Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 22 października 2021, 17:28

Recenzja gry War Mongrels - Polacy potrafią robić gry o wojnie - Strona 3

„Wojna. Wojna nigdy się nie zmienia”. Sposób jej ukazywania w grach wideo już jednak tak. War Mongrels od rodzimego studia Destructive Creations oferuje najbardziej bezkompromisową wizję II wojny światowej, jaką widziała elektroniczna rozrywka.

Cichociemni

Do tej pory wspomniałem o czterech grywalnych postaciach w War Mongrels, a jest ich w sumie siedem. Manfreda i Ewalda poznajemy na samym początku gry, a Lukasa mniej więcej po godzinie zabawy. Ołów, Gruz, Greta i Joachim pojawiają się natomiast, począwszy od czwartej misji – ten ostatni dopiero w siódmej. Każde z nich dysponuje innymi umiejętnościami, dzięki czemu przydaje się do odmiennych zadań. Na przykład Lukas potrafi wspinać się na duże wysokości za pomocą linki z hakiem, o czym może tylko pomarzyć tęgi Ewald, który jednak z łatwością wyważa drzwi, powalając stojących za nimi wrogów. Jedyna w zespole kobieta może skupiać na sobie zainteresowanie żołnierzy, flirtując z nimi, Ołów jest wyszkolonym snajperem, Gruz z zabójczą precyzją rzuca nożami itd. Żeby było ciekawiej, nie mamy wpływu na to, kim pokierujemy w danej misji – trzeba więc nauczyć się wykorzystywać mocne strony wszystkich postaci.

Ołów i Gruz, pierwsze spotkanie. Kto im wymyślał te ksywki?

Co interesujące, nie tylko trochę inaczej się nimi gra, ale też każda z nich ma inne cechy charakteru. Przez to zdarza się, że bohaterowie kłócą się ze sobą albo podejmują decyzje – narzucone fabularnie; gracz (zwykle) nie ma na nie wpływu – które są sprzeczne z interesami pozostałych. Ba! Kilka razy zrugałem w myślach tę czy inną postać, bo jej zachowanie zwyczajnie mi się nie spodobało i gdybym mógł, dokonałbym za nią „lepszego” wyboru. Na szczęście twórcy ograniczyli to do minimum – podejmujemy w sumie jedną decyzję naprawdę dużego kalibru, która ma przełożenie na dobre lub złe zakończenie (ja dotarłem do tego drugiego i nie żałuję), a reszta to po prostu aktywności gameplayowe, mające niewielki wpływ na przebieg danej misji. Dzięki temu scenariusz wydaje się bardziej spójny, a jednocześnie opowieść nie traci na immersji.

Greta potrafi zaczarować nazistów. Dosłownie!

Tę ostatnią popsuło jednak coś innego – angielski dubbing. Nie zrozumcie mnie źle; jest on całkiem udany, a głosów postaci dobrze się słucha. Tyle tylko, że czułem dziwny dysonans, gdy Litwin, urodzony w Polsce Niemiec czy pochodzący z Monachium Żyd wypowiadali się w mowie Szekspira, w dodatku z silnym amerykańskim akcentem. Mało tego – Ewaldowi głosu użyczył Doug Cockle, którego możecie kojarzyć jako Geralta z Rivii z anglojęzycznej wersji gry Wiedźmin 3: Dziki Gon.

Rozumiem powody, stojące za taką, a nie inną decyzją deweloperów – fabuła pełni w War Mongrels zbyt ważną rolę, by można było całkowicie zrezygnować z udźwiękowienia dialogów, a jako niezależne studio Destructive Creations nie mogło pozwolić na sobie nagranie ich w kilku wersjach językowych. Zwłaszcza że wszystkie głosy słyszane w tle – wykrzykiwane rozkazy, prowadzone przez żołnierzy rozmowy czy błagania o łaskę padające z ust więźniów obozu zagłady – wybrzmiewają w ojczystej mowie postaci. Często pada więc niemieckie „Scheiße”, czasami trafia się swojska „ku**a”, a słysząc „Błagam, nie!” podczas przekradania się przez Kulmhof, poczułem ciarki na plecach.

