Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 27 stycznia 2005, 10:45

autor: Artur Dąbrowski

Kroniki Riddicka: Ucieczka z Butcher Bay - recenzja gry - Strona 3

Riddick jest brutalnym, zimnokrwistym, zobojętniałym mordercą. Poznajemy go w chwili, gdy zostaje schwytany przez galaktycznego łowcę nagród i leci w kierunku tytułowego Butcher Bay – najbardziej rygorystycznego zakładu karnego we wszechświecie.

Vin Diesel jak żywy!

Przez pierwszą godzinę gry w ogóle nie bierzemy broni palnej do ręki. Nasz czas zajmują głównie konwersacje z innymi więźniami, którzy pomagają nam w wydostaniu się na zewnątrz. Jeden da nam wskazówkę, drugi załatwi śrubokręt (bynajmniej nie do wkręcania śrubek), trzeci poprosi o przysługę. Wśród porządniejszych obywateli kręci się tutaj także kilku wyjątkowo niewychowanych typów. Dlatego przyjdzie nam też złożyć pięści do walki i pokazać co niektórym, kto tu teraz rządzi.

Komu przyłożyć?

Tym samym przechodzimy do bijatyk, które rozwiązano w The Chronicles of Riddick: Escape From Butcher Bay bardzo udanie. Postanowiono nie rezygnować w nich z widoku z oczu bohatera, dzięki czemu czujemy, jakbyśmy to faktycznie my walczyli. Ciosy wyprowadzamy bardzo intuicyjnie, bo tylko przy użyciu strzałek oraz myszki. Po kilku celnych „sierpowych” widzimy, jak twarz przeciwnika coraz bardziej obficie pokrywa się krwią. No i nie ma to jak zadanie rywalowi ostatecznego ciosu, po którym ten niczym manekin efektownie rozkłada się na podłodze. Mmm...

Riddick w trakcie meczu więziennej ligi mordobić.