Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 25 listopada 2019, 11:40

Recenzja gry Pokemon Sword – nie będzie żadnej rewolucji - Strona 2

Pokemon Sword i Shield to niezwykle bezpieczne inwestycje – dostajemy to samo, co dostaliśmy 23 lata temu, ale w nowej oprawie graficznej. I choć seria wciąż bawi i uwodzi, tak nie można pozbyć się wrażenia, że zmurszałe drewno wyziera spod pięknej farby.

Małe przygody i wielkie pokemony

Jedno z miasteczek – graficznie ta seria w końcu daje radę!

Nowe dzieło studia Game Freak szybko wprowadza nas w kilka kluczowych nowości. Wszystkie one są efektowne, ale nie wszystkie satysfakcjonujące. Głównym elementem tak świata i fabuły jak i mechaniki stała się przemiana Dynamax. Mówiąc w skrócie, pozwala to naszym pokemon w odpowiednich warunkach (czyt.: miejscach) przybrać ogromne rozmiary. Słodki Pikachu przy pomocy tej mechaniki staje się więc kilkudziesięciometrowym gigantem, który sieje spustoszenie na polu bitwy.

W praktyce Dynamax wykorzystuje się tylko w walkach z bossami (czyli głównymi trenerami Pokemon Gym) oraz w określonych miejscach na jednej, sandboxowej mapie (to kolejna nowość). I choć wygląda to wszystko niezwykle efektownie, animacje są śliczne, a ataki potężne, tak trudno nie oprzeć się wrażeniu, że to zajmujący czas dodatek, bez którego łatwo się obejść. Wielokrotnie pokonywałem wielkie pokemony jednym uderzeniem, nie kłopocząc się nawet przemianą. To zresztą większy problem, o którym opowiem później. Ważne jest, że Dynamax wydaje się ciekawą, ale nie do końca wykorzystaną szansą na wzbogacenie starć pokemonów.

W czasie gry możemy rozbijać obozowiska i gotować dla naszych podopiecznych.

Bo tak naprawdę wszystko w Pokemon Sword wymyślono dwie dekady temu. Mamy bohatera, którym ruszamy w świat. Jest nasz rywal, jak zwykle zadziorny i przekonany o swojej wielkości. Są Pokemon Gymy, w których toczymy kolejne starcia, a znany Zespół R zostaje zastąpiony niegroźnymi półgłówkami z Drużyny Yell. Serio – wystarczy, że zagraliście w Pokemon Red 23 lata temu, a szybko zidentyfikujecie większość użytych elementów z Pokemon Sword.

Cutscenki są miłe dla oka, ale niestety to, co postacie już mówią, w ogóle nas nie interesuje.

Pytanie tylko, czy powtarzany od lat recykling zdoła przykuć was na kilkadziesiąt godzin do ekranu? Nie ukrywam, grając w Pokemon Sword, czułem znużenie. Wiedziałem, co się za chwilę stanie i czym jeszcze „zaskoczy” mnie gra. I przypomniałem sobie, że podobne emocje odczuwałem przy Pokemon Platinum, Pearl, Black czy Emerald. To takie dziwne uczucie, w którym po początkowo przyjemnej melancholii i tęsknocie orientujemy się, że ciężko jest nam już wrócić do tamtych lat i bawić się tak, jak bawiliśmy jako dzieciak. Twórcy Sword i Shield padają tu więc ofiarą własnej, przyjętej strategii – starając się odtworzyć świat takim, jakim go pamiętamy, nie wzięli pod uwagę, że wielu z nas już dorosło.

I zaznaczmy może, że to wcale nie musi być wada, a moje znużenie może być zinterpretowane jako bezpieczeństwo. Bo być może wśród was są ludzie, którzy dokładnie tego oczekują – przeszłości podanej w efektowniejszej oprawie. I nic, naprawdę nic poza tym.

Maciej Pawlikowski

Maciej Pawlikowski

Redaktor naczelny GRYOnline.pl, związany z serwisem od końca 2016 roku. Początkowo pracował w dziale poradników, a później mu szefował, z czasem został redaktorem prowadzącym Gamepressure, anglojęzycznego projektu adresowanego na Zachód, aby w końcu objąć sprawowaną obecnie funkcję. W przeszłości recenzent i krytyk literacki, publikował prace o literaturze, kulturze, a nawet teatrze w wielu humanistycznych pismach oraz portalach, m.in. Miesięczniku Znak czy Popmodernie. Studiował krytykę literacką i literaturę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Lubi stare gry, city-buildery i RPG-i, w tym również japońskie. Wydaje ogromne pieniądze na części do komputera. Poza pracą oraz grami trenuje tenisa i okazyjnie pełni funkcję wolontariusza Pokojowego Patrolu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

więcej