Misja w obozie koncentracyjnym zapada w pamięć, ale są lepsze.

BLOOBER TEAM MOŻE SIĘ UCZYĆ

Deweloperzy z Gliwic zdobyli u mnie mały plusik za prostą i – wydawałoby się – oczywistą decyzję, na którą nie było jednak stać innego rodzimego studia, mianowicie Bloober Teamu. Twórcy The Medium pokpili sprawę, osadzając akcję swojej gry w Polsce, a większość szyldów czy dokumentów z niezrozumiałych przyczyn przedstawiając w języku angielskim. Ktoś najwyraźniej uznał, że ich tłumaczenie by nie wystarczyło. Na szczęście Destructive Creations nie wyszło z podobnego założenia i nazistowskie dokumenty napisane są po niemiecku, a ulice polskich miast zdobią tabliczki w języku polskim. Można?

Można znaleźć takich całą masę. Gdzie tam masę – rzeszę!

Skoro już jesteśmy przy pierwszym w historii obozie koncentracyjnym położonym we wsi Chełmno nad Nerem (niem. Kulmhof am Nehr) – to, że go odwiedzimy, deweloperzy wyjawili na długo przed premierą gry, więc nie traktujcie tej informacji jako spoilera – wypada pochwalić lokacje w War Mongrels. Nie tylko zostały one wykonane z ogromnym pietyzmem, ale są też różnorodne, a obecność co niektórych z nich w grze potrafi zaskoczyć. Mnie najbardziej zdziwiło, gdy trafiłem na ulice okupowanego przez nazistów Białegostoku, a więc miasta położonego blisko mojego miejsca zamieszkania. Pod koniec gry robi się zaś jeszcze ciekawiej, bo możemy (częściowo) zwiedzać inne kraje i bierzemy udział w wydarzeniach, na temat których opinie nadal są podzielone. Jeśli zaś chodzi o sam Kulmhof i to, czego tam doświadczamy – codzienne cierpienia więźniów, trucie ich spalinami z ciężarówek – nie sposób tego opisać; trzeba zagrać, by poczuć ten dramat.

Nie tak zapamiętałem Białystok…

Tryby wojny

Na koniec zostawiłem sobie warstwę techniczną gry, której najdalej do ideału. Śmiem twierdzić, że miałem sporo szczęścia, bo pomijając drobne błędy, liczne glitche i sporadyczne sytuacje, gdy nagle ujrzałem pulpit swojego komputera (najczęściej przy robieniu screenów) – najbardziej odczułem problemy z „sejwowaniem”. Pomimo różnych podejść, które testowali twórcy, stan rozgrywki w War Mongrels możemy zapisywać w dowolnej chwili – przynajmniej w teorii.

W praktyce bowiem gra ma sporo momentów, gdy po wybraniu opcji „zapisz” nie dzieje się nic. Owszem, pojawia się logo symbolizujące nadpisanie progresu, ale żaden nowy plik się nie tworzy, a stare nie zostają zaktualizowane. Ponowne uruchomienie produkcji naprawia ten błąd tylko na chwilę – aby całkowicie go wyeliminować, trzeba przejść niesprecyzowany fragment misji. Dopiero wtedy wszystko wraca do normy... aż do następnego razu.

Ponadto, jako że grałem w War Mongrels jeszcze przed tzw. patchem 1.0, w odstępie czterech dni tytuł ten był kilka razy aktualizowany. Jakież było moje zdziwienie, gdy po pobraniu którejś „łatki” wcześniejsze „sejwy” przestały działać. Tak się niefortunnie złożyło, że ostatni zapis pochodził mniej więcej z dwóch trzecich pewnej misji. Nie mając innego wyboru, musiałem zacząć ją od nowa.

