne. W Chaos Theory takie sytuacje pojawiają się o wiele rzadziej. W przypadkach zbliżonych do opisanych wyżej Fisher zaczyna się ostrożnie cofać, a nie dokonuje automatycznego obrotu. Mnie osobiście rozwiązanie to przypadło do gustu. Powinno ono być szczególnie doceniane w sytuacjach, gdy próbuje się złapać określonego wartownika utrzymując głównego bohatera na relatywnie niewielkim dystansie od upatrzonego oponenta. Znacznie lepiej wykonano również animację właściwego skradania się. Zatrzymanie bohatera w dowolnym momencie spowoduje, iż Fisher zachowa aktualną pozycję, a nie powróci automatycznie do domyślnej. Być może niektórzy z Was stwierdzą, iż są to nieważne drobiazgi. W moim przekonaniu gra wygląda przez to o wiele bardziej realistycznie.

Pierwszy opublikowany kadr z „Mission Impossible 19”.

Pozostałe ruchy nie powinny być dla nikogo zaskoczeniem, mówiono bowiem o nich od dawna. Zdecydowany prym wiedzie oczywiście możliwość łapania określonych przeciwników i przerzucania ich przez balustradę czy też zrzucania prosto w przepaść. Element ten wykonany został poprawnie. Z czynności tej korzystałem stosunkowo często a to dlatego, iż nie spotkałem się z sytuacją, w której wartownik zobaczyłby zawieszonego niżej Sama. Jedynym wyjątkiem była scena, w której zrzuciłem jednego z wartowników w momencie, gdy jego kolega stał kilka metrów dalej... O wiele częściej można również korzystać z rur czy rynien. Przechodzącego pod nimi wartownika można następnie złapać i skręcić mu kark. Dość często zeskakiwałem również na położonych na niższych platformach wrogów. W takiej sytuacji przeciwnik jest praktycznie bez żadnych szans i błyskawicznie traci przytomność. Z innych ciekawostek warto byłoby wspomnieć o możliwości otwierania drzwi na kilka różnych sposobów. Oprócz standardowej czynności możemy je teraz ostrożnie uchylić bądź też wyważyć. W tym ostatnim przypadku istnieje możliwość ogłuszenia znajdującego się po drugiej stronie przeciwnika.

Kolejna nowość związana jest z możliwością korzystania z umiejętności hakerskich głównego bohatera. Całość sprawia wrażenie sprawnie zrealizowanej minigry. Korzystając z dostępnych narzędzi należy wybrać prawidłowy adres, dzięki któremu będzie można uzyskać dostęp do wewnętrznej części systemu operacyjnego danej maszyny. W początkowych etapach włamywanie się do okolicznych komputerów nie sprawia większych problemów, pod koniec gry należy się już jednak wykazać dużą spostrzegawczością. W przypadku wybrania złej wartości (lub upływu wyznaczonego czasu) należy liczyć się z wszczęciem alarmu. Na plus należy zaliczyć niezwykle dokładną mapę, dzięki której można błyskawicznie zorientować się w akutalnej sytuacji. Odrobinę dziwić może jedynie to, iż jest ona dostępna na każdej z przygotowanych plansz. Czyżby Third Echelon było w posiadaniu planów konstrukcyjnych wszystkich obiektów znajdujących się na lub pod powierzchnią naszej planety?

Chaos Theory wprowadza nowy tryb widzenia, dzięki któremu można sprawniej wyszukiwać znajdujące się w okolicy urządzenia elektryczne. Należy jednak uważać, gdyż w przeciwieństwie do znanych już odmian gogli nie jest on w stanie wyłapać znajdujących się w okolicy przeciwników. Odrobinę zirytowało mnie natomiast to, iż nie przygotowano etapów, które wymagałyby skorzystania z bardzo widowiskowego i lubianego przez wielu miłośników serii trybu termowizji.

Pozostałe wyposażenie Fishera nie doczekało się jakichś rewolucyjnych zmian. W dalszym ciągu najczęściej korzysta się z karabinu SC-20K lub w ostateczności z pistoletu z tłumikiem. Do karabinu można co prawda podłączyć shotguna, ale w moim przekonaniu upgrade ten dodano niejako na siłę, gdyż prawdziwy miłośnik skradanek nigdy nie odwoła się do cięższego sprzętu. W ramach ciekawostki dodam, iż w trakcie zabawy można wybierać rękę, w której trzymana jest broń. Proces ten przebiega w błyskawiczny sposób (jedno naciśnięcie klawisza). Na plus należy również zaliczyć obecność noża. Wykorzystuje się go nie tylko do sprawnej eliminacji wrogów, ale i rozcinania niektórych płócien, dzięki czemu można dostać się do pozornie niedostępnych obiektów (na przykład oświetlonego od frontu namiotu).

