Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 18 grudnia 2000, 15:30

autor: Bolesław Wójtowicz

Rune - recenzja gry - Strona 3

Kiedy znudzi cię szara rzeczywistość i zapragniesz wkroczyć na ścieżkę chwały, wystarczy byś uruchomił “Rune”, chwycił za rękojeść topora, by wraz z młodym wojownikiem wikingów Ragnarem oczyścić Midgard ze wszelkiego zła.

A kiedy już w ostateczności zabraknie najmniejszego nawet sztyleciku, magiczna tarcza wypadła z ręki i nie zapewnia nam już bezpieczeństwa, to też nie jesteśmy zupełnie bezbronni. Wystarczy się dobrze rozejrzeć, a na pewno uda się znaleźć jakiś kij, gałąź lub odrąbaną część ciała przeciwnika, które da się odpowiednio wykorzystać. Wówczas warto zwrócić uwagę na malutki wskaźnik określający stan emocjonalny w jakim znajduje się nasz wojownik, czyli mówiąc dokładniej, czy już wpadł w szał bitewny, czy też jeszcze nie.

A co się wtedy dzieje kiedy taki Wiking, wyposażony w cokolwiek, wpadnie w szał bitewny, a zdarza mu się to stosunkowo często? Błyskawicznie zmiecie wszystko co niebacznie stanęło mu na drodze do Walhalli. A jeśli jeszcze do tego może użyć na broni magicznych runów... Biada każdemu.

Midgard nigdy nie był miejscem zbyt bezpiecznym, a od czasu kiedy Cornack dokonał swych zbrodniczych czynów, zło rozpleniło się dosłownie wszędzie. Dlatego też Ragnar ani przez chwilę nie będzie mógł zdjąć dłoni z rękojeści topora.

Zło o którym mowa, a które będzie chciało utrudnić wykonanie powierzonych młodemu Wikingowi zadań, może ujawniać się pod wieloma postaciami. Czasem będzie to wyposażony w budzący przerażenie młot paskudny krasnolud, innym razem goblin, uderzający znienacka swoją potężną maczugą, kiedy indziej znów z mroku wychynie obrzydliwy szkieletor. W wodzie czają się krwiożercze ryby, a zza drzew mrocznego lasu słychać mrożące krew w żyłach porykiwania śnieżnej bestii, Wendola. Tak, ciężkie czasy nastały dla bohaterów.

A trzeba dodać, że to nie są potulnie idące na rzeź baranki. Potwory są sprytne i przebiegłe, atakujące z zaskoczenia i umiejętnie wykorzystujące przewagę liczebną. Nienajgorzej uzbrojone, potrafią się w odpowiedniej chwili wycofać, by za moment ponownie zaatakować. Ani na sekundę nie wolno spuścić ich z oka, gdyż bez wahania mogą wyrządzić krzywdę naszemu bohaterowi.

Świat, poprzez który wędruje Ragnar, został oddany w sposób, który można określić tylko tak: jest przepiękny. I to powinno wystarczyć.

Kto nie zagra, nigdy nie uwierzy do czego można wykorzystać, dzięki odpowiednim przeróbkom, silnik graficzny, jaki poznaliśmy w Unreal Tournament. Bogactwo kolorów, ogromna ilość najdrobniejszych nawet szczegółów, realizm – to trzy podstawowe, według mnie, zasady, którymi kierowali się twórcy gry, przy jej projektowaniu od strony graficznej.

Gdyby nie nieustanna konieczność machania toporem, można by zatrzymywać się w każdym miejscu i stać z rozdziawioną gębą podziwiając lokacje. Czy widziałeś już kiedy, jak pięknie skrapla się woda na ścianach podwodnych jaskiń? Jak subtelnie przebijają promienie światła przez morską toń? Jak iskrzy się świeżo spadły śnieg na wzniesieniach górujących na horyzoncie? A może nie jesteś w stanie docenić przerażającego piękna mroku, rozjaśnianego jedynie odbitym od ścian światłem pochodni? Albo nie stanie ci odwagi by zajrzeć w urzekającą, bezdenną przepaść, stojąc na jej niewielkiej krawędzi? Więc może zachwyci cię przecudne piękno nieba wraz z majestatycznie przesuwającymi się chmurami, oświetlanymi blaskiem księżyca? Spójrz w swoje odbicie w zamkowej podłodze i ruszaj, by odkryć ten najpiękniejszy ze wszystkich światów jakie do tej pory zostały wykreowane przez twórców gier komputerowych.