Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 24 grudnia 2004, 11:53

autor: Krzysztof Gonciarz

Władca Pierścieni: Bitwa o Śródziemie - recenzja gry - Strona 2

Jest to gra warta polecenia nie tylko osobom, które zaślepione są samym napisem „Lord of the Rings” na opakowaniu. Jest to porcja naprawdę solidnego software`u, potrafiąca zaskoczyć i zapewnić godziny rozrywki.

Przełamując bariery

Tytuły tworzone jako oficjalni reprezentanci kinowych przebojów kuszą graczy swoimi pawimi piórami, jednak z pewnością zgodzicie się ze stwierdzeniem, że spora część tego specyficznego społeczeństwa podchodzi do nich z wyraźnym dystansem. Gra oparta na kanwie filmu? No tak: fabuła znana od początku do końca i na siłę powymyślane etapy, łączące podane w scenariuszu kości w dość niezgrabny szkielet. Sztuczność rządzących rozgrywką praw, zastąpienie inwencji i kreatywności wizualnymi wodotryskami. Tak, znamy to wszystko. Nie ma filmowej gry, która obroniłaby się przed takimi zarzutami i w pewnym stopniu zahaczają o nie nawet te najlepsze. A jak jest z naszą dzisiejszą bohaterką? Battle for Middle-Earth, produkcja znana z hucznych zapowiedzi i szerokiej kampanii reklamowej. Od razu po uruchomieniu świeżo zainstalowanej (przeszło 3GB z hakiem) gry zaatakowani zostajemy przez filmową licencję. Muzyka, głosy aktorów, paleta barw, nawet ujęcia w prerenderowanym intro są takie same, jak w dziele Petera Jacksona. „Nie daj się zwieść” – powtarzałem sobie w duchu, starając się za wszelką cenę zobaczyć przede wszystkim samą grę, jej esencję, wyzutą z kolorowego opakowania. By przynajmniej na chwilę zapomnieć o skorupce Władcy Pierścieni i zagrać w teoretycznie pierwszego-lepszego RTS-a i wtedy zobaczyć, jaką wartość prezentuje nasza Bitwa.

Grając „złymi” dowodzić będziesz zdecydowanie liczniejszymi armiami.

Jak już wspomniałem, kampanie mamy dwie. „Rasy” tymczasem – 4. Po stronie dobra dowodzić będziemy siłami Rohanu lub Gondoru, zła – Isengardu i Mordoru. Różnice między nimi są łatwe do zauważenia już po pierwszych paru chwilach spędzonych z grą. „Zło” ma przygniatającą przewagę liczebną, natomiast po stronie dobra stoi jakość produkowanych jednostek. Czyli standardowy układ „Zergowie kontra Protossi”. Pomiędzy poszczególnymi czterema frakcjami także istnieją znaczące różnice. Dowodząc Rohanem, swoją taktykę opierać będziemy na taranujących wszystko i wszystkich Rohirrimach, czyli kawalerii. Mocną stroną Gondoru za to jest piechota oraz łucznicy-strażnicy. Isengard ma swoich potężnych Uruk-Hai, a Mordor górskie trolle oraz wszelką „egzotyczną” menażerię w postaci mumakilów, Haradrimów, żołnierzy z Rhun itp itd. Generalnie, nudzić się nie będziemy, a różnice między stronami konfliktu zgłębią dokładnie ci, którzy zechcą spróbować swoich sił w multiplayerze.