Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 10 grudnia 2004, 13:21

autor: Jacek Hałas

Medal of Honor: Wojna na Pacyfiku - recenzja gry - Strona 5

“Medal of Honor: Pacific Assault” jest udaną kontynuacją. Z pewnością nie jest to produkt przełomowy, lecz śmiało może podjąć równorzędną walkę z „Call of Duty” i innymi reprezentantami gatunku.

Przeciwnicy w Allied Assault w dużym stopniu traktowani byli jak mięso armatnie. Przez znaczną część gry sterowana przez nas postać posuwała się do przodu nie zawracając sobie zbytnio głowy napotykanymi żołnierzami. Podobnie jak w przypadku innych elementów rozgrywki, Wojna na Pacyfiku prezentuje zupełnie inne podejście do tej kwestii. Spróbujcie tylko samodzielnie wbiec do wioski wroga, szczególnie na jednym z wyższych poziomów trudności. Szybka i bolesna śmierć gwarantowana. :-) Przeciwnicy „nauczyli się” działać w grupie, dość dynamicznie reagują też na nasze poczynania. Jeżeli jest taka możliwość, próbują nas okrążyć, w przypadku doprowadzenia do bezpośredniej walki część przeciwników ryzykuje szaleńczym biegiem zakończonym uderzeniem kolby karabinu czy też przygotowanej wcześniej maczety. Autorzy twierdzą, iż AI komputerowych przeciwników na bieżąco dostosowuje się do naszych możliwości. Oprócz tego przygotowano cztery poziomy trudności, przy czym już na średnim trzeba się pilnować. Oprócz tradycyjnych żołnierzy od czasu do czasu wpada się też na pojazdy opancerzone, jak chociażby czołgi. Na szczęście większość z nich można spokojnie wysadzić, aby to zrobić należy się jednak podkraść i założyć odpowiedni ładunek. Snajperzy nie pojawiają się na szczęście zbyt często. Poza jednym miejscem, w którym pochowali się w koronach drzew, nie miałem z nimi większych problemów.

Gęsta dżungla to najczęściej obserwowany widok.

Multiplayer wypada dość okazale. Wojna na Pacyfiku oferuje trzy standardowe rodzaje rozgrywki. Oprócz tradycyjnego deathmatcha możemy między innymi przystąpić do trybu, w którym jedna z drużyn próbuje wykonywać określone cele, a druga ma za zadanie temu zapobiec. Na jednej mapie może spotkać się maksymalnie 32 graczy. Na koniec jeszcze kilka słów na temat nielicznych wad recenzowanego produktu. Poza wspomnianym już niezbyt ciekawym poziomem lotniczym należy nadmienić, iż gra jest stosunkowo krótka. Pod tym względem Wojna na Pacyfiku prezentuje zbliżony poziom do swej poprzedniczki. W kilku miejscach raziły mnie też niewidzialne ściany, które wykluczały tym samym jakiekolwiek bardziej skomplikowane działania taktyczne. Załadowanie kolejnego poziomu to przeważnie kwestia co najmniej kilkudziesięciu sekund. Jest to dziwne, szczególnie w sytuacji, gdy większość etapów kończy się stosunkowo szybko. Odrobinę może dziwić również spora wytrzymałość pozostałych członków drużyny. Japończycy padają po kilku celnych strzałach, koledzy z ekipy wytrzymują więcej trafień.

Wprost trudno uwierzyć, że MoH: Pacific Assault pracuje na zmodyfikowanym do granic możliwości silniku graficznym Quake III Arena. Nie powiem, że grafika prezentuje się oszałamiająco, bo poziom Far Cry’a czy Half-Life’a 2 z pewnością to nie jest, ale jak na współczesne standardy jest co najmniej bardzo dobrze. Modele postaci są świetnie animowane. Dokładnie widzimy wykonywane przez żołnierzy czynności i to zarówno naszych jak i wroga. Szkoda, że fizyka świata gry, za którą odpowiada dobrze znany moduł Havok nie została w odpowiednim stopniu wykorzystana. Zdecydowanie za mało tu efektownie niszczonych obiektów czy też przedmiotów, z którymi można byłoby wchodzić w interakcje. Publikowane przed premierą trailery sugerowały coś zupełnie innego.

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej