Fair Strike - recenzja gry
Kolejna po grze Red Shark symulacja lotu śmigłowcem bojowym pochodząca ze studia G5 software oraz firmy Buka Entertainment i podobnie jak Red Shark zrealizowana w zręcznościowym stylu.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Przyznam szczerze, że nie jestem zagorzałym fanem symulatorów. Nie oznacza to jednak, iż omijam takie gry na kilometr. Jeszcze za czasów świetności Amigi całymi godzinami przesiadywałem nad „Frontierem”, „Gunshipem 2000”, czy zdecydowanie mniej popularnym „Tornado”. W ostatnich latach nie miałem jednak do czynienia ze zbyt wieloma tytułami reprezentującymi tenże gatunek. Do dnia dzisiejszego staram się jednak podtrzymywać pamięć o dwóch świetnych (w moim przekonaniu) grach: „Enemy Engaged” oraz „F-22 Lightning 3”. Recenzowany „Fair Strike” zdecydowanie nawiązuje do tej pierwszej pozycji, mamy bowiem do czynienia z symulatorem kilku popularnych śmigłowców. Niestety, bardzo szybko okazało się, iż nie jest to realistyczny tytuł, któremu bliżej do arcade’owego „Thunderhawka”, aniżeli rasowych pozycji Microprose czy SSI.
Podstawową wadą gry, o której muszę wspomnieć już teraz, jest jej niezdecydowanie. Pierwsze chwile spędzone nad „Fair Strike” mogą sugerować, iż mamy do czynienia z dość skomplikowanym symulatorem. Klawiszologia wydaje się rozbudowana i ciężka do zapamiętania, cieszy też spory wybór śmigłowców, które zaopatrzono w prawdziwe uzbrojenie (o tym za chwilę). Niestety, pozytywne wrażenia pryskają niczym bańka mydlana tuż po odpaleniu dowolnej z dostępnych misji. Pomimo tego, iż gracz może manipulować ustawieniami realizmu, to i tak w wielu czynnościach wyręcza go komputer. W tej grze nie trzeba sobie zawracać głowy takimi „drobnostkami” jak przygotowanie śmigłowca do startu czy wylądowanie nim po zaliczeniu wszystkich zadań. Czynności te są wykonywane automatycznie, albo wręcz pomijane. Drugi istotny czynnik, który ujawnia niejako zręcznościowy charakter rozgrywki, to sam lot jedną z dostępnych maszyn. Dość szybko okazuje się, iż opanowanie jej po załączeniu widoku z zewnątrz (TPP) nie sprawia najmniejszych problemów. Co za tym przemawia? Przede wszystkim jest to brak konieczności monitorowania informacji wyświetlanych przez pokładowe systemy. Jedynym elementem, o którym warto pamiętać, są niezawodne wabiki przy czym zbyt często się tu z nich nie korzysta. 80% czasu gry spędza się na eliminacji jednostek naziemnych czy nawodnych, których podstawowym orężem w walce ze sterowanym przez gracza śmigłowcem są wszelakiego rodzaju działa maszynowe.
Możecie zapomnieć o częstych pojedynkach z innymi śmigłowcami (co nie oznacza, iż ich zabrakło, odgrywają po prostu znikomą rolę), do minimum ograniczono też problem wystrzeliwanych w naszą stronę rakiet. Ostatni czynnik, który „kłóci się” z wizerunkiem bycia realistycznym symulatorem, to idiotyczny model zniszczeń. Toż to nawet w wiekowym „Gunshipie” mieliśmy do czynienia z awariami kolejnych systemów pokładowych, które w konsekwencji doprowadzały do unieruchomienia całej maszyny. W przypadku „Fair Strike” mamy do czynienia z typowo arcade’owym paskiem zdrowia, po którego napełnieniu się następuje efektowna eksplozja, a sterowany śmigłowiec rozbija się o glebę albo wpada do wody. Do tego czasu zachowuje się bez żadnych zmian. Co więcej, w każdej chwili można wrócić do bazy (lub poszukać sojuszniczego lądowiska), aby BŁYSKAWICZNIE i bezproblemowo go naprawić! Nie muszę chyba nic więcej dodawać. Sytuację ratuje w miarę realistyczne uzbrojenie. Do śmigłowca możemy podczepić dokładnie tyle rakiet, ile przewidziano ich w rzeczywistości.