Ciało zabitego oficera wpadło w tekstury. Lepszej kryjówki sam bym nie znalazł.

Nie bez kozery napisałem jednak, iż miałem szczęście, bo do wielu graczy na Steamie najwyraźniej się ono nie uśmiechnęło. Niektórym z nich dały się we znaki te same problemy – tylko znacznie dotkliwiej. Inni doświadczyli natomiast „syndromu rozmnażających się nazistów”, przez co musieli stawiać czoła zastępom wrogów kilkakrotnie liczniejszym, niż przewidziane przez twórców. Część osób zareagowała na to śmiechem i podjęła niespodziewane wyzwanie. Nie da się jednak ukryć, że War Mongrels ma swoje problemy. Jeśli zamierzacie sięgnąć po tę pozycję już teraz, czujcie się ostrzeżeni. Osobiście wierzę, iż twórcy będą w stanie doprowadzić swoje dzieło do porządku za pomocą kilku niedużych aktualizacji.

Mam nadzieję, że te patche nie tylko naprawią błędy, ale również dodadzą możliwość dostosowania sterowania do własnych preferencji. Na razie nie da się tego zrobić i komendy trzeba wydawać klawiszami numerycznymi, postacie wybierać klawiszami funkcyjnymi, a jednostki zaznaczać prawym – a nie lewym – przyciskiem myszy. Można co prawda przyzwyczaić się do tego, ale raz, że wymaga to czasu, a dwa – nawet po tych trzydziestu godzinach zdarzało mi się pomylić.

Liczę też, że te poprawki pojawią się już wkrótce, a wtedy z czystym sumieniem będę mógł polecić War Mongrels każdemu z Was. Jest to bowiem świetna produkcja, prezentująca bezkompromisową, pozbawioną pudru wizję drugiej wojny światowej. Fani serii Commandos i Desperados nie powinni być zawiedzeni, pasjonaci historii znajdą tu wiele ciekawych informacji, a wszyscy pozostali gracze – niebanalną opowieść o poszukiwaniu odkupienia, przyjemny gameplay, bardzo ładną grafikę (zwłaszcza jak na grę w rzucie izometrycznym) oraz świetną, klimatyczną muzykę Adama Skorupy.

O AUTORZE

Bardzo lubię skradanki – zwłaszcza serie Splinter Cell, Dishonored i Metal Gear Solid. W taktyczne RTS-y gram z przerwami od około piętnastu lat. Przygodę z nimi zacząłem od drugich odsłon cykli Commandos i Desperados. Drugą wojną światową interesuję się hobbystycznie, a w grach cenię przede wszystkim fabułę i wciągający gameplay.

ZASTRZEŻENIE

Przedpremierowy dostęp do gry War Mongrels otrzymaliśmy od twórców z Destructive Creations.

Hubert Śledziewski | GRYOnline.pl

Hubert Śledziewski

Hubert Śledziewski

Zawodowo pisze od 2016 roku. Z GRYOnline.pl związał się pięć lat później – choć zna serwis, odkąd ma dostęp do Internetu – by połączyć zamiłowanie do słowa i gier. Zajmuje się głównie newsami i publicystyką. Z wykształcenia socjolog, z pasji gracz. Przygodę z gamingiem rozpoczął w wieku czterech lat – od Pegasusa. Obecnie preferuje PC i wymagające RPG-i, lecz nie stroni ani od konsol, ani od innych gatunków. Kiedy nie gra i nie pisze, najchętniej czyta, ogląda seriale (rzadziej filmy) i mecze Premier League, słucha ciężkiej muzyki, a także spaceruje z psem. Niemal bezkrytycznie kocha twórczość Stephena Kinga. Nie porzuca planów pójścia w jego ślady. Pierwsze „dokonania literackie” trzyma jednak zamknięte głęboko w szufladzie.

więcej