Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 21 lutego 2001, 13:33

autor: Bolesław Wójtowicz

American McGee's Alice - recenzja gry - Strona 2

Kraina Czarów jest w niebezpieczeństwie. Musisz wrócić do niej, Alicjo, i to nie tylko po to by zmierzyć się z okrutną Królową, ale również po to, by odzyskać po przeżytej tragedii spokój ducha i wewnętrzną równowagę.Polecamy lekturę recenzji i samą grę.

““Zaczynaj bajkę!” – Prima

Zarządza zuchwale;

Secunda grzecznie prosi

O lwy i krasnale,

A Tercja mi przerywa,

Czy często? Nie: stale!”*

Kiedy więc usłyszałem, że ma powstać gra komputerowa oparta na przygodach Alicji, początkowo byłem zachwycony. Później przyszła chwila zwątpienia, gdy dowiedziałem się, że gra ma być dziełem niejakiego Americana McGee, znanego mi z innych produkcji, których nie polecałbym raczej dzieciom. Następna pogłoska przyniosła informację, że ma to być gra w stylu TPP, oparta na całkiem niezłym silniku graficznym “Quake’a III Arena”.

Błyskawicznie w mojej głowie pojawiło się mnóstwo pytań i wątpliwości. Czy twórcy gry będą umieli zachować ten wspaniały, mroczny klimat książki? A może raczej postąpią tak jak autorzy wersji animowanej, którzy wyprodukowali mało strawną, nawet dla dzieci, landrynkę? A może z małej Alicji powstanie nowa Lara, siejąca wokół śmierć i zniszczenie i wabiąca wszystkich facetów swoimi kształtami? Daję słowo, byłem pełen obaw. Zwłaszcza, że mieli to przecież robić Amerykanie.

Kiedy więc z duszą na ramieniu otwierałem przesyłkę z grą, pierwsza rzecz, która mnie zaskoczyła, to fakt, iż zamiast ogromnego pudła, wyjąłem zgrabne pudełko znane posiadaczom odtwarzaczy DVD. Uff, spora ulga dla mojej półki z grami. Pierwszy rzut oka na okładkę i ... szok. A cóż to za demoniczna pannica z obłędem w oczach? Czyżby to miałaby być ta sama słodka dziewuszka z oryginalnych rysunków Johna Tenniela po amerykańskich przeróbkach? No tak, ci to jak nie przegną w jedną stronę, to na pewno zrobią to w drugą.

No cóż, zainstalujmy więc grę i zobaczmy, cóż takiego imć McGee wraz liczną grupą współpracowników wyprodukował w swoich tajnych laboratoriach.