Robocop - recenzja gry
Fabuła produkcji Titusa stanowi zgrabne połączenie kilku ważniejszych motywów z trzech filmów oraz serialu. Akcja rozgrywa się oczywiście w dobrze znanym Neo Detroit, jednym z większych miast przyszłości.Gra osadzona została w widoku z pierwszej osoby.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Kim jest Robocop? Jak to kim – herosem pokroju Supermana czy Batmana. Superpolicjantem, który wymierza sprawiedliwość. No dobrze, tak odpowiedziałyby dzieci i – być może – młodzież. Różnica polega na tym, że z manii Robocopa bardzo łatwo można jednak wyrosnąć. Paradoksalnie okazuje się, że pomysł zakucia w stal zabitego policjanta, który od dawna powinien już leżeć w grobie i paradowania z nim po ulicach Neo Detroit może wydawać się bardziej niedorzeczny, niż takie przebieranie się w ciuszki nietoperza czy też łażenie po ścianach i przemieszczanie się nad ulicami przy użyciu wystrzeliwanych z rąk pajęczyn. Cała historyjka z Robocopem jest, nie ukrywajmy, szyta grubymi nićmi, chociaż na upartego można się w niej doszukać kilku pozytywnych aspektów (m.in. zasad, którymi kieruje się on w trakcie służby). Jest to też świetny materiał nie tylko na serial, który moim zdaniem niewiele ustępował kinowym produkcjom, ale i na gry komputerowe. Tych mieliśmy już całkiem sporo, chociaż tak naprawdę wśród nich wyróżniają się te wydane jeszcze za czasów Amigi i konsol pokroju Snesa czy też pierwszego, monochromatycznego Gameboya. Moim faworytem do dzisiejszego dnia jest amigowy „Robocop 3”, który nie dość, że jak na swoje czasy miał olśniewającą grafikę, to na dodatek wybijał się znakomitym klimatem, na który składało się zgrabne połączenie sterowania policyjnym pojazdem z typowym łażeniem po ulicach i eliminowaniem przestępców. Szkoda, że od tego czasu na nasze PeCety nie ukazała się żadna gra z Alexem Murphym w roli głównej. Zresztą tyczy się to nie tylko blaszaków, ale i konsol nowej generacji. Sytuacja na szczęście ulega zmianie, a to za sprawą gry świeżo skonwertowanej z PS2. Rewelacyjna to ona nie jest, ale z obowiązków bycia przyzwoitym przedstawicielem gatunku oraz zadowolenia spragnionych wczucia się w swego bohatera fanów serii wywiązuje się należycie.
Fabuła, którą uraczono nas w produkcji Titusa, stanowi zgrabne połączenie kilku ważniejszych motywów z trzech filmów oraz serialu. Akcja rozgrywa się oczywiście w dobrze znanym Neo Detroit, jednym z większych miast przyszłości. Właściwa gra rozpoczyna się, tak jak się to już zresztą przyjęło w podobnych grach, niepozornie. Mamy zapanować nad walczącymi między sobą gangami i uratować przy tym kilku cywilów, którzy znaleźli się w zagrożonych walkami rejonach miasta. Bardzo szybko okazuje się jednak, iż gangi nie walczyły ze sobą bez powodu. Wszystko rozbija się o nowy narkotyk, BrainDrain, który trafił na ulice miasta. Ten, kto go rozprowadza, rządzi miastem. Zadaniem Murphy’ego będzie więc rozbicie szajki narkotykowej zajmującej się jego produkcją, a następnie dystrybucją. W miarę pokonywania kolejnych etapów odkrywa on też, iż w całą tę aferę są zamieszane bardzo wpływowe osoby. Jednym z głównych przeciwników herosa okaże się na przykład skorumpowany urzędnik OCP o nazwisku Manelli, w aferę zamieszany jest także jeden z pretendentów do objęcia tytułu burmistrza miasta. Słowem ci, którym fabuła filmów się podobała, będą zadowoleni, ponieważ ważniejsze wątki zostały w grę wpasowane. Wszystkiego tego dowiadujemy się nie tylko w trakcie rozgrywania samych misji, ale i oglądając wiadomości lokalnej stacji telewizyjnej. Jest to niemal nieodłączny element serii. Szkoda tylko, że w trakcie samych misji fabuła odgrywa znikomą rolę i w zasadzie jedynym elementem, który o niej przypomina, są dowody, oglądane po zakończeniu danego etapu.