Dlaczego te przyciski są tak wysoko!?

Jednym z niewielu elementów Chaos Theory, o którym nie mógłbym wypowiadać się w samych superlatywach są napotykani w trakcie zabawy przeciwnicy a konkretnie poziom ich sztucznej inteligencji. Pamiętam, iż po premierze pierwszej części Splinter Cella rozgorzała dyskusja na temat tego elementu rozgrywki. Niektórym zachowania oponentów przypadły do gustu, pewna grupa graczy omawianej serii zarzuciła jednak sporą sztuczność objawiającą się w zachowaniach napotykanych osób. Inteligencja wartowników niejednokrotnie pomijała ważne aspekty rozgrywki. Wrogowie z Chaos Theory są znacznie sprytniejsi od swoich kolegów z poprzednich odsłon Splinter Cella aczkolwiek w dalszym ciągu wiele elementów można byłoby jeszcze udoskonalić. Świetnym przykładem mogą być próby zwracania na siebie uwagi okolicznych wartowników. Jednym z najlepszych sposobów jest gwizdanie. Nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby na taką „zachętę” zwracali jedynie uwagę podrzędni żołnierze. W Chaos Theory na gwizdanie reagują prawie wszyscy, nawet wysoko postawieni oficerowie, których ten pozornie niezbyt istotny dźwięk potrafi oderwać od (zapewne) ważniejszych czynności.

Udoskonalenia AI obejmują natomiast głównie stopień czujności napotykanych osób. Przeciwnicy dokładniej badają teraz nieoświetlone pomieszczenia, do których zostali zwabieni. W poprzednich odsłonach serii najczęściej stawali w jednym miejscu i po kilku sekundach wracali na wyznaczony posterunek. W Chaos Theory często wykonują niespodziewane ruchy, co może oczywiście doprowadzić do przedwczesnego odkrycia swojej pozycji. Wartownicy używają również latarek lub flar w celu oświetlenia okolicy. Korzystając z okazji warto jest również wspomnieć o zupełnie nowym wskaźniku poziomu hałasu, który jest widoczny przez cały czas na ekranie. Jest to świetne urządzenie, dzięki któremu o wiele łatwiej można ustalić poziom zagrożenia spowodowany odgłosami poruszania się czy korzystania z różnorakich typów broni.

Nie patrzę w dół... nie patrzę w dół...

Zdecydowanie najsłabszym punktem kampanii singleplayer jest jej stosunkowo niski poziom trudności. Ułatwienia były już zauważalne w Pandora Tomorrow, pod tym względem Chaos Theory prezentuje niestety zbliżony poziom. Obniżenie stopnia trudności spowodowane jest głównie całą masą nowych gadżetów i zachowań głównego bohatera, z których można w trakcie zabawy korzystać. Poza kilkoma wyjątkami (komandosi w końcowych misjach) przeciwnicy nie stanowią dużego zagrożenia. Co więcej, w większości misji można ich bez poniesienia żadnych konsekwencji zabijać. Ci z Was, którzy pamiętają etapy z pierwszej części Splinter Cella mogą czuć się nieco zawiedzeni. Gra w założeniach miała być nieliniowa. W rezultacie mamy do czynienia z niewiele większą swobodą od poprzednich odsłon serii. Do większości obiektów prowadzą dwie drogi. Jedna zakłada spotkania z wartownikami i różnorodnymi systemami bezpieczeństwa, druga wymaga czołgania się przez kolejne szyby wentylacyjne. Na tym różnorodność zazwyczaj się kończy. Co więcej, alternatywne ścieżki przeważnie dotyczą niewielkich wycinków plansz. Wszystkie ważniejsze czynności wykonuje się w ustalony przez producentów sposób.

