Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 29 marca 2019, 14:35

Recenzja gry Assassin’s Creed 3 Remastered - jest ładniej, ale czy lepiej? - Strona 2

Ubisoft w końcu zdecydował się wydać trzecią część Assasin’s Creed na konsole ósmej generacji. Przed premierą obiecywano nam unowocześnioną oprawę graficzną i ulepszoną rozgrywkę. Z tej pierwszej obietnicy twórcom udało się wywiązać…

Starali się jak nigdy, a wyszło...

Na szarym końcu są poprawki kosmetyczne. Na minimapie widać teraz, w którą stronę patrzą wrogowie. Pokazuje ona również wszystkie dostępne w okolicy kryjówki – przydatne, jeśli narobimy zamieszania i przeciwnicy rzucą się w pościg. To przesadne i – szczerze mówiąc – zupełnie niepotrzebne ułatwienia i tak mocno już ułatwionej zabawy. Wolałbym, żeby autorzy pomyśleli raczej o utrudnieniu zmagań, bo wersja Remastered wydaje się wybaczać dużo więcej niż wydany prawie siedem lat temu pierwowzór.

Autorzy chwalą się, że dodano większe tłumy. W cutscenkach tego nie widać, bo i w klasycznej "trójce" było ich sporo, a na ulicach większej różnicy nie widać.

Assassin’s Creed III Remastered to generalnie dość ciekawy produkt i z pewnością najlepszy remaster, jaki saga o skrytobójcach kiedykolwiek otrzymała. Widać, że autorzy chcieli zdziałać coś więcej, niż tylko podbić rozdzielczość, nie wszystkie jednak pomysły należy uznać za trafione. Zmiany w grafice są jak najbardziej na plus, bo zrobiło się zdecydowanie ładniej, ale już crafting i przesadne uproszczenia w skradaniu niespecjalnie przypadły mi do gustu (skoro gra była projektowana bez tych rzeczy, trzeba było zostawiać to po staremu). Więcej pary mogło pójść w usprawnienie inteligencji wrogów lub poprawę systemu walki, który zmusza wyłącznie do cierpliwego obserwowania, kiedy nad głową przeciwników pojawi się ostrzegający przed atakiem trójkąt. Dobre jednak i to, bo odświeżona „trójka” nie wydaje się aż takim skokiem na kasę jak chociażby trylogia Ezia Auditiore, która od wersji na PS3 i Xboksa 360 różniła się jedynie rozdzielczością. Ci, którzy nie widzieli Connora przez kilka lat, a żywią do niego sympatię (co ciekawe, po latach jest ich znacznie więcej niż bezpośrednio po premierze), nie będą po odpaleniu tego remastera niezadowoleni.

Amerykański plakat w Brazylii. Desmond poszukiwany jest na całym świecie.

A CO Z „JEDYNKĄ”?

Pierwsza odsłona serii jest jedyną, która wciąż nie doczekała się premiery na konsolach ósmej generacji. Czy istnieje szansa, że kiedykolwiek ją dostaniemy? Moim zdaniem niewielka. Przygody Altaira nie wzbudziły większych emocji w 2007 roku, kiedy gra trafiła na rynek, ale dziś ich wydźwięk mógłby być zupełnie inny, zwłaszcza że Assassin’s Creed to marka globalna. Zasadniczy problem może stanowić fakt, że wcielamy się tu w syryjskiego mordercę chrześcijan, a sami chrześcijanie zostali zaprezentowani jako bezwzględni najeźdźcy i – w większości przypadków – zwykłe kanalie. Mało tego, „jedynka” robi sobie liczne żarciki z wiary, sugerując, że Jezus był sprytnym hochsztaplerem, używającym kosmicznych zabawek do robienia magicznych sztuczek, np. zamiany wody w wino, a gdy ukrzyżowali go prototemplariusze, to koledzy wskrzesili go przy pomocy tych samych artefaktów.

Podsumowując, gra mogłaby wzbudzić niezdrowe zainteresowanie środowisk, które dwanaście lat temu na ten produkt nie zwróciły uwagi. Znając podejście Ubisoftu, nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek zaryzykował negatywny szum wokół flagowej marki firmy. Zresztą doskonała okazja do wydania odświeżonej wersji „jedynki” była na dziesięciolecie. I co? I nic.

Trudne sprawy

Osobną kwestią pozostaje spotkanie z „Asasynem”, który „Asasynem” po prostu jest. Powrót do „trójki” przypomniał mi, dlaczego kiedyś lubiłem tę serię i dlaczego uważam, że Odyssey to krok w złym kierunku. Wiecznie wkurzony Connor może irytować, ale w przeciwieństwie do Kassandry i Alexiosa jest „jakiś”, a podsuwane mu pod nos questy z głównego wątku fabularnego nie stanowią zlepku głupkowatych historyjek pustych jak dziurawe wiadro. To zręcznie poukładana opowieść o zagubionym w świecie białego człowieka pół-Indianinie, który miota się pomiędzy chęcią pomocy swoim pobratymcom i walczącym o niepodległość Amerykanom, napędzaną – jakby tego było mało – nienawiścią do własnego ojca i jego kamratów.

To wreszcie opowieść o asasynach i templariuszach, a nie durnym najemniku/najemniczce, którzy raz na ruski rok przypominają sobie, że za swoje usługi powinni wziąć kasę. Tego mi w tej serii brakuje i tego chcę. Zrozumiałem to po ukończeniu trzeciej sekwencji i twiście fabularnym. Choć wiedziałem, co się wydarzy, i tak poczułem ciarki na plecach. Te same, które towarzyszyły również wielu asasynowym momentom w Origins, a których nie potrafiłem odnaleźć w Odyssey. O powrót do korzeni proszę. Taki z prawdziwego zdarzenia.

Krystian Smoszna | GRYOnline.pl

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Podobała Ci się oryginalna trzecia część Asasyna?

Tak
68,1%
Nie
18,3%
Nie grałem
13,5%
Zobacz inne ankiety