Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 7 grudnia 2022, 15:30

Recenzja gry Need for Speed Unbound - totalne przeciwieństwo Forzy Horizon - Strona 2

Need for Speed Unbound to z jednej strony mała ewolucja poprzedniej odsłony cyklu zatytułowanej Heat. Ale to również tytuł, który odważnie wypełnia luki w tym, czego nie daje Forza Horizon – i jest to jego największa zaleta.

Policyjny Pac-Man

Dobra wiadomość okazuje się taka, że w porównaniu z Heatem radiowozy w Unboundzie są mniej zabójcze i nie masakrują nas po trzech uderzeniach. Praktycznie każdy pościg do poziomu trzeciego, a często i czwartego, da się wymanewrować lub zgubić nawet słabszym wozem, co jest całkiem satysfakcjonujące. Problematyczny bywa level piąty pościgu, przy którym policja jest po prostu namolna i męcząca. Nie ma siły, by nas zezłomować, ale skutecznie prześladuje, blokując dostęp do garaży i wyścigów. Radiowozy materializują się znikąd, śmigłowce – nawet gdy nas teoretycznie nie widzą – potrafią kierować się w naszą stronę, ciągle utrzymując poziom alarmu.

W efekcie każda nocna jazda ze zdobytymi pieniędzmi przypomina bardziej rozgrywkę z Pac-Mana niż grę wyścigową. Jedziemy wpatrzeni w minimapę, starając się unikać za wszelką cenę czerwonych trójkącików pola widzenia radiowozów, co wygląda jak omijanie duszków w Pac-Manie. Zabrakło mi ciekawych mechanik z Most Wanted, takich jak destrukcja otoczenia spowalniająca goniących czy wyrównana walka ze spychaniem policyjnych ścigaczy. Praktycznie każdy pościg na levelu 5 kończył się ucieczką w wyniku jakiegoś błędu skryptu SI lub wykorzystywania exploitów z dziwnym zachowaniem policji przy wodzie i mostach.

Rozumiem, że to konsekwencja mechaniki z Heata oraz chęć utrzymania wysokiego poziomu trudności z dodatkiem pewnej dozy ryzyka przy każdym wypadzie na miasto, ale skoro dało się to zrobić ciekawiej i bardziej pomysłowo niemal dwie dekady temu, czemu nie dało się i teraz?

Gra potrafi wyglądać niemal fotorealistycznie - to głównie zasługa dobrego oświetlenia.

Sweet Home Lakeshore

Po paru przeprawach z policją na levelu 5 przestałem się dziwić, dlaczego multiplayer w Unboundzie został nazwany trybem jazdy swobodnej – bo nie ma w nim policji i dopiero w takich warunkach można swobodnie eksplorować miasto, szukając znajdziek i zaliczając różne wyzwania po drodze, co odblokowuje kolejne samochody do zakupu. Lakeshore, wzorowane na Chicago, to najlepiej wykonane miasto w najnowszych odsłonach cyklu Need for Speed, ale głównie w związku z tym, że najbardziej tętni życiem.

Twórcy w końcu skopiowali patent z uciekającymi w ostatniej chwili pieszymi z Drivera: San Francisco, dzięki czemu w Lakeshore sporo jest przechodniów na ulicach czy robotników na placach budowy, lub remontowanych odcinkach dróg. Samo miasto prezentuje się bardzo ładnie od strony graficznej, wyróżniając się autentycznym, naturalnym oświetleniem, co rzuca się w oczy przy deszczowej pogodzie. Wokół jest też sporo terenów wiejskich, gdzie można zboczyć z trasy i pomykać przez pola niczym w Forzy Horizon, a jesienna kolorystyka przypomina trochę dawne odsłony NFS-a. Zabrakło mi jednak jakichś wyróżniających się, unikalnych miejscówek, którymi Lakeshore na dłużej zapadłoby w pamięć – miasto jest ładne, ale takie... generyczne.

Gdy już nacieszymy się swobodną jazdą bez policji, można przetestować tryb wieloosobowy, który ma zupełnie osobny system progresji, garaż, portfel i bohatera. Wszystko wydaje się super, gdy mamy swoją ekipę i razem wchodzimy ścigać się na serwer – wtedy możemy aktywować jedno z wydarzeń, analogicznie jak w kampanii. Samotnicy znajdą się jednak wśród piętnastu innych graczy w jednej sesji, z których każdy chce robić coś innego. W efekcie można bezskutecznie czekać, aż ktoś zgodzi się wziąć udział w tym samym evencie lub przyjąć zaproszenie na zawody innej klasy. Warto wtedy mieć w garażu przygotowane na taką okoliczność auto. Na szczęście, gdy uda się już zebrać chętnych, ściganie się z żywymi, nieprzewidywalnymi przeciwnikami sprawia jeszcze większą frajdę.

Wyścigi off-roadowe zniknęły z listy, ale trasy czasem zabierają nas w bezdroża.

Anty-Forza Horizon

Need for Speed Unbound jest ciut lepszą grą od Heata, więc znowu mogę podsumować wszystko tymi samymi słowami: to najlepsze Need for Speed od 2015 roku – nie dlatego, że wyszło tak dobrze, tylko że tak łatwo było poprawić i przebić poprzednie odsłony cyklu. Ale można też spojrzeć na grę z zupełnie innej strony, zapominając na chwilę o dawnych, kultowych częściach, których wielu graczy nowego pokolenia zapewne w ogóle nie kojarzy.

Wtedy będziemy mieć do czynienia z naprawdę niezłą arcade’ową pozycją wyścigową, która nie próbuje ślepo kopiować Forzy Horizon, tylko skupia się na wszystkim, czego królowej samochodówek brakuje – a więc na tuningu wizualnym, policji, a zwłaszcza odczuwalnej progresji i poziomie trudności. To wyzwanie, w którym każdy nowy samochód jest wywalczoną nagrodą, w zdobycie której trzeba włożyć pewien wysiłek, a nie masowym spamem zalewającym wirtualny garaż. Mimo paru niedoskonałości Unbound to kawał prawdziwej gry, a nie familijny samograj – i choćby za to należy mu się trochę uznania.

O AUTORZE

Z grą Need for Speed Unbound spędziłem ponad 20 godzin, dobrze poznając jej wady i zalety. Nie sądziłem, że tak bardzo spodoba mi się miks fotorealizmu z komiksową kreską oraz hip-hopowy soundtrack – wszystko to bardzo pasuje do tej produkcji i nadaje jej unikatowy styl. Grałem w każdą odsłonę NFS-a od jego początków i ze smutkiem obserwowałem zapaść coraz słabszych części. Unbound podnosi poziom cyklu, choć wciąż jest to tylko mały krok w górę.

Dariusz Matusiak | GRYOnline.pl

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej