Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 28 maja 2003, 11:54

autor: Andrzej Jerzyk

Bandits: Phoenix Rising - recenzja gry - Strona 2

Bandits: Phoenix Rising to dynamiczna, futurystyczna gra samochodowa przypominająca nieco dawny przebój Interstate '76 oraz głośny film fabularny Mad Max.

Ale to, o czym nie można nie wspomnieć wymieniając zalety gry, to przede wszystkim oprawa graficzna i dźwiękowa. Bandits wygląda po prostu bardzo dobrze, wszystkie pojazdy i postacie zostały znakomicie przygotowane. Przyczepić można się jedynie do zbyt monotonnego otoczenia, w którym przyszło nam walczyć, ale chyba było to zamierzeniem twórców z Grin. Trudno, by pustynia nie była choć trochę monotonna. Na swojej drodze nie spotkamy prawie żadnych przejawów życia ani struktur czy budowli – wytworów ludzkiej ręki. Sam teren za to jest dość zróżnicowany, bo nie brakuje tu pagórków i małych wąwozów, w których możemy się ukrywać czy szukać drogi na skróty. Jednak miło byłoby od czasu do czasu zobaczyć jakieś monumentalne ruiny naszej cywilizacji – zniszczoną Statuę Wolności czy coś w tym stylu. Dość głupie jest pominięcie przez autorów gry pewnego drobiazgu – otóż nasze wielkie, kilkutonowe pojazdy nie zostawiają na piasku żadnych śladów! Czy to nie dziwne?

W każdej grze jest jeden najważniejszy element – oprawa graficzna tworzy KLIMAT gry. I w Bandits ten klimat jak najbardziej udało się uzyskać. Oczywiście nie jest to zasługa jedynie oprawy graficznej – przyczyniają się też mocno zarysowane charaktery naszych bohaterów i... muzyka. Grając w tę grę, byłem pod wielkim wrażeniem muzyki płynącej z głośników. Za tło muzyczne służą tu mianowicie naprawdę dynamiczne kawałki, które idealnie nadają się do gry tego typu. Rzadko wyłączam Winampa, ale w tym wypadku naprawdę warto to zrobić!

Bandyci i feniksy to niezbyt szczęśliwy tytuł tej gry. „Bandyci” sugerują bezwzględną walkę gangów i czarne charaktery, podczas gdy nasi bohaterowie to raczej komiksowe stworzonka o zabawnych i dobrych serduszkach. „Feniks” przywodzi na myśl raczej jakąś mityczną walkę dobra ze złem, która, jeśli w ogóle w „Bandits” występuje, to w bardzo spłyconej formie, pozbawionej wszelkiego heroizmu. Mimo tego mylącego tytułu, gra oferuje naprawdę ciekawą rozrywkę. Nie jest to genialny program, który pozyska rzesze maniakalnych graczy, jak to udało się Diablo czy Quake, ale solidna porcja zabawy praktycznie dla każdego. Gra nie epatuje brutalnością, krew nie leje się w niej strumieniami (przynajmniej ja nie zauważyłem, ale może to być skutek znieczulenia wywołanego wieloletnim obcowaniem z komputerową przemocą). Pograć więc może sobie każdy w rodzinie, jedynie poziom trudności wydaje się być trochę za wysoki (albo ja się starzeję, albo teraz robią takie trudne gry, że muszę dziesięć razy atakować każdy etap, nawet na poziomie easy!). Na dwadzieścia cztery misje dostępne w grze, „łatwymi do przejścia” nazwać mogę tylko kilka pierwszych. Misje końcowe to już wyzwanie, któremu nie sprosta każdy gracz (jakież to frustrujące!). Tyle, jeśli chodzi o wymagania gry dotyczące naszych dyspozycji. Gdy chodzi o wymagania sprzętowe, Bandits: Phoenix Rising jest również dość wymagający, bo do komfortowego śmigania potrzebuje jednak procesora o częstotliwościach liczonych w giga-, a nie megahercach. Gra ma oczywiście multiplayera, dzięki któremu możemy szlifować swoje umiejętności w rzucaniu rakiet we wrogie pojazdy, zarówno za pomocą LAN-u, jak i serwerów internetowych. Do zabawy w sieci przygotowane zostało specjalnie dziewięć mapek, które zostały zaprojektowane tak, żeby nie było żadnego chowania się po krzakach – tylko prawdziwa męska walka twarzą w twarz (czy raczej maską w maskę).

Inne od wymienionego na początku badania psychologów dowodzą istnienia tzw. „efektu świeżości”. Według niego, jeśli udało się Wam dotrzeć do tego miejsca w tekście, to właśnie ze względu na to, że to już koniec, wasza uwaga znowu jest większa. Korzystając z tej okazji, powtórzę – Bandits to świetna gra, na kilka tygodni potrafi porządnie wciągnąć. Pewnie nie zasłuży sobie na stały wątek na Forum GOL, ale mimo to wierzę, że dacie jej chociaż szansę.

Andrzej „Jeż” Jeżyk