Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 10 marca 2020, 23:00

autor: Szymon Liebert

Recenzja Nioh 2 – gry, w której chcesz zginąć tysiąc razy - Strona 4

Kiedy zabierałem się za pisanie tej recenzji kusiło mnie, żeby podążyć za przykładem Team Ninja i po prostu przekopiować całe akapity z tekstu o pierwszej grze, zmienić nagłówki oraz dodać parę małych zmian.

Yokai na dychę

Wspominając pierwsze Nioh, trudno nie odnieść wrażenia, że twórcy dysponowali ograniczonym budżetem. Było to widoczne szczególnie w projekcie przeciwników, których nie pojawiło się w grze za dużo. Od pewnego momentu czuło się wręcz, że autorzy wystrzelali się z pomysłów i próbują to zamaskować, zasypując gracza hordami tych samych nieprzyjaciół. Szczerze mówiąc, „dwójka” jest tak podobna do „jedynki”, że i tu odniosłem identyczne wrażenie – po którejś misji gra przestała wprowadzać naprawdę unikatowych wrogów, oferując jedynie ich zmienione wersje.

Kluczowe okazuje się jednak to, że te zmienione wersje bywają naprawdę zabójcze, a ci zupełnie unikatowi przeciwnicy, których nie znajdziemy w pierwszym Nioh, są wręcz cudowni. Już najprostszy oponent, gaki, spodobał mi się tak bardzo, że zrobiłem o nim osobny film na tvgry. Ten pokraczny przykurcz niedbale krąży wokół gracza, po czym rzuca się wściekle z zębami. Albo przeciwnie: zaatakowany – odskakuje, wymiotując pod siebie kałuże paraliżujących plwocin. Cudowny i wkurzający typ. Są też mnisi przeistoczeni w szczury, którzy biegają po jakichś nieobliczalnych trajektoriach, a w momentach stresowych puszczają gazy, są pasożytnicze rokurokubi, znane z DLC do „jedynki”, czy moje ulubione ubume, kobiety trzymające kurczowo kamień duszy niczym dziecko, które zaatakowane rozrywają ekran wściekłym krzykiem (swoją drogą popularne straszydło z YouTube’a, Momo, powstało na bazie legendy o tych demonach). Spotykanie takich przeciwników i odkrywanie ich właściwości to fantastyczne przeżycie – szkoda więc, że ponownie w drugiej części kampanii trochę zabrakło pary na utrzymanie tak wysokiego poziomu zróżnicowania demonicznych maszyn do zabijania.

Dla wielu osób podobne gry mają tylko jeden sens: są symulatorem walki z bossami. Nioh oczywiście próbuje w tej materii różnych rzeczy i nie zawsze mu się to udaje. Od razu powiem, co mi się nie spodobało: starcia z dużymi przeciwnikami, które przywiodły mi na myśl gorsze momenty starszych odsłon God of War. W jednym z pojedynków tego typu zadanie polega dosłownie na okładaniu rąk gigantycznego demona, który nie stanowi większego zagrożenia. Komicznie wypada też potyczka z demonicznym żukiem wielkości boiska – wystarczy stać pod nim i niespiesznie tłuc to powolne cielsko.

Po Monster Hunter: World takie walki wydają się niezwykle banalne. Na szczęście repertuar przeciwników o bardziej ludzkich fizjonomiach jest już całkiem ciekawy. Mamy podrasowaną wersję Flexile Sentry z Dark Souls 2, czyli wroga stanowiącego połączenie dwóch ciał, z których każde ma inny zestaw ruchów. Jest kobieta-kot na płonącym rydwanie. Jest gigantyczna sowa. Albo demoniczna fretka, która machnięciami ogona powala drzewa. Szczerze powiem, że takie maszkary zawsze są mile widziane, chociaż najbardziej lubię pojedynki szermiercze, kiedy da się sensownie zastosować różne techniki. Pod tym względem Nioh 2 pozostawia nas z pewnym niedosytem, szczególnie po brutalnym Sekiro, ale i tak byłem usatysfakcjonowany – to całkiem niezły zestaw bossów, zważywszy na fakt, że tak wielu przeciwników z tej kategorii wypluły już z siebie gry typu soulslike.

