Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 22 stycznia 2020, 15:02

Recenzja gry Dragon Ball Z: Kakarot – pięć dni dobrze się bawiłem w przeciętnej grze - Strona 5

Dragon Ball Z: Kakarot to gra dla fanów wciąż przepełnionych sentymentem do Son Goku. I tylko dla nich. Cała reszta może sobie odpuścić.

Shenronie! Napraw tę grę!

Stan techniczny gry okazuje się, niestety, bardzo marny. O tym, że tytuł jest przestarzały, już co nieco wspomniałem – walki potrafią jeszcze jako tako wyglądać dzięki wysokiej dynamice i natężeniu wybuchów, ale już w trybie eksploracji czy przy regularnych cutscenkach (bo te nieliczne prerenderowane wypadają cudownie) gra prezentuje się zwyczajnie brzydko.

Tytułowi ewidentnie przydałoby się też kilka dodatkowych miesięcy pracy testerów – wersja premierowa może „pochwalić się” zatrzęsieniem błędów. Z czym ja się nie spotkałem podczas zabawy! Zablokowanie możliwości latania w trybie eksploracji. Całkowita deaktywacja regeneracji energii Ki oraz bloku w jednej z bitew (to akurat było fajne, bo przełożyło się na najciekawszy, najbardziej taktyczny pojedynek, jaki odbyłem w trakcie całej gry). Pokazane na mapie, ale faktycznie nieistniejące Smocze Kule. Zadania poboczne Schrodingera, które niby były, ale tak naprawdę ich nie było. Zwykły crash całej gry też się zdarzył, ale na tle pozostałych glitchy już nie brzmi tak ciekawie.

Mówcie co chcecie, ale dla mnie TO był szczytowy punkt całego Dragon Balla.

Recenzja nowego Dragon Balla – jak przez pięć dni męczyłem swojego Kakarota - ilustracja #2

TRZECIA OPINIA O GRZE

Jestem zupełnym „lajkonikiem”, jeśli chodzi o Dragon Balla. Nigdy nie oglądałem animacji, a uruchamiając grę po raz pierwszy jakiś tydzień temu, zupełnie nie wiedziałem, czego się spodziewać. I muszę wyznać, że z początku lekko nie było. Wszystko na ekranie po prostu krzyczało do mnie: „WTF, jak ktoś mógł popełnić coś tak kiepskiego i durnowatego?”. Mimo to nie poddałem się (nie mogłem, he, he) i brnąłem dalej. „Kaka demona”, „kakaszrot” – tak myślałem. Ale wiecie co? Wciągnąłem się.

Są tu całkiem fajne animacje sprawiające wrażenie oglądania serialu (cutscenek jest do diabła i ciut, ciut), przyzwoity system walki, trochę fikuśnych postaci i prawie zupełnie puste otwarte lokacje. No cóż, nie można mieć wszystkiego. Całość napędza prosty, ale fajny zestaw mechanik. I chociaż przez prawie cały czas zabawy marudziłem, to ostatecznie nie uważam tych kilkudziesięciu godzin za zmarnowane. Dialogi są dramatycznie głupiutkie, takoż historia podzielona na cztery epizody. Gdybym miał dwanaście lat, sikałbym z radości. A tak, cóż... Wiem, że fani będą świetnie się bawić. I to jest chyba najważniejsze.

Przemysław Zamęcki

Nawet Buu i jego saga zmieściły się w tej grze.

Bardziej Yamcha niż Kakarot

Dragon Ball Z: Kakarot to po prostu przeciętniak. To tytuł przestarzały, ze sporą ilością błędów i słabo zrealizowanych mechanik. Wady te, choć ewidentnie widoczne, potrafią co najwyżej rozczarować czy znudzić, ale nie są aż tak duże, by frustrować lub zniechęcać do zabawy. Z drugiej strony jednak rzeczy udane – czyli przede wszystkim system walki – nie są udane aż tak bardzo, by zachwycać. Pod względem mechanizmów zabawy gra jest po prostu poprawna. Ni to dobra, ni słaba.

Miarą jej wartości jest więc tylko i wyłącznie licencja – a tę wykorzystuje dobrze, umiejętnie uderzając w nostalgiczne struny i zapewniając sporo nawiązań, jakich oczekiwać mogą fani tego świata. Stąd to, czy spodoba Wam się Kakarot, tak naprawdę uzależnione jest od tego, jak bardzo kochacie Dragon Balla.

Ataki specjalne bossów bywają widowiskowe.

Jeśli nie wyobrażacie sobie, by każdego roku przynajmniej raz nie powtórzyć całej „Zetki”, nowa gra studia CyberConnect2 może być całkiem niezłym sposobem na przeżycie tego samego jeszcze raz, ale tym razem nieco inaczej. Jeśli po prostu tęskno Wam do tego świata, a nie macie sił i czasu, by jeszcze raz przebrnąć przez prawie 300 odcinków anime – skondensowana forma Kakarota również powinna do Was trafić. Ale jeśli nie załapaliście się na fenomen Dragon Balla albo nigdy go nie rozumieliście, to ta gra nie będzie mieć Wam do zaoferowania zupełnie nic.

O AUTORZE

W chwili oddawania tego tekstu do redakcji mój save z Kakarota wskazuje, że z grą spędziłem już 48 i pół godziny. Skończyłem w tym czasie cały wątek główny i prawie wszystkie zadania poboczne, udało mi się także zdobyć platynowe trofeum (a co za tym idzie, również wszystkie inne).

Jak na przykładnego trzydziestolatka przystało, wychowałem się na Dragon Ballu i go uwielbiam, choć w przeciwieństwie do większości społeczeństwa wyżej cenię przepełnioną humorem i mającą przygodowy charakter oryginalną serię niż stawiającą już niemal wyłącznie na walki „Zetkę”. Jeśli chodzi o gry, dla mnie sprawa jest prosta – Dragon Ball FighterZ jest świetny i absolutnie żaden inny tytuł na tej licencji nawet nie zbliża się do poziomu doskonałości, jaki osiągnęli w tej produkcji mistrzowie bijatyk ze studia Arc System Works.

ZASTRZEŻENIE

Egzemplarz gry do recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od firmy Cenega.

Michał Grygorcewicz | GRYOnline.pl

Michał Grygorcewicz

Michał Grygorcewicz

W GRYOnline.pl najpierw był współpracownikiem, zaś w 2023 roku został szefem działu Produktów Płatnych. Tworzy artykuły o grach od ponad dwudziestu lat. Zaczynał od amatorskich serwisów internetowych, które sam sobie kodował w HTML-u, potem trafiał do coraz większych portali. Z wykształcenia inżynier informatyk, ale zawsze bardziej go ciągnęło do pisania niż programowania i to z tym pierwszym postanowił związać swoją przyszłość. W grach przede wszystkim szuka opowieści, emocji i immersji, jakich nie jest w stanie dać inne medium – stąd wśród jego ulubionych tytułów dominują produkcje stawiające na narrację. Uważa, że NieR: Automata to najlepsza gra, jaka kiedykolwiek powstała.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Którego bohatera Dragon Balla wolisz?

58,5%
Son Goku
41,5%
Vegetę
Zobacz inne ankiety