Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 26 października 2020, 15:00

autor: Karol Laska

Recenzja gry Ghostrunner - Polska cyberpunkiem stoi - Strona 3

Ukończyłem właśnie naprawdę świetną pierwszoosobową grę polskiego studia osadzoną w dystopijnym, futurystycznym mieście. I wcale nie mówię o Cyberpunku 2077 – jeszcze przed jego premierą czeka na Was znakomity Ghostrunner.

Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?

Estetyka cyberpunkowa sięga korzeniami lat 20., mówię tu o niemym filmie Metropolis w reżyserii Fritza Langa. Jest ona bardzo charakterystyczna, ale i niezwykle elastyczna – wymaga jednak sporej twórczej odwagi i kompetencji. Do czego ja w zasadzie dążę, spytacie. Czy przypadkiem nie zabłądziłem we własnych myślach? Nie, próbuję po prostu jakoś umiejscowić Ghostrunnera w tym podgatunku fantastycznonaukowym. Bo wiecie, teoretycznie wszystkie kolorki i elementy otoczenia się tutaj zgadzają, człowiek czuje, że równie dobrze mógłby poruszać się po świecie Łowcy androidów. Poza tym nieustannie towarzyszy nam hipnotyzująca muzyka elektroniczna – istny raj dla fanów takich klimatów (w tym mnie), bas potrafi zmieść zmysł słuchu z powierzchni Ziemi.

Problem leży jednak w samej strukturze świata. Bo niby bohaterowie tłumaczą zasady nim rządzące, jesteśmy także zapewniani, że istnieją tu też inni ludzie, a nie tylko nasi przeciwnicy. Sęk w tym, iż tego nie widzimy. Może i większość czasu poruszamy się po jakichś szybach wentylacyjnych czy dziwnych, niezamieszkanych przez nikogo pomieszczeniach, ale zdarza się także zobaczyć na żywo samo miasto. A raczej „na martwo”, bo nie ujrzymy w nim żadnej poczciwej duszy, jedynie prymitywnych NPC, ładujących do nas z broni palnej.

Rozumiem oczywiście, co za tym stoi, nie mamy przecież do czynienia z grą AAA, a więc trzeba było pójść na parę kompromisów. Nawet tych bolesnych. Dlatego też z pełną odpowiedzialnością chciałbym jednocześnie pochwalić i zganić twórców za to, że przygotowali poziomy świetne od strony mechanicznej (bo porusza się po nich niezwykle wygodnie i płynnie), ale mało sensowne od strony światotwórczej. Sprawa jest naprawdę prosta, otwierając drzwi, chciałbym widzieć coś więcej niż parę generycznie rozstawionych platform zapraszających do rytmicznego po nich poskakania. I tu przywołam po raz kolejny Mirror’s Edge, w którym te wszystkie siatki, budynki i okna były bardziej integralną częścią growej przestrzeni. Ale to kwestia czysto subiektywna, pewne zboczenie zawodowe – tak czy siak, będziecie się świetnie bawić.

Zagadki logiczne potrafią czasem dać w kość.

Indyk na bogato

Naprawdę niewiele można zarzucić Ghostrunnerowi i choć znajdzie się parę technicznych mankamentów, to nie są one na tyle irytujące, aby miały decydujący wpływ na moją opinię. Bo to gra, w której nie tylko świetnie się bawiłem, ale i zostałem przez nią brutalnie porwany. Ogarnęła mnie mania ciągłego ruchu oraz igrania ze śmiercią w myśl sprawdzonej metody prób i błędów.

Naprawdę mocno czekałem na Cyberpunka, a moja ekscytacja sięgała w ostatnich tygodniach zenitu. Po zaliczeniu tej małej bestii z demonicznej pieczary studia One More Level moja żądza futurystycznych klimatów została na chwilę ostudzona, może nawet zniwelowana. Chyba po prostu potrzebuję kilku dni, aby na spokojnie otrząsnąć się po tej naprawdę pokręconej przygodzie i choć na chwilę zapomnieć o skomplikowanych akrobacjach, na które musiałem się zdobyć, by pomóc Architektowi w przywróceniu balansu w ostatnim bastionie ludzkości. I zapewne zregeneruję się do połowy listopada, a do tego czasu będą z dumą opowiadać znajomym o tym, że istnieje jeszcze druga polska gra o pewnym samuraju, który ma miasto do spale… uratowania.

O AUTORZE

Ghostrunner sprawił mi wielką frajdę, a jego przejście zajęło mi niecałe 8 godzin - i uwierzcie mi, to i tak sporo jak na tak intensywną formę rozgrywki. Gra zaprezentowała cyberpunk z tej raczej brutalnej, bezpośredniej, śmierdzącej strony. Osobiście uwielbiam też nieco bardziej kontemplacyjne dzieła w tym stylu, jak obydwie części Łowcy androidów. Polecam również mało popularne Mute z Netflixa i legendarne Metropolis Fritza Langa. A z gier przypominam, iż Polacy nie gęsi i jeszcze Ruinera mają – czyli izometryczną, futurystyczną rozróbę.

Karol Laska | GRYOnline.pl

Karol Laska

Karol Laska

Swoją żurnalistyczną przygodę rozpoczął na osobistym blogu, którego nazwy już nie warto przytaczać. Następnie interpretował irańskie dramaty i Jokera, pisząc dla świętej pamięci Fali Kina. Dziennikarskie kompetencje uzasadnia ukończeniem filmoznawstwa na UJ, ale pracę dyplomową napisał stricte groznawczą. W GOL-u działa od marca 2020 roku, na początku skrobał na potęgę o kinematografii, następnie wbił do newsroomu, a w pewnym momencie stał się człowiekiem od wszystkiego. Aktualnie redaguje i tworzy treści w dziale publicystyki. Od lat męczy najdziwniejsze „indyki” i ogląda arthouse’owe filmy – ubóstwia surrealizm i postmodernizm. Docenia siłę absurdu. Pewnie dlatego zdecydował się przez 2 lata biegać na B-klasowych boiskach jako sędzia piłkarski (z marnym skutkiem). Przesadnie filozofuje, więc uważajcie na jego teksty.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Czy chętniej kupujesz grę, jeśli to polska gra?

Tak, lubię wspierać naszych
44,5%
Nie, to nie ma dla mnie znaczenia
55,5%
Zobacz inne ankiety