CO ROBIĆ PO NAPISACH KOŃCOWYCH?

Pierwsze Nioh miał dość prosty, ale jednak rozbudowany moduł New Game+, w ramach którego mogliśmy przechodzić całą grę ponownie na coraz wyższych poziomach trudności (zaczynając od „marzenia samuraja”, a na „marzeniu nioh” kończąc). W Nioh 2 zastosowano identyczne rozwiązanie, co oznacza, że po ujrzeniu epilogu możemy kontynuować grę, wbijając nowe poziomy i zbierając jeszcze lepszy sprzęt. Studio Team Ninja nie zapowiadało jeszcze oficjalnie DLC, ale domyślamy się, że będą one rozbudowane.

Jest trudno?

Jak wobec tego wygląda poziom trudności? Ująłbym rzecz następująco: Nioh 2 to produkcja, w której ginie się często, ale której nie nazwałbym bardzo trudną (przynajmniej nie w podstawowej kampanii). Owszem, prawie każdy przeciwnik potrafi zabić nas jedną celną serią lub atakiem. To fakt, że niektórzy bossowie są nieludzko szybcy i brutalni. Przechodząc grę, tak naprawdę zablokowałem się jednak na moment tylko na dwóch bossach – istocie mającej węże zamiast rąk (tak!) oraz finalnym bossie, który w jednej z form miotał się wściekle po arenie. Bossowie nie są więc tak ciężcy do pokonania jak chociażby w Sekiro, ale też Nioh 2 oferuje znacznie więcej pomocnych systemów, bo możemy przyzwać kogoś na pomoc, próbować zmienić broń lub pancerz albo ratować się nieco niezbalansowanymi zdolnościami yokai.

Poziomy są często tak skonstruowane, byśmy mogli zakraść się opcjonalną ścieżką do przeciwnika albo wręcz ominąć całą problematyczną sekwencję z „królestwem ciemności”. Mnie ten stopień trudności wystarczał, bo – jak wspomniałem – oferował sporo brutalnych sytuacji, ale też nie przytłaczał momentami bez wyjścia i nadziei. Inną sprawą jest to, że „prawdziwy Nioh” zaczyna się zapewne po trzysetnej godzinie spędzonej w grze i odblokowaniu najwyższego poziomu trudności, ale doświadczenie tego w ciągu tygodnia, jaki miałem na recenzję, raczej nie było możliwe.

Obudź się, samuraju, to dobry sequel

Nioh 2, mimo wielu wtórnych elementów, wykorzystywania przez twórców podobnych schematów misji i braku wielkich wyzwań w drugiej części gry, był dla mnie fantastycznym doświadczeniem. Gra zrobiona niemal niczym gipsowy odlew pierwszej części w dalszym ciągu potrafi sprawić mnóstwo frajdy. Podobne do siebie, ale jednak pomysłowe lokacje, szczegółowo zaprojektowani groźni przeciwnicy czy wreszcie satysfakcjonujący system walki oraz rozwoju postaci składają się na pozycję, która pochłania na długie godziny.

Można więc śmiało powiedzieć, że formuła Nioh w Nioh 2 nie została wyczerpana i w dalszym ciągu jest aktualna. Ciekawy jestem natomiast tego, co twórcy ze studia Team Ninja zrobią z serią po tej części. W pierwszej i drugiej odsłonie cyklu zaprezentowali bodaj najbardziej burzliwy i ciekawy okres historyczny Japonii, po którym sytuacja się uspokaja. Wierzę jednak, że w potencjalnej kontynuacji nie będziemy skupiać się jedynie na parzeniu herbaty i układaniu utensyliów herbacianych na półce, tylko znów sięgniemy po demoniczną kusarigamę lub błogosławione odachi, żeby napierdzieć wrogom w twarz.

O AUTORZE

Nawet nie wiem, kiedy spędziłem z Nioh 2 ponad 80 godzin w ciągu zaledwie tygodnia, i czuję, że mógłbym utknąć w tej grze na drugie tyle, mierząc się z wyzwaniami dostępnymi po przejściu kampanii.

ZASTRZEŻENIE

Egzemplarz gry Nioh 2 otrzymaliśmy bezpłatnie od jej wydawcy.

Szymon Liebert | GRYOnline.pl