Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 20 marca 2019, 15:33

Recenzja gry The Division 2 – postapokalipsa lepsza niż w Falloucie - Strona 4

The Division 2 to generalnie nowa mapa do „jedynki” i sporo zmian „pod maską”, które dostrzegą jedynie weterani serii. Ale The Division 2 to również i przede wszystkim bardzo wciągająca i klimatyczna eksploracja wymarłego miasta.

Obsesja na punkcie kółka

The Division 2 robi dobre pierwsze wrażenie, ale słaby nacisk na fabułę oraz może nieco zbyt duże podobieństwo do poprzedniej części cyklu nie są tu jedynymi wadami. Duża różnorodność lokacji podczas misji fabularnych skutecznie nie pozwala pomyśleć o tym, że każde zadanie oparto na tylko jednym schemacie – wystrzelaniu wszystkich wrogów w pomieszczeniu i przejściu do następnego. W pewnym sensie taka prostota jest wymuszona, bo każdą misję można bez końca powtarzać na różnym poziomie trudności z różną liczbą osób. Tym bardziej jestem więc ciekaw, co pokażą Szwedzi w nadchodzącym kooperacyjnym rajdzie dla aż ośmiu uczestników.

Siedziba klanu nie tylko fajnie wygląda, ale i dostarcza wielu informacji.

Marian, tu jest jakby luksusowo…

Nowy Jork – pamiętamy!

Choć fabuła tylko zdawkowo przypomina o wydarzeniach z „jedynki”, przeszukując mapę Waszyngtonu, znajdziemy trochę audiologów nagranych przez bohaterów części pierwszej – zarówno naszych sprzymierzeńców z nowojorskiej bazy, jak i głównego antagonistę uniwersum The Division, Aarona Keenera – zbuntowanego agenta SHD pierwszej fali, który zapadł się pod ziemię z zapasem śmiercionośnego wirusa.

Mimo że gra znajduje się w o wiele lepszym stanie technicznym niż wersja beta, małe błędy nadal się zdarzają, np. lagowanie serwerów, brak możliwości ruchu czy przeciwnicy ślizgający się po chodnikach. Denerwujący jest również interfejs gry. Twórcy poprawili zbieranie surowców i teraz można robić to nawet w biegu, ale z jakichś powodów każda inna czynność polegająca na wciśnięciu klawisza akcji wymaga długiego czekania. Crafting sprzętu, złomowanie go, przekazywanie surowców cywilom, odbieranie nagrody za ukończone wyzwanie – wszystko to oznacza wpatrywanie się w kółko postępu.

W grze co chwilę natrafiamy na jakiś malutki drobiazg, który wydaje się dziwny, kompletnie niezrozumiały i bardzo denerwujący. Takie są chociażby znajdźki tego samego rodzaju, których część dostajemy za wykonanie misji, a część ukryto gdzieś na mapie. Niektóre przerywniki filmowe pokazują się same, inne trzeba wykopywać spod kilkunastu zakładek w menu i dopiero tam oglądać – w „jedynce” działały od razu. Generalnie trochę zbyt często należy przekopywać się przez menu, by sprawdzić coś istotnego. Zupełnie jakby część rzeczy wciśnięto tam na siłę, bo zabrakło czasu, by pojawiały się normalnie w trakcie rozgrywki.

Szybka wizyta na Marsie - normalka na wojnie o Waszyngton.

Kiedy porównamy The Division 2 teraz, tuż po premierze, z niedawno wydanym Anthem, dostrzeżemy, jak trudnym gatunkiem dla twórców jest looter shooter i jak dużo trzeba się nauczyć na swoich błędach, by dostarczyć udany produkt. Niemniej pomimo kilku niedociągnięć druga część The Division to sequel, który już w tej chwili jest naprawdę dobry, a z czasem powinien stać się jeszcze bardziej kompletny i dopracowany. To gra, która – o dziwo – nie robi wrażenia, że celowo wycięto z niej pewne rzeczy, by dodać je za chwilę w ramach „rozwoju usługi” (no dobra, może poza nieodżałowanym przeze mnie survivalem).

Looter shootery to jednak dość specyficzny gatunek. Jeśli ktoś szybko odbił się od pierwszej części, to druga chyba też go nie porwie, ale... dla tak niesamowitej mapy i widowiskowej walki może warto zrobić jeszcze jeden wyjątek? A weterani „jedynki” pewnie i tak już grają – sam też zaraz wracam na Pennsylvania Avenue i dalej – tam, gdzie mnie zaprowadzą waszyngtońskie ulice.

O AUTORZE

Z The Division 2 spędziłem do tej pory ponad 50 godzin, zaliczając praktycznie wszystkie dostępne aktywności. Mocno wciągnęło mnie eksplorowanie wirtualnego Waszyngtonu – dzięki ukrytym łupom, znajdźkom i fantastycznej oprawie graficznej. Do gustu nie przypadły mi za to głównie drobne rzeczy związane z działaniem interfejsu oraz projekty niektórych przeciwników. No i nie mogę przeboleć braku ulubionego trybu survival.

Bardzo podobała mi się pierwsza część The Division, i to pomimo jej początkowych błędów, skromnej zawartości i systematycznego psucia kolejnymi łatkami. Spędziłem w niej kilkaset godzin, grając zarówno na pececie, jak i na konsoli. Jestem przekonany, że drugiej odsłonie cyklu również poświęcę sporo czasu.

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry do recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od jej wydawcy, firmy Ubisoft.

Dariusz Matusiak | GRYOnline.pl

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Które miasto z serii The Division ma lepszy klimat?

79,4%
Nowy Jork
20,6%
Waszyngton
Zobacz inne ankiety