Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 24 maja 2021, 17:00

Recenzja gry Biomutant - RPG roku? Nie, ale... - Strona 3

Biomutant to przeurocze RPG akcji, które wyróżnia się przede wszystkim kreacją artystyczną świata i bohaterów. Cała reszta jest już jednak nieco odtwórcza i zawiera parę dokuczliwych wad. Może nie będzie to RPG roku, ale zmutowane futrzaki dają radę.

Efekt „futrzaka”

Nie oznacza to, że wszystkie elementy otwartego świata udały się równie dobrze. Takie na przykład questy poboczne – tylko niewielka część z dość szybko rosnącej w naszym dzienniku listy ma jakąś oryginalną fabułę i uwzględnia role innych postaci. Większość to typowe szukanie znajdziek, często z towarzyszącą im prostą zagadką środowiskową z ustawianiem pokręteł. Gra ma bardzo wyraźny schemat, w którym odkrycie czegoś fajnego od razu włącza zadanie odnalezienia pięciu kolejnych takich samych rzeczy. Niby jest to powód do odwiedzenia każdego kąta, ale i uczucie, że czas gry jest sztucznie wydłużany.

Mam też wrażenie, że rola wyborów moralnych albo nie do końca twórcom wyszła, albo zabrakło im godzin na parę dodatkowych odgałęzień fabuły. Historia w Biomutancie koncentruje się na trzech głównych wątkach mających (niby) swoje zakończenia: wojnie plemion zamieszkujących świat gry, przeszłości naszego bohatera oraz losach świata i symbolizującego go Drzewa Życia, którego korzenie pożerają cztery potężne stwory. W swoich wyborach starałem się być konsekwentny i trzymać jednej ustalonej drogi. Mimo to tylko raz poczułem, że finał wydarzeń jest zgodny z moimi decyzjami. W pozostałych dwóch przypadkach albo było wręcz na odwrót, albo miałem jeszcze dziwniejsze odczucie, że oglądam cutscenkę z jednej wersji zakończenia, słuchając komentarza do tej zupełnie przeciwnej.

Na screenach trudno jest pokazać dynamikę walk, ale jest szybko i zręcznościowo.

Po części i z tego powodu nie mogę uznać fabuły Biomutanta za jakąś szczególnie wybitną – ot, kolejna opowieść o ratowaniu świata przez samotnego herosa. Wyjątkowy język narracji i specyficzny wygląd cudacznych zwierzaków sprawiają jednak, że i tak wszystko jakoś zapada w pamięć. To gra, w której można się niemal nabawić wyrzutów sumienia, walcząc z bossami lub co potężniejszymi przeciwnikami, bo przypominają jakieś słodkie chomiczki lub oposy. Nawet gdy ciskają w nas płonące beczki i ostrzeliwują z karabinów, trudno ich nie lubić.

Takie obrazki to niestety tylko pozowanie statystów, bo same walki o fort to już klasyczna bitka w mniejszym gronie.

Walki jak z komiksu

Skoro więc małe kreciki, wombaty i kotki w Biomutancie kojarzą się głównie z brutalną agresją, warto wspomnieć o walce. Wszak starcia z różnymi stworzeniami są w tej grze nie tylko etapami fabuły, ale i stałą częścią eksploracji. Wrogo nastawione futrzaki czają się praktycznie wszędzie – zarówno gdzieś na szlakach, jak i w każdej lokacji kryjącej cenny loot. A potyczki z nimi są przede wszystkim dynamiczne i bardzo zręcznościowe, trochę jak np. w Devil May Cry. Nasza postać korzysta głównie z broni białej oraz palnej i może to robić niemal jednocześnie dzięki uproszczonemu celowaniu, co najlepiej sprawdza się podczas sterowania padem.

Obok tego są jeszcze moce specjalne uzyskane dzięki mutacjom i ewentualne zdolności związane z daną klasą. W ciągu kilku sekund można więc wpakować we wroga trochę ołowiu, zdzielić go parę razy ostrzem, nadziać na mroźne kolce i podpalić kulą ognia. W międzyczasie nasz bohater wykona lewitację w powietrzu, kilka uników z szybkością Strusia Pędziwiatra, podleczy się apteczką i uzupełni energię. Na deser są jeszcze ciosy finałowe, które włączają widowiskowe slow-mo, i komiksowe grafiki z napisami typu „Ziiiip”, „Kabuuum!”.

Ilość lootu, w tym elementów do budowania broni balansuje między “niepotrzebnym złomem”, a “swobodą wyboru”.

Muszę przyznać, że nawet przy setnym takim pojedynku nic z tego się nie nudzi. Walki okazują się jednocześnie urocze i widowiskowe. Celne ciosy sprawiają satysfakcję, a poza tym możemy stale zmieniać broń na jakąś z innymi efektami i atakami specjalnymi. Warto jednak wspomnieć, że na średnim (normalnym) poziomie trudności bardzo trudno jest zginąć. Przy korzystaniu z apteczek wygrywa się starcia nawet z wrogami stojącymi o kilka leveli wyżej. Dopiero przypadkowo spotkany przeciwnik „z czachą”, czyli sporo przewyższający mnie poziomem, był godnym wyzwaniem i przy nim należało już mocno przemyśleć moment każdego ciosu, koncentrując się na unikach i leczeniu.

Niestety, te wszystkie zachwyty nad walką psują trochę wspomniane na początku problemy techniczne. To właśnie w trakcie starć rzuca się w oczy chaotyczna praca kamery, która lubi się gdzieś zagubić, co utrudnia orientację. Przy większych przeciwnikach, zwłaszcza minibossach i bossach, czuć też kłopoty z kolizją obiektów. Nasz bohater niekiedy trochę przenika przez wroga, a ciosy lądują głębiej, niż powinny. Mam nadzieję, że z czasem ulegnie to poprawie.

Walki z bossami oparte są na podobnym schemacie, ale każda z nich potrafi czymś zaskoczyć.

CZY CHCESZ WYSŁAĆ RAPORT BŁĘDU?

Oprócz błędów bezpośrednio w mechanikach gry mocno dała mi w kość niestabilność testowanej wersji. Biomutant potrafił wyłączać się bez ostrzeżenia w kompletnie losowych momentach, czasem po paru minutach, czasem po paru godzinach, za każdym razem z okienkiem błędu silnika Unreal. Przez całe przechodzenie gry wydarzyło się to co najmniej kilkanaście razy, i to nawet po ściągnięciu w międzyczasie 3 GB patcha. Na szczęście dzięki częstym autosave’om powracałem do zabawy niemal w tym samym miejscu, w którym ginąłem. Być może jakaś łatka „day one” wyeliminuje takie sytuacje.

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej