Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Outward Recenzja gry

Recenzja gry 2 kwietnia 2019, 15:27

autor: Sebastian Purtak

Recenzja gry Outward – to miał być Gothic, Skyrim i Soulsy w jednym...

Wziąć większość lubianych i udanych mechanik rozgrywki z ostatnich lat, wymieszać je i na bazie tego co wyjdzie zbudować własną grę. Przepis na hit? Outward udowadnia, że niekoniecznie.

Recenzja powstała na bazie wersji PS4. Dotyczy również wersji PC, XONE

Deweloperzy z Nine Dots Studio wpadli na pomysł w założeniach równie prosty, co genialny. Postanowili zebrać większość lubianych i udanych mechanik rozgrywki z ostatnich lat, wymieszać je i na bazie tego, co powstanie, zbudować własną grę. W teorii powinniśmy otrzymać prawdziwy hit oferujący właśnie to, co gracze tak bardzo polubili w innych produkcjach. Niestety, efekt to jedynie ciekawy średniak, z silnym naciskiem na to drugie.

Widok z balkonu może sugerować wakacje – nic bardziej mylnego.

Przepis na grę idealną według Nine Dots

Potrzebne składniki:

  1. duży otwarty świat w stylu Skyrima;
  2. poziom trudności i system walki rodem z Dark Souls;
  3. szczypta realizmu a la Kingdom Come Deliverance;
  4. podział na frakcje i toporność rozgrywki wprost z Gothica;
  5. odrobina najprostszych elementów survivalowych;
  6. baśniowa oprawa i zew przygody niczym z Legend of Zelda: Breath of the Wild.

Sposób przygotowania:

Ciasto z otwartego świata rozwałkuj do rozmiarów sporej prowincji Tamriel. Całość posyp, niezbyt obficie, potyczkami z przeciwnikiem, pamiętając przy tym, by stopień trudności ustawić na poziomie Dark Souls. Dodaj solidną ilość survivalu z dowolnej gry na rynku oraz nieco upierdliwego realizmu. W trzech oddalonych od siebie miejscach ulokuj siedziby głównych frakcji. Na końcu zalej wszystko paletą jaskrawych kolorów, których ostrość podkręć na maksa.

Uwaga: przygotowanie potrawy wymaga wysokich umiejętności mieszania i odpowiedniego budżetu, w przeciwnym wypadku grozi masowym wystąpieniem ciężkostrawnych gliczy i naprzemiennymi atakami frustracji i nudy u gości.

Taki właśnie przepis był zapewne wynikiem koncepcyjnego etapu prac nad Outward. Jestem prawie pewien, że deweloperzy z Nine Dots Studio zaczęli od zebrania, na którym każdy z pracowników firmy wstał i powiedział, jakie elementy w grach w ostatnim czasie podobały mu się najbardziej. Lista okazała się zapewne dłuższa od mojej, a ostatecznym celem całego przedsięwzięcia było połączenie tego wszystkiego i stworzenie gry, o której każdy z nas marzył. Przecież co może pójść nie tak, jeśli połączymy same dobre rzeczy z innych dzieł i dodamy do tego trochę własnych pomysłów? Otóż bardzo wiele może pójść nie tak, niestety...

Świat fantasy po raz sześćset osiemdziesiąty szósty

PLUSY:
  1. wiele ciekawych pomysłów zaczerpniętych z innych gier;
  2. a także kilka własnych interesujących rozwiązań;
  3. momentami wciągająca eksploracja;
  4. co-op na podzielonym ekranie!
MINUSY:
  1. wszystkie te ciekawe rozwiązania są w gruncie rzeczy niedopracowane i często uciążliwe;
  2. poziom trudności raczej frustruje, niż sprawia satysfakcję;
  3. pusty świat;
  4. mało interesująca fabuła i postacie poboczne;
  5. nierówna oprawa audiowizualna;
  6. spora dawka gliczy.

Skupmy się jednak na tym, czym Outward jest, a nie na tym, czym twórcy chcieli, żeby było. Mogłoby się wydawać, że połączenie wszystkich tych rzeczy, o których wspomniałem powyżej, da zupełnie nową jakość. W pewnym sensie faktycznie tak jest, gdyż nigdy wcześniej nie spotkałem gry, która tak mocno próbowałaby być... symulatorem przeżywania przygód. Autorzy nie chcieli stworzyć kolejnego RPG czy slashera, choć to właśnie do tych gatunków im zdecydowanie najbliżej. Chodziło raczej o wzbudzenie w graczu poczucia, że bierze udział w ekscytującej wyprawie na drugi koniec fantastycznej krainy. Służyć temu miał cały projekt gry – od umiejscowienia jej w otwartym świecie, przez nacisk na realizm, aż po wysoki poziom trudności. Zapewne już się domyślacie, jak to wszystko wyszło. Co więcej, moim zdaniem jest już na rynku inny tytuł, który świetnie realizuje te założenia bez zbędnego balastu.

Akcja Outward toczy się w zwyczajnym świecie fantasy. Brakuje tu wprawdzie orków i krasnoludów, ale jest magia, mityczne potwory i technologia na poziomie europejskiego średniowiecza. Smoków nie ma, jednak wziąwszy pod uwagę jakość oprawy, może to i lepiej. W grze poruszamy się po czterech dość dużych lokacjach. Każda reprezentuje inny biom, a ich konstrukcja okazuje się nawet ciekawa, choć wyraźnie archaiczna. W każdej z nich rozmieszczono kilka kluczowych budowli. Niestety, poza nimi odwiedzane przez nas krainy są praktycznie opustoszałe. Nie chodzi mi nawet o brak mniejszych osad ludzkich czy podróżujących postaci niezależnych. W Outward, poza wspomnianymi wyznaczonymi miejscami, brakuje jakichkolwiek charakterystycznych punktów.

Czas wybrać kolejny cel.

Nie chcę narzekać ale lepszą wodę widziałem w Morrowindzie.

Na każdej mapie rozrzucono luzem modele drzew i głazów, a od czasu do czasu natrafiamy na jakąś rzeczkę bądź strumień, co wygląda dość ubogo. O wiele lepiej jest w miastach, ale teren poza nimi przypomina miejscami scenerie z gier z końcówki lat 90. Sytuacji nie poprawia fakt, że wszystko, na co natykamy się na otwartej przestrzeni, chce nas zjeść lub woli przed nami uciec. Zapomnijcie o losowych spotkaniach, ratowaniu karawan czy pomocy samotnym wędrowcom. Tu możecie tłuc albo wiać – i tyle. Nawet część oznaczonych ruin to jedynie sterty kamieni.

Recenzja gry Broken Roads - to nie zastąpi ani Fallouta, ani Disco Elysium
Recenzja gry Broken Roads - to nie zastąpi ani Fallouta, ani Disco Elysium

Recenzja gry

Broken Roads miało zjednoczyć pod swoim sztandarem wielbicieli Disco Elysium, Tormenta i pierwszych Falloutów. Założenie było karkołomne, ale nigdy bym nie pomyślał, że ciągnięcie trzech erpegowych srok za ogon może pójść aż tak kiepsko.

Recenzja gry Rise of the Ronin - soczysty system walki w nie najlepszej oprawie
Recenzja gry Rise of the Ronin - soczysty system walki w nie najlepszej oprawie

Recenzja gry

Otwarty świat Rise of the Ronin potrafi wciągnąć, a mocno osadzona w historii i polityce XIX-wiecznej Japonii fabuła zaciekawić. Tym, co zapamiętam z nowej gry studia Team Ninja, jest jednak znakomity system walki, dający masę satysfakcji.

Recenzja gry Dragon's Dogma 2 - RPG w otwartym świecie, który tętni życiem
Recenzja gry Dragon's Dogma 2 - RPG w otwartym świecie, który tętni życiem

Recenzja gry

Czujecie ten podmuch gorąca? To smocze płomienie, w jakich wykuto Dragon’s Dogma 2 – grę, która nie boi się robić rzeczy po swojemu i gdzie najciekawsze przygody czekają na tych, którzy chodzą własnymi drogami. [Tekst recenzji został zaktualizowany.]