Recenzja Medieval Dynasty - survival RPG dla cierpliwych - Strona 2
Kiedyś gry były uważane za rozrywkę dla (dużych) chłopców. Dziś się to trochę zmieniło, ale Medieval Dynasty wraca do korzeni. To tytuł dla prawdziwych mężczyzn: posadzą oni tu drzewo, zbudują dom i spłodzą syna. Niekoniecznie w tej kolejności.
Kolorowa jesień złodziejstwa
Wraz ze zmianą pory roku Racimir przeniósł się do swojego domu. Mogłem tylko z bólem westchnąć nad zmarnowanym czasem i wyruszyć ponownie w tę samą drogę. Nie da się jednak wejść dwa razy do tej samej rzeki. Moja podróż również okazała się zupełnie inna – głównie za sprawą złocistych barw, które nagle oblały lasy. O ile do tej pory nie zachwycała mnie oprawa wizualna gry – w przeciwieństwa do nieco skąpej, ale całkiem przyjemnej ścieżki dźwiękowej – tak teraz zdarzało mi się przystanąć, żeby po prostu popatrzeć.
Skoro już wspomniałem o rzece... w Medieval Dynasty da się polować na ryby – na przykład za pomocą specjalnej włóczni. Jak się to odbywa? Ano Racimir wchodzi do wody: najpierw sięga mu ona za kostki, potem za kolana, wreszcie do piersi, aż... Chciałoby się powiedzieć: pochłania go całego. Tak jednak nie jest – protagonista nie tyle pływa, co chodzi po niezbyt płytkim dnie. Może porusza się wtedy nieco wolniej, niż gdy stąpa po lądzie, ale to tyle. Nie może się utopić ani umrzeć z pragnienia (no chyba że zapomnimy go napoić). To ostatnie sprawiło, iż „chodzenie po wodzie” stało się moim ulubionym sposobem poruszania się.
Kolejną rzeczą, której się nauczyłem, była kradzież. Od początku wiedziałem, że można mieć lepkie ręce, ale nie zdawałem sobie sprawy z prostoty tego niecnego procederu. W wioskach wala się sporo przydatnych przedmiotów, a mieszkańcy nie pilnują ich zbyt mocno. Wystarczy nie dać się zauważyć, a można wynieść belki czy gotowe deski i zbudować z nich kolejny dom. Ba! Nic nie stoi na przeszkodzie, aby z „pożyczonych” surowców stworzyć naprędce jakieś narzędzia, a następnie sprzedać je pierwszemu lepszemu handlarzowi bądź handlarce. Zapytacie: na co kilof szwaczce? Dopóki płaciła, ja się nad tym nie zastanawiałem.
W ten sposób zacząłem robić zapasy na nieubłaganie zbliżającą się zimę. Kupiłem cieplejsze ubrania, sporo marchwi, cebuli i kapusty (niestety, nie da się zbudować wychodka), bo są tanie i szybko zapełniają żołądek Racimira. Drewno opałowe głównie kradłem – założyłem, że NPC przeżyją i bez niego. Okazało się to efektywną, a przede wszystkim szybką drogą do celu. Polowanie wymagało sporo zachodu – choć przy okazji można było trafić na majestatyczne żubry – uprawa roli jeszcze więcej, a żywienie się darami lasu, takimi jak jagody czy grzyby, sprawdzało się tylko na krótką metę.
W międzyczasie odnalazłem Kestrel. Kobieta nie tyle opowiedziała Racimirowi brakujące fragmenty historii, co spięła w jedną całość nieco odbiegające od siebie wyznania trzech mężczyzn. Jej rewelacje doprowadziły do smutnego w sumie zakrętu fabularnego – nie żebym się go nie spodziewał – w drodze do którego znów trzeba było sporo się nabiegać. Koniec końców Racimir zrozumiał, iż spokojne życie na wsi wcale nie jest gorsze od uganiania się za przygodami. Postanowił, że wraz z rozpoczęciem wiosny na poważnie weźmie się za rozwój swojej osady. Na snucie planów miał czas; nadchodziła w końcu mroźna...