Na koniec jeszcze kilka słów o multiplayerze. Miłośników sieciowych potyczek z pewnością najbardziej zainteresuje nowy tryb kooperacji. Niestety, autorzy Chaos Theory nie poszli w ślady twórców dodatku do Hidden & Dangerous 2 i nie udostępnili możliwości kończenia misji kampanii singleplayer w dwuoosobowym składzie. Zamiast tego przygotowano cztery zupełnie oddzielne poziomy (plus dość rozbudowany tutorial). Etapy są stosunkowo długie. Aby zaliczyć je na wyższych poziomach trudności i z możliwie jak najlepszą końcową notą wypadałoby poświęcić na każdy z nich co najmniej kilkadziesiąt minut. To całkiem sporo i obawiam się, że może to nieco zrazić sympatyków bardziej dynamicznych tytułów, w których pojedyncze rundy trwają o wiele krócej. Podstawowym atutem trybu kooperacji jest oczywiście współpraca pomiędzy dwoma członkami zespołu. Nie ogranicza się ona jedynie do pokonywania trudniejszych przeszkód (na przykład wysokich murków) co, niesłusznie zresztą, sugerowały niektóre materiały przedpremierowe. Szpiedzy mogą wykonywać skoordynowane ataki. W wielu sytuacjach muszą też ze sobą współpracować przy zaliczaniu bezpośrednich celów misji. Świetnym przykładem może być próba rozbrojenia bomby. Błędna współpraca zaowocuje w takim przypadku błyskawiczną śmiercią obu agentów.

Tradycyjny mulitplayer obejmuje natomiast trzy różnorodne tryby. Zdecydowanie najciekawiej prezentuje się Story Mode. Tryb ten obejmuje trzy typy zadań. Drużyna szpiegów musi na przykład włamać się do określonego terminalu komputerowego czy też podłożyć bomby w wyznaczonych rejonach kompleksu. Drugi z dostępnych trybów to Disk hunt. Jak sama nazwa wskazuje, zabawa koncentruje się na zbieraniu tytułowych nośników. Ostatni tryb to Deathmatch i nie wymaga on chyba dodatkowych objaśnień. We wszystkich tych przypadkach drużyna najemników próbuje powstrzymać (czytaj: zabić) szpiegów. Lista nowych elementów obejmuje między innymi znane z kampanii singleplayer chwyty, dzięki którym szpiedzy mogą w efektowny sposób likwidować najemników. Ci zaś posiadają możliwość dobijania przewróconych agentów. Efekt jest czysto wizualny. Nic tak nie cieszy jak widok powalonego kolegi (lub wroga ;-)) z przeciwnej drużyny. Producenci Chaos Theory nie zapomnieli też o wielu przydatnych gadżetach. Przykładowo, szpiedzy potrafią korzystać ze specjalnych urządzeń kamuflujących, dzięki którym na kilka sekund stają się praktycznie niewidzialni. Podobnych obiektów jest znacznie więcej, przez co zabawa w sieci nie nudzi się nawet w sytuacji spędzenia kilkudziesięciu godzin przy ekranie komputera.

Okna przyszłości? Gdzieś to już słyszałem...

Oprawa audiowizualna gry stoi na bardzo wysokim poziomie, co zresztą nie powinno nikogo dziwić. Chaos Theory wyróżnia się jednak kilkoma szczegółami, których nie zawarto w poprzednich odsłonach gry. Podstawowa innowacja związana jest z modułem ragdoll, dzięki któremu ciała poległych bądź też ogłuszonych wrogów padają w bardziej realistyczny sposób. Ładniej wykonano również tryb noktowizji. To poważne usprawnienie, gdyż jest on wykorzystywany przez około 80% czasu gry (w singleplayerze). O świetnej animacji głównego bohatera już wspomniałem, nie ma więc sensu powracać do tej kwestii. Dodam jedynie, iż przeciwnicy prezentują pod tym względem niewiele niższy poziom. Przygotowane przez producentów etapy są bogate w detale. Tyczy się to zarówno kampanii singleplayer, jak i plansz przygotowanych na potrzeby trybu kooperacji. Oprawa dźwiękowa prezentuje zbliżony poziom do poprzednich odsłon serii. Za najmocniejszy punkt tego elementu gry uznałbym głos głównego bohatera, w którego po raz kolejny wcielił się Michael Ironside (pozostawiono również innych aktorów). Rozmowa, w trakcie której dopomniał się o podwyżkę trzymając jednocześnie teczkę wypełnioną papierami o wartości pięćdziesięciu milionów dolarów rozbawiła mnie do łez. Świetnie wysłuchuje się też komentarzy omijanych w trakcie zabawy strażników. Jeden z nich zachwycał się nawet najnowszą odsłoną serii Prince of Persia. ;-)

Gra została wydana w naszym kraju w dość nietypowej formie. Ci, którzy zakupią oryginalną wersję „Chaos Theory” mają do wyboru angielską lub polską wersję językową. To świetne posunięcie, które w równym stopniu zadowoli graczy władających jedynie ojczystym językiem, jak i osoby zafascynowane oryginalną edycją „SC” z wyśmienitym głosem Michaela Ironside’a na czele. Polska wersja zawiera ponadto europejski patch. Tuszuje on głównie wykryte niedoskonaliści trybu kooperacji.

Lokalizacja gry wypadła nadzwyczaj dobrze, co może dziwić niektórych graczy, pamiętających jeszcze ostatnie potknięcia Cenegi. Osoby zainteresowane polskim wydaniem gry zapewne już wiedzą, iż głównemu bohaterowi głosu użyczył Mirosław Baka. Warto jednocześnie dodać, iż dla wspomnianego aktora nie był to pierwszy kontakt z gatunkiem „skradanek”. Baka już wcześniej pojawił się w dwóch odsłonach serii „Gorky”. Odniosłem jednak wrażenie, iż do roli Fishera przygotowywał się nieco dłużej. Pozostali aktorzy wypadli nieznacznie gorzej. Mnie osobiście najbardziej przypadł do gustu głos nieco porywczego kapitana Arthura Partridge’a, wymieniłbym natomiast aktorkę, która wcieliła się w postać Anny Grimsdottir. Lokalizacja objęła również wszystkie teksty pojawiające się w grze. Nie odnotowałem większych potknięć. W niektórych tylko miejscach napisy wykraczały poza przydzielone im pola (np. Dostęp Bezpieczeństwa na ekranie włamywania się do systemów komputerowych). Szkoda również, iż nie przygotowano podpisów pod wyświetlane pomiędzy misjami filmiki przerywnikowe. Konkretnie chodzi mi tu o sytuacje, w których pokazywane są czas oraz miejsce akcji. Generalnie jednak polską wersję gry należy ocenić bardzo dobrze. Widać wyraźne postępy w stosunku do poprzednich tytułów Cenegi. Oby tak dalej!

Splinter Cell: Chaos Theory to wyśmienita pozycja, na którą warto poświęcić co najmniej kilkadziesiąt godzin swojego czasu. Zarówno singleplayer, jak i poszerzony o tryb kooperacji multiplayer stoją na bardzo wysokim poziomie. Niektórych może irytować to, iż zabawa jest stosunkowo prosta, ale wystarczy załączyć sobie najwyższy poziom trudności i samodzielnie ograniczyć ilość wykonywanych save’ów, aby docenić spryt i spostrzegawczość mijanych w trakcie rozgrywki przeciwników. Miejmy tylko nadzieję, iż Ubi Soft nie spocznie na laurach, gdyż w moim przekonaniu seria w dalszym ciągu może się rozwijać. Na razie cieszmy się jednak Chaos Theory, gdyż to zdecydowanie najlepsza PeCetowa skradanka ostatnich miesięcy.

Jacek „Stranger” Hałas

PLUSY:

  • KLIMAT rozgrywki;
  • świetny singleplayer i równie dobry (a na dodatek poszerzony) multiplayer;
  • nowe ruchy Sama, ulepszona animacja znanych zachowań;
  • oprawa audiowizualna;
  • możliwość wyboru pomiędzy angielską a polską wersją gry.

MINUSY:

  • stosunkowo niski poziom trudności;
  • niższy od oczekiwanego stopień nieliniowości rozgrywki.

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

eJay Ekspert 19 kwietnia 2011

(PC) Splinter Cell: Chaos Theory jest w moim mniemaniu jedną z najlepszych gier w historii.

9.5

sekret_mnicha Ekspert 15 kwietnia 2011

(PC) Nawet po 6 latach od premiery Chaos Theory to świetna gra i najlepsza część serii.

9.0
Tom Clancy's Splinter Cell: Chaos Theory - recenzja gry
Tom Clancy's Splinter Cell: Chaos Theory - recenzja gry

Recenzja gry

Gra XXI wieku. Takie sformułowanie w przypadku Chaos Theory nasuwa się samo. W zasadzie z góry wiadomo było, że to co dostaniemy w ręce, będzie produkcją ponadprzeciętną. Seria Splinter Cell posiada wszak wszystkie atrybuty potrzebne grom przełomowym.

Tom Clancy's Splinter Cell: Chaos Theory - recenzja gry na PC
Tom Clancy's Splinter Cell: Chaos Theory - recenzja gry na PC

Recenzja gry

„Splinter Cell: Chaos Theory” to wyśmienita pozycja, na którą warto poświęcić co najmniej kilkadziesiąt godzin swojego czasu. To zdecydowanie najlepsza PeCetowa skradanka ostatnich miesięcy.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.