Tomb Raider: The Angel of Darkness - recenzja gry - Strona 7
Tomb Raider: The Angel of Darkness to kolejna cześć przygód znanej na całym świecie pani archeolog, Lary Croft. Stanowi ona swego rodzaju przełom w liczącej już sześć lat serii i określana jest przez swych twórców mianem gry nowej generacji.
Na porządku dziennym są tu sytuacje, w których ciało Lary przenika przez inne obiekty. Nie mam tu na myśli wyłącznie ścian. Bardzo często jest tak, że podczas walki wręcz jej ciosy dosłownie przebijają się przez przeciwników. Okazyjnie trafiają się też niemiłe dla oczu przekłamania w grafice. A to gdzieś zapomniano tekstury i widać, co dzieje się na niższych poziomach, albo Lara zapada się w ziemię czy też część jej ciała ulega dziwnemu rozmyciu. Jednoznacznie daje to do zrozumienia, że grę wydano w dość dużym pośpiechu (prawdopodobnie chciano, aby ukazała się przed filmem kinowym). Odrobinę lepiej jest z oprawą dźwiękową, chociaż tak naprawdę nie mogę się przyczepić tylko do muzyki. Ta jak zwykle stoi na wysokim poziomie. Może i nie ma tu zbyt wielu charakterystycznych utworów, które każdy nuciłby sobie pod nosem, ale ogólnie rzecz biorąc nie jest źle. O wiele gorzej zrealizowano natomiast okrzyki i jęki bohaterki spowodowane zderzeniem ze ścianą, upadkiem z dużej wysokości czy też po prostu zmęczeniem. Są one trochę przesadzone. Momentami sprawia to wrażenie, jak gdyby upadek z trzech metrów był dla niej bardziej bolesny niż postrzelenie przez jakiegoś wroga. Warto również zaznaczyć, iż NIEKTÓRE sample zostały nagrane w dość niskiej jakości. To samo tyczy się zresztą filmów FMV. W porównaniu z dziełami takiego Blizzarda wyglądają wręcz koszmarnie.
„Tomb Raider: Angel of Darkness” to idealny przykład na to, jak powstają gry, na które jest tak duże zapotrzebowanie, że ludzie kupią je praktycznie w ciemno. Szkoda tylko, że autorzy bezczelnie to wykorzystują. Najnowsza odsłona przygód Lary jest zdecydowanie najgorszą, z jaką do tej pory miałem do czynienia. Tak naprawdę pochwalić wypada jedynie oprawę audiowizualną chociaż i ona nie stoi na najwyższym poziomie. Cała reszta, z koszmarnym sterowaniem i brakiem ciekawych pomysłów na czele, jest po prostu jedną wielką kpiną, zakrojoną na szeroką skalę próbą wyciągnięcia od graczy niemałych przecież pieniędzy. Jeśli jesteś fanem tego gatunku, to lepiej zrobisz decydując się na „Indiana Jones And The Emperor’s Tomb”. Fakt, jego cena jest dla wielu zaporowa, a i sterowanie niewiele lepsze niż w przypadku gry Core Design. Mogę jednak zapewnić, iż miło spędzicie przy nim czas. O recenzowanej grze w żadnym wypadku nie da się już tego powiedzieć. Jeśli plotki wypływające z Eidosu okażą się prawdą, to czeka nas cała trylogia związana z nowym enginem. Mam tylko nadzieję, że producenci „Angel of Darkness” wyciągną odpowiednie wnioski i kolejne gry będą dopracowane, bo w przeciwnym przypadku urodziwa bohaterka zostanie definitywnie pożarta przez znacznie lepsze tytuły, których z pewnością nie brakuje.
Jacek „Stranger” Hałas