autor: Borys Zajączkowski
Counter-Strike: Condition Zero - recenzja gry - Strona 2
Counter Strike: Condition Zero to rozszerzenie popularnej na całym świecie modyfikacji do gry Half-Life o tym samym tytule. Wielu graczy nie miało wiele do czynienia z Counter Strike właśnie ze względu jego przeznaczenia do rozgrywki wieloosobowej.
Przekłamania na linii
Jedyną niedogodnością „Counter-Strike’a” (w żadnym wypadku wadą) była konieczność zebrania się w kilka osób, by móc rzucić wyzwanie przeciwnej drużynie i żaden samodzielny trening w górskiej chatce, odciętej od Internetu, nie wchodził w grę. Ten stan rzeczy postanowiono zmienić i stąd narodził się pomysł stworzenia wersji przewidzianej dla pojedynczego gracza. Pojedynczego w tym zaś przypadku oznacza: wspieranego postaciami kierowanymi przez sztuczną inteligencję programu.
Gdy pisałem zapowiedź „Condition Zero” – a było to ponad półtora roku temu – wszystko wskazywało na to, że na bazie sprawdzonego i niezwykle grywalnego „Counter-Strike’a” powstaje nowa, fabularna jakość. I w samej rzeczy tak było, gdyż powstawała. Miała to być wielka, rozgrywająca się w różnych rejonach globu przygoda w walkę z grupami terrorystycznymi. Walkę tę prowadzić miały najsłynniejsze formacje anty-terrorystyczne, a zapowiedzi okraszały całość upiększeniami erpegowej natury: rozwojem drużyny gracza, zdobywaniem i kupowaniem coraz lepszego sprzętu dla niej, a przede wszystkim wyrafinowaną sztuczną inteligencją walczących po obu stronach konfliktu.
I faktem jest, że wówczas produkcja „Condition Zero” zmierzała w tym kierunku. Niestety na pewnym etapie okazało się, że gra nie spełnia wymagań współcześnie wydawanych tytułów i jej produkcja została wstrzymana niedaleko końca. Gra została dołączona do wydania „Condition Zero” w postaci „Deleted Scenes” i da się w nią grać, lecz żadne cudo to nie jest. Przestarzała grafika, małe, nieciekawe poziomy, inteligencja przeciwników ograniczająca się do strzelania z wyznaczonej pozycji i frontalnych ataków, a jeszcze dolewające oliwy do ognia zapluskwienie całości. Nie ma sensu „Deleted Scenes” oceniać, gdyż w porównaniu z konkurencyjnymi tytułami ma się już na pierwszy rzut oka wyjątkowo kiepsko, a poza tym... przynajmniej teoretycznie ta gra nie została wydana.