Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 2 grudnia 2022, 08:46

Recenzja Callisto Protocol - gra, w której bawi... bałem się świetnie! - Strona 2

The Callisto Protocol zapewne mógłby być kolejnym rozdziałem serii Dead Space. Zamiast tego jest jej godnym duchowym spadkobiercą – jeszcze bardziej krwawym, brutalnym i mrocznym. To jedna z najbardziej klimatycznych gier ostatnich lat.

Syndrom kuriozalnego bossa

Walka generalnie jest bardzo mocną stroną The Callisto Protocol, choć można by przyczepić się do paru rzeczy. Najbardziej denerwowało mnie to, że narzucone z góry klaustrofobiczne lokacje i praca kamery sprawiają, iż nigdy nie wiadomo, co dzieje się z tyłu, przez co często ginąłem od niespodziewanego ciosu w plecy w trakcie potyczki z innym stworem. Inna rzecz to dość oryginalna mechanika uników – tylko za pomocą wychylenia gałki analogowej, co wymaga przyzwyczajenia się i nie zawsze bywa czytelne w działaniu. Warto w ogóle mieć na uwadze, że Jacob jest dość powolny w ruchach, niczym postać z Soulsów ubrana w ciężki pancerz, i bardzo niemrawo reaguje na wszelkie polecenia. Po części to efekt balansu poziomu trudności i tempa rozgrywki – szybki Jacob byłby tu zbyt skuteczny.

Wydaje mi się też, że twórcy nie mieli pomysłu, jak pogodzić niezbyt mocarnego Jacoba z potężniejszymi przeciwnikami, przez co wszelkie próby wzmacniania ich wypadły średnio. Mamy mutowanie zwykłych biofagów w większe i cięższe, wymagające więcej ciosów, co jeszcze wygląda dobrze, ale dwugłowy miniboss pojawia się już nieco zbyt często, przez co traci na wyjątkowości. A najbardziej kuriozalny pod każdym względem jest boss końcowy i jest to zdecydowanie najsłabszy moment, jeśli chodzi o walkę. O wiele ciekawsze i bardziej klimatyczne są przypadkowe starcia ze zwykłymi biofagami. Osobiście zmieniłbym też przypisanie niektórych funkcji sterowania do pada, bo te na konsoli okazały się mało wygodne.

Każdy survival horror musi mieć obowiązkową wizytę w szpitalu - ten w Callisto naprawdę straszny!

Atmosfera do krojenia nożem

Mimo że krwawe, brutalne starcia są kwintesencją rozgrywki w The Callisto Protocol, w moim odczuciu wizytówką gry pozostaje jednak niesamowity klimat rodem z najlepszych horrorów science fiction. Przez cały czas czuć wszechobecne zagrożenie umiejętnie budowane efektami dźwiękowymi i przede wszystkim kapitalną grą świateł. Trudno opisać, jak strasznie wyglądają skąpane w półmroku ciasne korytarze zbryzgane krwią i kawałkami wnętrzności albo przeciwnicy wyłaniający się z oparów jakiegoś dymu lub mgły. Poziom detali i jakość tekstur być może prezentuje się nieco lepiej w nadchodzącym remake’u Dead Space’a, przynajmniej w porównaniu z wersją na PS5, ale pod względem budowania klimatu oświetleniem Callisto chyba nie ma sobie równych.

Poruszanie się po więzieniu Black Iron na księżycu Jowisza jest bardzo liniowe i Jacob ma tu chyba jeszcze mniej swobody, niż miał bohater niedawno wydanego Evil Westa. Mimo to, w związku ze wspomnianą klaustrofobią i naturalnymi ograniczenia w lokacjach, nie wywołuje to aż takiego dysonansu i uczucia sztucznego blokowania postaci. Wszystko jest tu bardzo filmowe i podporządkowane stałemu tempu rozgrywki, przez co nigdzie nie ma nawet banalnych zagadek środowiskowych. Po prostu idziemy powoli naprzód, od czasu do czasu walcząc oraz znajdując kolejne audiologi.

