autor: Artur Dąbrowski
Silent Hill 4: The Room - recenzja gry na PC
Silent Hill 4: The Room to bardzo porządnie wykonana gra – z ciekawym scenariuszem i kapitalną oprawą audiowizualną. Dla fanów Silent Hill’a to pozycja obowiązkowa. Jednak ci, którzy chcą się przekonać o kunszcie autorów zagrać powinni w część drugą.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Witam. Nazywam się Henry Townshend. Właśnie przetarłem oczy i wstałem, aby zrobić sobie śniadanie, gdy zobaczyłem w moim mieszkaniu dość niecodzienne zjawiska. Nad szafką w pokoju zauważyłem dziwny obiekt przypominający nieco twarz. Brzydką twarz, jeśli już. Kiedy chciałem obejrzeć poranną audycję telewizyjną, okazało się, że telewizor nie odbiera. Przecież wczoraj wszystko było w porządku... O, a kto skuł drzwi wejściowe łańcuchami? Gdy podszedłem do nich w celu zbadania sprawy, zauważyłem, że ktoś wypisał na nich czerwonym flamastrem „Don’t go out – Walter”. Kim on może być...? A co, u licha, robi ta dziura w łazience?!
Kto może być autorem tak dziwnego scenariusza, jak nie panowie z japońskiego Konami? No i do jakiej gry może on należeć, jeśli nie do kolejnej części Silent Hill’a? Następna część najstraszniejszej serii wirtualnych horrorów nadeszła! Czy to wciąż ten sam Silent Hill? Czy autorom udało się zachować klimat znany z poprzednich odsłon? Odpowiedzi poznacie po przeczytaniu poniższej recenzji.
Muszę przyznać, że po ukończeniu gry miałem dość mieszane uczucia. Autorzy postanowili nieco poeksperymentować i nie wiem do końca, czy wyniki można zaliczyć do udanych. Gdy przypomniałem sobie świetną część drugą, pomyślałem, że to chyba nie jest to. No i w końcu doszedłem do wniosku, że autorów gry można w gruncie rzeczy posądzić o profanację. Zaraz postaram się moje zarzuty jak najlepiej uzasadnić. Od początku...
Więzień własnego mieszkania
Jak wspomniałem we wstępie, bohaterem kolejnej części serii jest Henry Townshend. Ledwie co wprowadził się do nowego mieszkania i już ktoś zdołał go w nim uwięzić. Dziwne, prawda? Kamienica znajduje się w oddalonej o parę kilometrów od Silent Hill mieścinie Ashfield, ale zło zdołało dosięgnąć Henry’ego także tutaj.
Tytułowy pokój jest centralnym miejscem w grze i z niego udajemy się do kolejnych lokacji, a konkretnie robimy to dzięki dziurze, która w nieznany sposób powstała w łazience. Z początku mieszkanie wydaje się być w miarę normalne. Później jednak zauważymy, jak stopniowo zaczyna się zmieniać. Wspomniana dziura z upływem czasu zwiększy swoje rozmiary, a w mieszkaniu pojawią się siły nieczyste.
Konami, aby spotęgować wrażenie zaszczucia i osaczenia, postanowiło wprowadzić podczas przemieszczania się po mieszkaniu widok z perspektywy pierwszej osoby. Muszę przyznać, że rozwiązanie to zdaje egzamin i daje zamierzone efekty. W mieszkaniu możemy dokonać także kilku czynności, które mają na celu pomóc graczowi w zidentyfikowaniu się z bohaterem i wczuciu się w jego sytuację. Możemy na przykład wyjrzeć za okno i podpatrzeć, co robią ludzie w sąsiedniej kamienicy, posłuchać radia, podglądać sąsiadkę przez dziurę w ścianie, wyjrzeć przez wziernik w drzwiach, aby zobaczyć, kto chce nas odwiedzić itp. Wszystkie inne lokacje zwiedzimy z kamerą umieszczoną za plecami głównego bohatera.