Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 23 stycznia 2004, 13:44

autor: Bolesław Wójtowicz

Broken Sword: The Sleeping Dragon - recenzja gry - Strona 3

Trzecia część przygodowej serii Broken Sword. Ponownie wcielamy się w rolę George’a i Nico (bohaterów znanych z poprzednich części) i podążamy śladem tajemniczej historii sięgającej czasów średniowiecza.

Obrońca: Wysoki Sądzie, pozwolę sobie zaprotestować i określić oskarżenia Szanownego Prokuratora jako zupełnie bezpodstawne. Gra, stworzona przez wspomnianą wcześniej firmę, jest dziełem znakomitym, spełniającym marzenia i oczekiwania milionów graczy na całym świecie, co niezbicie udowodnię w trakcie dalszej rozprawy...

Hm, odniosłem wrażenie, że Wysoki Sąd obrzucił obydwu interlokutorów niezbyt przychylnym spojrzeniem. Wydawało mi się przez ułamek sekundy, że sędzia miał ochotę powiedzieć: “Co to, do diabła, są gry komputerowe?!”... Ale to chyba było tylko złudzenie, gdyż zza sędziowskiego stołu, dobiegło krótkie “Proszę zaczynać...”.

Oskarżyciel: Wysoki Sądzie! Szanowna ławo przysięgłych! Zacznę więc od naświetlenia, pokrótce oczywiście, fabuły gry, o której dzisiejszego dnia jeszcze wielokrotnie będziemy wspominać. Jest ona banalnie prosta, by nie rzec prostacka...

Obrońca: Sprzeciw, Wysoki Sądzie, to jest...

Sąd: Sprzeciw odrzucony. Proszę kontynuować...

Odniosłem wrażenie, że po twarzy prokuratora przebiegł uśmiech. Zapewne nie tylko mnie wydało się, iż sędzia jest stronniczy, a prokurator wygrał pierwsze starcie. Zobaczymy, co będzie dalej...

Oskarżyciel: Proszę, oto cała fabuła: George i Nicolette, para znana z dwóch poprzednich, znakomitych zresztą, gier wydanych przez tego samego producenta, znów musi poprowadzić śledztwo w pewnej tajemniczej sprawie. Ot, taka normalka, jeśli chodzi o gry komputerowe, czyli po prostu muszą ratować świat... Tym razem, to źli Templariusze pod wodzą niejakiego Susarro, chcą uwolnić moc Śpiącego Smoka i przejąć władzę nad ludzkością, a dwójka młodych bohaterów musi połączyć swoje siły, by temu zapobiec... Bzdura, prawda?!

Obrońca: Ależ Wysoki Sądzie, przecież to gra! Wszak nie od dziś wiadomo, że fabuły gry nie muszą mieć wiele wspólnego z tym, co realne i mające odniesienie w rzeczywistości. Przecież i w poprzednich częściach, chwalonych przez pana prokuratora, tak było... Dlatego, moim jakże skromnym zdaniem, śmiało można przyznać, że fabuła Broken Sword 3 należy do jednych z lepszych, jakie napisano dla gry komputerowej. Zwłaszcza, że w bardzo prosty, a jednocześnie logiczny sposób, wiąże się ona z poprzednimi częściami. I to jest jej największa zaleta. Autorzy tej opowieści poprowadzą nas wąskimi ścieżkami historii, która swój początek bierze w zielonym piekle Kongo, by następnie toczyć się w mrocznych zaułkach Paryża, małomiasteczkowych zakątkach świętego Glastonbury, salach praskiego zamku, ruinach Egiptu i... Nie, wszak wystarczy tego wymieniania, gdyż pozbawiłbym przyjemności wielu potencjalnych nabywców tego dzieła...Dodam jeszcze, iż...

Sąd: Sąd pragnie pouczyć pana mecenasa, że na tej sali, mojej sali, bardzo źle jest widziane przerywanie drugiej stronie. Dlatego też radzę na przyszłość nie zapominać o tym...

Oho, papuga ma przechlapane... Zaraz, jak ja to miałem zamiar zatytułować? “Game is over”? Tak, to może być niezłe...