autor: Andrzej Zygmański
Kingdom Under Fire - recenzja gry - Strona 3
Pomimo upływu lat, duch Warcrafta - mega przeboju ze stajni Blizzarda, nadal drzemie w wielu dzisiejszych produktach. Jako ostatni, jego sukces postanowili powtórzyć twórcy Kingdom Under Fire. Czy się powiodło? Zapraszam do recenzji.
Oddzielny akapit należy się temu, co powinno stanowić o sile gier strategicznych, czyli sztucznej inteligencji. W tej kwestii KUF potrafi irytować, ale także pozytywnie zaskoczyć. Z jednej strony dobrze i gęsto ustawiona obrona jest murem, o który komputer rozbija bliźniaczo podobne do siebie ataki. Przeprowadza je falami i nie potrafi zsynchronizować jednoczesnego natarcia różnymi jednostkami. Przeciwnik nie potrafi także w pełni wykorzystać atutu gotowego już zaplecza produkcyjnego. Często atakując bazę wroga możemy spodziewać się reakcji tylko najbliżej znajdujących się jednostek, kiedy reszta spokojnie podziwia widoki. Ciekawi mnie także zachowanie komputerowych bohaterów, którzy wyraźnie nie palą się do walki i u wrót własnej warowni spokojnie obserwują uwijających się dookoła chłopów. Dopiero odgłosy nacierających wojsk potrafią wyrwać ich z błogiego letargu...
Pomimo tych ewidentnych niedociągnięć, zdarzają się naszemu blaszakowi przebłyski geniuszu. Można czasem odnieść wrażenie, że usypia nas swoją rutyną, by nagle zaskoczyć. Doskonale pamiętam moment, kiedy niespodziewanie na tyłach mojej bazy pojawiła się dziwna latająca kulka ze skrzydłami. Chwilę później wszystko było jasne. Wyskoczyło z niej kilka naprawdę silnych jednostek wroga i zmasakrowali prawie całą moją siłę roboczą. Tylko dzięki paru pozostawionym „na wszelki wypadek” oddziałom, uniknąłem nieszczęścia.
Przeciwnik potrafi także doskonale wykorzystać podległe mu siły magiczne (a w KUF są one naprawdę potężne). Chwila nieuwagi i z naszych najlepszych oddziałów pozostaje wspomnienie. Wydaje się, że komputer rozumie siłę jednostek latających. Zawsze atakuje znaczną ich grupą, często skupiając się na naszych siłach inwazyjnych. Po takiej konfrontacji, posiłki są mile widziane. Potrafią także przeprowadzić nalot na nasze wysunięte placówki wydobywcze. Jeżeli nie są one dobrze chronione, to koniec.
W takich sytuacjach niezastąpiona jest minimapa, dzięki której po usłyszeniu wiadomości o ataku możemy błyskawicznie zlokalizować jego miejsce i szybko zareagować.
Sztuczna inteligencja dotyczy także naszych oddziałów. Generalnie nie jest źle, chociaż algorytmy ruchów mogłyby być lepiej dopracowane: jednostki nie potrafią przepuścić innych, czasami w natłoku bitwy wykonują dziwne manewry wymijania, zdarza się im zaklinować w drzewkach. Z drugiej strony same poradzą sobie z dojściem w większość fragmentów mapy, potrafią szybko zareagować na atak, jak i odpowiednio wspierać chronione odziały.
Oddzielną kwestią są surowce występujące w grze. Mamy do czynienia z trzema ich rodzajami: złotem, żelazem i maną. To, że są one niezbędne do budowy infrastruktury i armii jest oczywiste. Problemem jest ich ograniczona ilość. Zazwyczaj na początku każdej planszy mamy do dyspozycji po jednej kopalni danego rodzaju. Wszystko jednak kosztuje i w pewnym momencie może któregoś z surowców zabraknąć, a to duży problem. W związku z tym już od samego początku preferowany jest ofensywny styl rozgrywki. Należy pamiętać, że komputer niemiłosiernie eksploatuje wszystkie dostępne mu złoża i im dłużej zwlekamy, tym mniej pozostanie dla nas.