Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 1 października 2004, 09:46

autor: Piotr Doroń

Fire Emblem - recenzja gry

W odróżnieniu od militarnej serii gier Intelligent Systems, Fire Emblem pozwala wkroczyć nam w bajkowy, fantastyczny świat wypełniony magicznymi krainami, niebotycznie wysokimi łańcuchami górskimi oraz pięknymi lasami.

Recenzja powstała na bazie wersji GBA.

To niesłychane, oburzające, obraźliwe i szokujące! Bo jak inaczej nazwać sytuacje, gdy jedna z najlepszych gier na GBA zostaje wydana na Starym Kontynencie z blisko półtorarocznym opóźnieniem w stosunku do premiery japońskiej?! Tak, słucham? Gra, którą recenzuje jest pierwszą częścią serii, która opuściła granice Kraju Kwitnącej Wiśni? Wcześniejszych sześć dzieł stategiczno-taktycznej sztuki wydanych na konsole NES i SNES uległo rozkładowi leżąc bezczynnie w szafkach ciągle zapracowanych Japończyków? Któż mógł do tego dopuścić?! No tak, Nintendo – znana ze swych, nie zawsze trafionych pomysłów firma i w tym wypadku pragnęła być strasznie oryginalną sknerą. Widocznie dopiero pod wpływem nacisków z zewnątrz lub dzięki natrafieniu na promocje „Piąta klepka za pół ceny” zdecydowano wydać Fire Emblem w Ameryce Północnej i w Europie. I wiecie co? Bardzo dobrze się stało! Gra nie straciła nic, a szum, który się wokół niej rozszalał z pewnością pomoże jej w sprzedaży.

Rodzina – rzecz ma najważniejsza!

Niech za jakość gry poręczy nazwa dewelopera – jest nim firma Intelligent Systems. Stworzyła ona dwie rewelacyjne turowe strategie - Advance Wars i Advance Wars 2: Black Hole Rising, które od nowa zbudowały pojęcie „turówki” w przypadku GBA. Dziesiątki maszyn bojowych, kilka rodzajów gotowych na wszystko żołnierzy, kilkunastotonowe czołgi, helikoptery, odrzutowce, bombowce, artyleria – przebijając się przez kilkadziesiąt misji bojowych mogliśmy przetestować miliony ton militarnego żelastwa. Nie można zapomnieć o świetnie przemyślanych mapkach, bez których nie obeszłaby się żadna strategia turowa. Cóż... twórcy Fire Emblem mieli bardzo łatwe zadanie do wykonania. Trzeba również pamiętać o kilkunastoletnim doświadczeniu na polu gier strategicznych – wcześniejsze części Fire Emblem, jak i Advance Wars (występujące dawniej pod tytułami Famicon Wars i GameBoy Wars) świadczą o tym, jak duże doświadczenie posiada firma, która przyłożyła się do stworzenia Fire Emblem.

Otoczka kośćcem, fabuła sercem

W odróżnieniu od militarnej serii gier Intelligent Systems, Fire Emblem pozwala wkroczyć nam w bajkowy, fantastyczny świat wypełniony magicznymi krainami, niebotycznie wysokimi łańcuchami górskimi oraz pięknymi lasami. Dodajmy do tego cudownie nierealne smoki, bohaterskich, aczkolwiek próżnych wojowników, wieśniaków trudniących się codzienną pracą, a także ludzi prowadzących sklepy z magicznymi artefaktami oraz karczmy oferujące przytulny pokoik z łóżkiem i czystą pościelą – klimat fantasy pełną gębą! W samej grze wcielamy się w młodego taktyka podróżującego po świecie w celu zdobycia doświadczenia, tak potrzebnego w dorosłym życiu. Nasza postać nie jest jednak głównym bohaterem historii zawartych w Fire Emblem. Zawartych, ponieważ mamy tu do czynienia z dwoma, następującymi jedna po drugiej historiami (choć bierzemy udział także w trzeciej, znacznie krótszej przygodzie), w których zostają opowiedziane dzieje dwóch osób z pozoru nie mających ze sobą niczego wspólnego. Pierwszą z nich jest Lyndis, sierota, która nieoczekiwanie dowiaduje się, że jej dziadek rządzi jedną z krain świata przedstawionego w Fire Emblem. Natomiast drugim, nie mniej ważnym bohaterem jest Eliwood, poczciwy młodzieniec, który postanawia odnaleźć swojego zaginionego ojca (notabene: również władcę jednej z krain). Naszym zadaniem będzie wspomaganie każdej z drużyn, przygotowanie taktyczne bitew, a także przerzucanie postaci i wysyłanie ich w bój. W pewnym momencie gry dojdzie do uroczystego połączenia drużyn obu wielkich wojowników, by w efekcie... wybaczcie (albo podziękujcie) - wyznałbym Wam zdecydowanie zbyt dużo informacji. Tak więc, jeśli chcecie się dowiedzieć co takiego spotka Lyndis i Eliwooda będziecie musieli zaopatrzyć się w swój własny egzemplarz gry.

Gdzież się nabawiłaś tych blizn, o Pani?

Oprawa graficzna Fire Emblem nie zawodzi, lecz równocześnie nie zachwyca. Gra przeszła długą drogę zanim trafiła na nasz kontynent i niestety to widać. Bardzo ładne tła i projekty postaci podczas licznych rozmów nie idą w parze z bardzo przeciętnie przedstawionym polem bitwy. Niewybaczalnym błędem grafików są zbyt małe rozmiary wojowników zarówno naszej drużyny, jak i przeciwnika. Niejednokrotnie będziecie mieć z tego powodu poważne problemy. W czasie walki pole bitwy podzielone jest na niebieskie i czerwone kwadraty, które obrazują odpowiednio liczbę „kroków”, jakie możemy wykonać, a także miejsce, które dosięgnie trzymana przez nas broń. Bardzo często dochodzi do sytuacji, gdy wykonamy o jeden krok za dużo, przez co znajdziemy się w niebezpiecznie bliskiej odległości od przeciwnika – nie rzadko stracimy w ten sposób kilkanaście punktów energii. Oprawę ratują świetnie przedstawione starcia, podczas których możemy podziwiać wyborne animacje walczących postaci. Czasami specjalnie prowokowałem niektóre walki tylko po to, by jeszcze raz zobaczyć rycerzy genialnie wyginających się na swych wierzchowcach lub Lyndis, która w niezwykle interesujący sposób dobywa swego miecza. Nastrój bojowy podsyca dodatkowo muzyka płynąca z głośnika naszego małego “ciałem”, ale potężnego duchem GBA, która w odpowiednich momentach przyspiesza bądź zwalnia, potęgując napięcie lub udanie nas rozluźniając. Równie dobrze wypadają wszystkie dźwięki, które usłyszymy przedzierając się przez niebezpieczne krainy świata gry.

Kończąc – pieję z zachwytu, piejąc - zachęcam

Zdecydowanie największe wrażenie robi na nas ilość ciekawych akcji, które możemy wykonać w czasie starć z przeciwnikami. Są to np. możliwość odwiedzenia sklepu w celu nabycia lub sprzedaży czegoś wartościowego, pomocą służą również mieszkańcy mijanych przez nas wiosek (niejednokrotnie ostrzegą nas przed stacjonującymi w pobliżu wrogimi wojskami). Zachwyca również możliwość stosowania przeróżnych taktyk na polu bitwy, co pozytywnie wpływa na odbiór gry. Taktyka przede wszystkim! Być może dziwi Was to, że pomiędzy walkami nie ma przerywników, w czasie których wypełniamy zwyczajne dla gier turowych zadania. Wszystko (włącznie z tym, co opisałem na początku tej części recenzji) wykonujemy w czasie bitew. Rewelacyjny pomysł, naprawdę. Od biedy można się przyczepić do zbyt małej liczby postaci, jednak ich zróżnicowanie w pełni powinno nas zaspokoić. Te kilkadziesiąt godzin, które spędziłem z Fire Emblem okazało się dobrze spędzonym czasem. Rewelacyjny taktyczny RPG, który idealnie uzupełnia się z obiema grami spod szyldu Advance Wars. Z czystym sumieniem polecam Wam tę genialną grę. Nie zawiedziecie się!

Piotr Doroń

Piotr Doroń

Z wykształcenia dziennikarz i politolog. W GRYOnline.pl od 2004 roku. Zaczynał od zapowiedzi i recenzji, by po roku dołączyć do Newsroomu i już tam pozostać. Obecnie szef tego działu, gdzie zarządza zespołem złożonym zarówno ze specjalistów w swoim fachu, jak i ambitnych żółtodziobów, chętnych do nauki oraz pracy na najwyższych obrotach. Były redaktor niezapomnianego emu@dreams, gdzie zagnała go fascynacja emulacją i konsolami, a także recenzent magazynu GB More. Miłośnik informacji, gier (długo by wymieniać ulubione gatunki), Internetu, dobrej książki sci-fi i fantasy, nie pogardzi również dopieszczonym serialem lub filmem. Mąż, ojciec trójki dzieci, esteta, zwolennik umiaru w życiu prywatnym.

więcej

Recenzja gry Broken Roads - to nie zastąpi ani Fallouta, ani Disco Elysium
Recenzja gry Broken Roads - to nie zastąpi ani Fallouta, ani Disco Elysium

Recenzja gry

Broken Roads miało zjednoczyć pod swoim sztandarem wielbicieli Disco Elysium, Tormenta i pierwszych Falloutów. Założenie było karkołomne, ale nigdy bym nie pomyślał, że ciągnięcie trzech erpegowych srok za ogon może pójść aż tak kiepsko.

Recenzja gry Rise of the Ronin - soczysty system walki w nie najlepszej oprawie
Recenzja gry Rise of the Ronin - soczysty system walki w nie najlepszej oprawie

Recenzja gry

Otwarty świat Rise of the Ronin potrafi wciągnąć, a mocno osadzona w historii i polityce XIX-wiecznej Japonii fabuła zaciekawić. Tym, co zapamiętam z nowej gry studia Team Ninja, jest jednak znakomity system walki, dający masę satysfakcji.

Recenzja gry Dragon's Dogma 2 - RPG w otwartym świecie, który tętni życiem
Recenzja gry Dragon's Dogma 2 - RPG w otwartym świecie, który tętni życiem

Recenzja gry

Czujecie ten podmuch gorąca? To smocze płomienie, w jakich wykuto Dragon’s Dogma 2 – grę, która nie boi się robić rzeczy po swojemu i gdzie najciekawsze przygody czekają na tych, którzy chodzą własnymi drogami. [Tekst recenzji został zaktualizowany.]