Sid Meier's Pirates! (2004) - recenzja gry - Strona 5
Sid Meier nie byłby sobą, gdyby w znanej od lat konwencji nie upchnął czegoś nowego. Zmian jest sporo, ale nie dotyczą one podstawowych zasad rozgrywki. Wręcz przeciwnie, są to delikatne usprawnienia, które mają za zadanie urozmaicić zabawę.
W nowej odsłonie Pirates! sporo zyskał także nasz bohater. W trakcie zmagań, gracz będzie kolekcjonował punkty sławy w oparciu o swoje wyczyny. W sumie można ich zdobyć grubo ponad setkę a odzwierciedlają one to, jak sprawnie radzimy sobie w wykonywaniu zadań, odnajdywania skarbów czy członków rodziny. Dodatkowo, w trakcie zmagań bohater może kolekcjonować przedmioty, które pozwolą mu na znaczne ułatwienie rozgrywki. Masz problemy z tańcem? Zdobądź buty, które pozwolą Ci sprytnie ukryć niedoskonałości w stawianiu kolejnych kroków. Rozmaitych bonusów jest cała masa, ale na ogół kosztują one bajońskie sumy (część z nich możemy dostać od córki gubernatora).
Na koniec warto wspomnieć o nowej wizji tematu wejścia do wrogiego portu pod osłoną nocy, zrealizowanej w konwencji mini-gry zręcznościowej. Nasz bohater musi przedostać się przez labirynt ciasnych uliczek do konkretnych budynków, unikając kontaktu ze strażą. Żołnierzy można zresztą ogłuszyć, gustownie zachodząc ich od tyłu, ale gdy tylko ktoś nas zauważy, podnosi się alarm, kończący się na ogół zwiedzaniem miejskiego lochu. Warto tego uniknąć, jako że doświadczymy wówczas przymusowej przerwy w pirackiej działalności, okupionej przy okazji uszczerbkiem na ogólnej kondycji.