Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 21 maja 2004, 12:42

autor: Borys Zajączkowski

Manhunt - recenzja gry - Strona 6

Kolejna, po trzech częściach serii Grand Theft Auto, brutalna propozycja firmy Rockstar. Zalicza się do modnego obecnie gatunku - stealth/action.

Gęsta, trzymająca w napięciu atmosfera rozgrywki budowana jest na przestrzeni 20 poziomów, z których każdy różni się od pozostałych nie tylko wyglądem, lecz przede wszystkim stawianymi przed graczem wyzwaniami. Walczyć przyjdzie Cashowi zarówno na złomowisku, w zamkniętym zoo, w starej fabryce, jak również w luksusowych apartamentach hotelowych czy w ogrodach pałacowych wypielęgnowanych na francuską modłę.

Taki ładny kontener i cały zabazgrany. Ktoś za to zapłaci!

Różnorodni, obdarzeni odmienną inteligencją przeciwnicy, wielość sposobów ich eliminowania oraz dużo ciekawie zaprojektowanych poziomów stanowią arenę oraz cel walk. Ale i jej środków nie brakuje. Przedmioty, w tym bronie, którymi Cash się może posługiwać, dzielą się na cztery rodzaje i w danej chwili gracz może posiadać przy sobie po jednym przedmiocie z każdego. Te rodzaje to: trzymane w ręce narzędzia jednorazowego użytku (worki plastikowe, odłamki szkła, garoty), trzymane na pasku lub w tylnej kieszeni spodni przedmioty do rzucania (cegły, butelki, puszki, a nawet odcięte głowy), trzymane na pasku bronie jednoręczne (toporki, tasaki, sierpy, pałki, pistolety) oraz zarzucane na plecy bronie dwuręczne (kije baseballowe, strzelby, obrzyny, karabiny). Słowem: jest z czego wybierać, a niemożność noszenia przy sobie całego arsenału zmusza do zastanowienia, jaka broń ma największą szansę przydać się w danym terenie.

„Manhuntowi” można wiele zarzucić: od przerysowanego okrucieństwa (w kwestii merytorycznej), po nie dość nowoczesną grafikę i mało interaktywny świat (w kwestii technicznej). Niedobrze się również stało, że Cenega wydała „Manhunta” w wersji oryginalnej – w tej grze dużo się mówi i bez zrozumienia tekstów nie da się w pełni cieszyć nieprzeciętną wśród gier zręcznościowych fabułą. Sytuację wydania ratuje ciekawie zaprojektowane pudełko, które przypomina opakowanie kasety, wewnątrz zaś znajdują się trzy czarne płytki oraz intrygująca instrukcja złożona w formie sezonowej oferty filmów video. Pod tym względem jest to jedna z ładniej wydanych gier, aczkolwiek nic nie chce przebić „Stonekeepa” sprzed ośmiu już lat, który spoczywa u mnie w pudełku o kształcie nagrobka. Jest to jednak mało ważne. To, co istotne, to fakt, że „Manhunt” jest stosunkowo oryginalną, niebezpiecznie wciągającą, bardzo zróżnicowaną, niezwykle klimatyczną grą o ciężkiej i jakże kontrowersyjnej fabule. Grą, która trzyma w napięciu od początkowych scen po ostateczną rozprawę. „A wszystko to”, w zgodzie z powitalnymi słowami Starkweathera, „skończy się, zanim noc przeminie”. Czego jednak psychopatyczny reżyser nie przewidział, to tego, że jutro też jest noc.

Shuck