I tylko szkoda, że fabuła po obiecującym wstępie pod koniec przekartkowuje oklepane hollywoodzkie klisze. Powoli odkrywana tajemnica i rola naszego bohatera w wydarzeniach w Black Iron, czyli powody jego osadzenia oraz źródło przemiany innych więźniów w krwiożercze biofagi, wciągają przez pierwszą połowę gry. Potem wszystko staje się dość przewidywalne aż do zakończenia, które można by ukryć jako scenę po napisach – tu twórcy nieco przeholowali, burząc tak misternie budowany przez cały czas klimat. Historia nie jest jakoś bardzo słaba i na tle wielu innych wciąż wypada naprawdę dobrze, ale zabrakło chyba nieco odwagi do poprowadzenia jej w bardziej oryginalnym stylu.

Szatkownice do mielenia przeciwników to tylko jeden z wielu pomysłów na niezwykle krwawe i brutalne akcje w grze. The Callisto Protocol wręcz ocieka scenami gore.

Mimo pojawienia się kilku łatek w wersji przedpremierowej nie natrafiłem na żadne większe problemy techniczne, choć mógłbym przyczepić się do tego, że nawet w trybie wydajności gra wyciska siódme poty z PlayStation 5 i nie działa jakoś ultrapłynnie w 60 klatkach. Z drugiej strony pasuje to do dość powolnego tempa gry. Poza tym zdarzyły mi się jedynie małe, łatwe do wyeliminowania bugi, w stylu braku polskiego napisu przy jakimś wypowiadanym zdaniu.

Umarł Dead Space, niech żyje The Callisto Protocol

Obok fabularnych klisz sporą wadą The Callisto Protocol jest w moim odczuciu brak możliwości wyłączenia lub choćby pomijania animacji śmierci głównego bohatera. Jest to szczególnie drażniące przy trudniejszych starciach, gdy ginie się wielokrotnie i trzeba przez to długo czekać na kolejną próbę. A już zupełną abstrakcją jest dla mnie dyskusja o możliwości dodania kolejnych akcji tego typu w formie płatnego DLC. Oglądania w fotorealistycznych detalach rozrywania czaszki na pół, wydłubywania oczu czy odrywania kończyn jest aż nadto w podstawce i nawet bez takiego dodatku Callisto bez problemu trafia do grupy najbardziej krwawych i brutalnych gier w historii.

The Callisto Protocol może nie dokona rewolucji w gatunku survival horrorów, nie jest też nagłym objawieniem, które zmiecie inne produkcje w bitwie o tytuł gry roku, ale na pewno zapewni kilkanaście godzin niezapomnianych emocji i wrażeń – bo rozgrywkę raczej trudno nazwać tu zabawą. Nie ma co dyskutować, czy gra jest lepsza, czy gorsza od Dead Space’a – po prostu w udany sposób kontynuuje dziedzictwo tamtej serii i zapewne stanie się wstępem do kolejnej trylogii czy nawet dłuższego cyklu. Może wtedy przyjdzie czas na małe rewolucje? Jeśli w ogóle jakieś są potrzebne. Bo w końcu przecież chodzi głównie o to, by trochę się przed monitorem wystraszyć, a to akurat Callisto robi bardzo dobrze.

OD AUTORA

Ukończenie The Callisto Protocol zajęło mi 14 godzin, przy zmienianiu stopnia trudności. Można więc ten czas trochę wydłużyć, decydując się na najwyższy poziom, choć będzie się to wiązało w paru momentach z nieco frustrującymi walkami. Warto się jednak nastawić na to, że to gra, która największe wrażenie robi za pierwszym razem – ponowne jej przejście nie dla wszystkich będzie równie emocjonujące. W trakcie rozgrywki przegapiłem 7 znajdziek, które łatwo monitorować w menu. Uwielbiam gry z umiejętnie budowanym klimatem, dlatego The Callisto Protocol od razu trafia na moją listę najlepszych produkcji tego roku.

Dariusz Matusiak | GRYOnline.pl

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej