Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 11 grudnia 2003, 17:30

autor: Paweł Turalski

Call of Duty - recenzja gry - Strona 4

Call of Duty to pierwsza gra ze stajni Infinity Ward, zespołu doświadczonych profesjonalistów, którzy zanim założyli własną firmę, brali między innymi udział w procesie tworzenia jednej z ciekawszych gier bazującej na tematyce II Wojny Światowej...

Zaiste, tak sugestywnego odzwierciedlenia wojny nie widziałem. Każde zwycięstwo opłacone jest prawdziwym heroizmem, znojem i krwią naszych pobratymców. Czy przesadzę pisząc, iż zabijając każdego Szkopa czujemy… chorą satysfakcję? To niesamowite, jak udało się oddać to wszystko... Mam gdzieś, co sobie inni pomyślą, ale dla mnie to… sztuka. Serce mi urosło, kiedy podczas obrony mostu, resztką energii biegłem do bunkra, obserwując po drodze wszystkich walczących kompanów; gdy zastanawiałem się czy dotrę na miejsce usłyszałem w tle subtelną melodię z chórem, która po prostu… mnie poruszyła. To trzeba przeżyć… Albo las w Belgii. Misja zaczyna się spokojnie – grupa biegnie pomiędzy drzewami praktycznie w martwej ciszy, kiedy nagle zaczyna się ostrzał z moździerzy. Kapitan krzyczy, by pod żadnym pozorem się nie zatrzymywać, impet pocisku wyrywa dziury w ziemi, widząc to pragniesz tylko jednego – żeby nie dostać. Po chwili kapitan ponownie krzyczy, bo jakiś szeregowiec wpakował się na minę… W końcu, udało się... A pomyśleć, że to dopiero początek. Cudownie wygląda desant spadochroniarzy w Normandii. Świsty i błyski od pocisków przeciwlotniczych przypominających burzę, ogniste ogony wymieszane z gęstym dymem zestrzelonych samolotów nurkujących ku ziemi, nerwowy bieg wraz z zrzuconymi sojusznikami, szybka wymiana ognia, Niemcy prujący z CKM, wybuchające domy, latające granaty, krzyki, wrzaski.

Potem obrona zdobytej wioski… Jejku, co tam się dzieje! Osłaniaj kościół, opuść zrujnowaną kaplicę, by wspomóc ogniem potrzebujących, wróć do kościoła po wyrzutnię rakiet, aby unieszkodliwić nadjeżdżający czołg, walcz, znowu pojazd pancerny, wysadź, znowu walcz, padnij, powstań, przeżyj!

Potem przychodzi czas na wysadzenie baterii niemieckich dział na polach Normandii. Plan wzięcia faszystów w kleszcze, ogień zaporowy dla oficera ratującego rannego szeregowca, stare stodoły, karabiny maszynowe w oknach domów... A co powiecie na nocną akcję sabotażową na pancerniku?

Po wykonaniu zadań amerykańskiej i brytyjskiej armii pora na służbę w wojskach ZSRR. Nigdy nie przepadałem za tym narodem. Pewnie z powodu roli, jaką odegrał w tej wojnie… Ech, szkoda gadać o tym, czego ten kraj dopuścił się w tamtych czasach. Sprzedanie Polski, Katyń, Powstanie Warszawskie, to tylko trzy z multum niepodważalnych oskarżeń, jakie mógłbym im przedstawić. Ale wracając do gry. „Siedziałem w płynącej barce, słysząc czystą demagogię. Rozglądając się na boki szybko zrozumiałem, że coś tu jest nie tak – moi koledzy byli wystraszeni jak kilkuletnie dzieci. Czego się tak obawiali? Za chwilę miałem się dowiedzieć… Dup! Barka po lewej poszła z dymem. Dup! Barka po prawej także! Po chwili usłyszałem jakby syrenę. Wyła coraz głośniej… Nagle wszystko stało się jasne. Z oddali wyłonił się Stukas Ju 87 (przez nas nazywany „Łapciarz” ),prując z działka do łajby, w której się znajdowałem. Po chwili nawrót i ponowny ostrzał – tym razem były to już trzy Junkersy. Niektórzy próbowali uciekać, ale… Na szczęście dopłynąłem do brzegu. Gdy wyszedłem na pomost, coś mnie ogłuszyło -znowu to zwolnienie, rozmazanie widoczności i ten pusty, jednostajny szum. Kiedy się ocknąłem, od razu spojrzałem za siebie, by dowiedzieć się co się stało. To było straszne… Ujrzałem jak moja barka idzie na dno wraz z tonącymi zwłokami moich kolegów. Cóż za szczęście, że ja przeżyłem. Kiedy wróciłem na pomost, ktoś wepchnął mnie do powolnie przesuwającej się kolejki, w której rozdawali broń i amunicję. Gdy otrzymałem pięć sztuk amunicji bez karabinu pomyślałem, że właśnie są to ostatnie chwile mojego życia…”