Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 10 grudnia 2004, 13:21

autor: Jacek Hałas

Medal of Honor: Wojna na Pacyfiku - recenzja gry - Strona 2

“Medal of Honor: Pacific Assault” jest udaną kontynuacją. Z pewnością nie jest to produkt przełomowy, lecz śmiało może podjąć równorzędną walkę z „Call of Duty” i innymi reprezentantami gatunku.

Głównym bohaterem Wojny na Pacyfiku jest Tommy Conlin, szeregowiec w oddziale marines. Trzeba przyznać, iż kampania singleplayer, która stanowi naturalnie trzon programu, została zrealizowana w wyjątkowo filmowym stylu. Po rozpoczęciu zabawy niemal od razu rzucani jesteśmy w żywioł akcji. Widzimy głównego bohatera na jednej z barek biorących udział w szturmie na Atol Tarawa. Warto przy tym nadmienić, iż poziom ten do złudzenia przypomina inwazję na Omaha Beach. Z racji ogromnego postępu technologicznego, który dokonał się od momentu premiery, Allied Assault jest też bardziej widowiskowy. Wróćmy jednak do gry. Tommy’emu, w przeciwieństwie do wielu innych osób, udaje się dotrzeć na brzeg, gdzie z kolei musi pomóc w odparciu ataku japońskich żołnierzy. W pewnym momencie główny bohater traci przytomność w wyniku eksplozji pobliskiego granatu. Przypuszczam, iż bardziej nerwowi gracze w tym konkretnym momencie spróbują wczytać poprzedni stan gry. A nie, nie wolno. :-) To zaplanowane działanie. Akcja cofa się o dwa lata, dzięki czemu będziemy mogli dokładnie prześledzić wydarzenia, które doprowadziły do takiego a nie innego rozwiązania sprawy.

Do efektownych eksplozji dochodzi dość często...

Na początek trafiamy do punktu rekrutacyjnego korpusu piechoty morskiej, gdzie przechodzimy szkolenie będące właściwym tutorialem. Trzeba przyznać, iż element ten rozwiązany został wystarczająco ciekawie. Pod nadzorem sierżanta, który w szczególności powinien przypaść do gustu miłośnikom filmów pokroju Full Metal Jacket, zapoznajemy się z podstawowym wachlarzem ruchów, najczęściej używanymi modelami broni czy też cięższym sprzętem, jak na przykład moździerzem. Przechodzimy również trening medyczny, o tym elemencie zabawy opowiem jednak później. Po zaliczeniu tej obowiązkowej części gry Tommy trafia do bazy wojskowej Pearl Harbor zlokalizowanej na Hawajach. Także i tu przeżywamy chwile sielanki. :-) Wraz z oficerem kwaterunkowym objeżdżamy całą bazę, wysłuchujemy rozmów z napotykanymi osobami i ogólnie radujemy oczy przyjemnymi widoczkami. No, ale chwila, to przecież Medal of Honor a nie jakaś gierka dla dzieci. :-) W pewnym momencie nad naszymi głowami przelatuje kilka myśliwców, a po chwili... po chwili zaczyna się prawdziwe piekło.

No tak, mamy 7 grudnia 1941 roku, czyli dzień, w którym flota japońskich okrętów dokonała inwazji na amerykańską bazę. W zasadzie cały ten poziom wyraźnie inspirowany jest filmem Pearl Harbor. To, co w przypadku kinowej produkcji mogło drażnić, w grze przez niemal cały czas zachwyca. Początkowo musimy posuwać się do przodu unikając niemal nieprzerwanych ataków wrogich jednostek. Obserwujemy przy tym liczne wybuchy, wokół sterowanej postaci panuje totalny chaos. Później trafiamy na uzbrojoną łódź patrolową, dzięki czemu możemy wreszcie coś zdziałać. Szczerze mówiąc nie miałem jednak ochoty zajmować się widocznymi na niebie myśliwcami, zachwyciły mnie bowiem toczące się w najbliższej okolicy bitwy. A właściwie rzeź niewiniątek. Pomimo tego, iż niemal wszystkie ciekawsze momenty są wyreżyserowane, w trakcie właściwej zabawy zupełnie to nie przeszkadza. Scena z przewracającym się na okupowaną łódź ogromnym pancernikiem na długo zapadnie mi w pamięć. Dalej jest tylko lepiej, przy czym nie chciałbym Wam zbytnio psuć zabawy, tak więc powstrzymam się przed dokładniejszymi opisami.

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej