Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 20 listopada 2018, 13:29

Recenzja gry Fallout 76 – zlepek wszystkiego i niczego - Strona 2

Najnowsza gra z uniwersum Fallouta wzbudza skrajne emocje. Czy słusznie? Wycieczka do Wirginii Zachodniej może nie była taka najgorszą rzeczą, jaka mnie spotkała w grach, ale... dobrą też jej nie nazwę. Fallout 76 to niby nowa gra, a wygląda jak DLC.

Pięść lepsza od pistoletu

Wirginia Zachodnia nie jest może tak ogromna, jakbyśmy chcieli, ale dla tylu osób na serwerze okazuje się wystarczająca. Uruchamiamy więc radio, zabieramy ze sobą worek mięsa kretoszczurów oraz zapas przegotowanej wody i ruszamy. Misje to jedynie znaczniki na mapie, które zachęcają do wybrania się na wycieczkę. Chyba największą radość w Falloucie 76 sprawiało mi właśnie takie włóczenie się. Polecam przede wszystkim wybrać się na zniszczony wiadukt, ciągnący się wysoko ponad ziemią. Widok jest niesamowity.

Niemniej to trochę za mało. Szybko przekonałem się, że gra nie oferuje wiele ponad to. Największą zmorą jest system walki, który zwyczajnie jest drewniany. W początkowych etapach o wiele lepiej sprawdza się walka w zwarciu. Byle decha okazuje się dużo skuteczniejsza przeciwko supermutantom, zdziczałym psom czy robotom niż pistolet. Broń palna zyskuje na przydatności dopiero na wyższych poziomach, ale to nie znaczy, że strzelanie staje się przyjemne.

DRUGA OPINIA

Recenzja gry Fallout 76 – zlepek wszystkiego i niczego - ilustracja #1

Boję się pisać pozytywnie o najnowszej odsłonie Fallouta. Mam świadomość, że jestem w mniejszości, a przeciwnicy i krytyka (skądinąd uzasadniona) zaleją mnie niczym wybudzone z bezrozumnego letargu ghoule. Dobrze, że mam na sobie swój wysłużony Power Armor, a w rękach ulepszony Super Sledge…

Patrzę na pobojowisko, zbieram co cenniejszy loot, bo nie chcę się znowu przeciążyć, i myślę czy mogłoby być lepiej... Pewnie tak, ale ten fakt nie przeszkadza mi wspaniale się bawić – Fallout 76 jest dokładnie tym, czego oczekiwałem – to czwarta odsłona cyklu, po lekkim faceliftingu, z opcją multiplayer i większym, bogatszym światem. Uwielbiałem „czwórkę”, uwielbiam i 76. Aż chciałoby się zanucić country roads, take me home – z tym, że ja już jestem w domu.

moir

Nic nie zastąpi porządnego kija bejsbolowego!

Teoretycznie pomocą miał być system V.A.T.S., ale w tej odsłonie wypada on wyjątkowo słabo. To nie do końca wina deweloperów. Fallout 76 jest grą sieciową i dlatego nie można w niej zatrzymywać czasu, tak jak w singlowych poprzednikach. W efekcie mamy działający w czasie rzeczywistym auto-aim z procentową szansą na udany atak. Po uruchomieniu V.A.T.S.-u zwyczajnie naciskamy spust, a system rzuca wirtualną kostką, by określić, czy udało się trafić przeciwnika.

W efekcie, o ile tylko wytrzymałość mi na to pozwalała, korzystałem z systemu V.A.T.S.. Samodzielne celowanie zwyczajnie nie cieszy. Poziom trudności nie zapewnia nam wyzwań, a całość zrobiła się jeszcze łatwiejsza, gdy zdobyłem Power Armor. Co ciekawe, pancerz ten dostępny jest w jednej z początkowych lokacji, wystarczy tylko uważnie poszukać. Nie da się korzystać ze wszystkich jego elementów, wymagają one bowiem odpowiedniego poziomu postaci, mimo to główna zbroja pozostaje w zasięgu nawet osób na pierwszym poziomie.

Po nałożeniu owego ciężkiego wdzianka przez dłuższy czas nic nam nie zagrozi. Pancerz dodaje nam punktów siły, zwiększa udźwig, a do tego zapewnia osłonę przed obrażeniami od upadku. Dzięki niemu stajemy się małym Hulkiem – i tak, również rozprawiamy się z wrogami za pomocą pięści. Staje się to jeszcze bardziej skuteczne, gdy odpowiednio zainwestujemy punkty S.P.E.C.I.A.L.

Z tego cudeńka mogłem korzystać trochę za wcześnie, jak na mój gust.

Recenzja gry Fallout 76 – zlepek wszystkiego i niczego - ilustracja #4

PADNIJ, POWSTAŃ, NUKA-COLA!

Fallout 76 nie jest trudną grą, ale może się czasem zdarzyć, że umrzemy. Nie docenimy grupy supermutantów, którzy otoczą nas i zwyczajnie zaszturchają na śmierć – tak bywa. W takiej sytuacji możemy wskrzesić się w mieście, w swojej bazie, przy towarzyszu lub niedaleko swego ciała. Stracimy część posiadanych przedmiotów, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by dobiec do własnego szkieletu i zabrać wszystko z pozostawionej obok papierowej torebki.

W ten sposób można zaliczać nawet cięższe wyzwania. Wystarczy likwidować pojedynczo przeciwników i wracać na pole walki w pełni sił. Może jest to mało chwalebna taktyka, ale gra nie karze nas jakoś dotkliwie za niepowodzenia.

Pakiety z kartami są tak losowe jak w rasowej karciance

Alternatywny wygląd Pip-Boya był dla mnie o wiele bardziej czytelny.

A skoro już o tym wspomniałem, warto na chwilę zatrzymać się przy tym ważnym elemencie serii Fallout. W tej odsłonie co poziom postaci możemy zdecydować, którą statystykę rozwijamy. Na starcie każda cecha ma już jeden punkt – te otrzymujemy do pięćdziesiątego poziomu bohatera, a w sumie rozdamy ich czterdzieści dziewięć. Standardowo dana cecha może zostać rozwinięta maksymalnie do piętnastu punktów.

Jest to o tyle istotne, że z czasem otrzymujemy paczki z perkami. Odpowiadają one za umiejętności naszej postaci i każda przyporządkowana jest danej statystyce. Przykładowo pasywne atrybuty zwiększające leczenie ze stimpaków znajdziemy w inteligencji, a większą odporność na radioaktywne pożywienie w wytrzymałości (Endurance). Perki mają formę kart i możemy ich „wyłożyć” do każdej cechy tyle, ile jej punktów posiadamy.

W efekcie, jeśli w sile mamy piętnaście punktów, to teoretycznie możemy wpakować tam piętnaście podstawowych kart z perkami. Warto przy tym brać pod uwagę, że karty z tymi samymi bonusami nie mogą się nakładać. Zamiast tego kopie da się łączyć, by stworzyć perka o większej mocy, ale również i zwiększonym koszcie. A teraz kluczowa informacja - karty nie są na stałe przypisane do naszej postaci, możemy nimi żonglować wedle uznania.

ITEM SHOP

Chyba najprzyjemniejszym elementem Fallouta 76 jest jego Item Shop, a raczej Atomowy Sklepik. Znajdziemy w nim mnóstwo przedmiotów kosmetycznych, animacji, emotek oraz drobiazgów, które w żaden sposób nie wpływają na rozgrywkę. Nie kupimy tu nawet pakietów z perkami! Walutę z kolei zdobywamy dzięki realizacji konkretnych celów-osiągnięć. W efekcie gra co krok nagradza nas specjalnym środkiem płatniczym – atomami, które służą do dokonywania zakupów. To dobre rozwiązanie, które nie wymusza nadmiernego grindu, a przy okazji pozwala oszczędzać kapsle, stanowiące standardową walutą w grze.

Wszyscy jesteśmy S.P.E.C.I.A.L.!

Problem z kartami polega na tym, że paczki z perkami otrzymujemy stosunkowo rzadko (na początku na czwartym, szóstym, ósmym i dziesiątym poziomie, potem co pięć poziomów) i każda zawiera jedynie cztery karty. Może się zdarzyć tak, że trafimy na perk, który wymaga określonego levelu postaci, lub zwyczajnie dostaniemy zdolności, których nie chcemy. Niestety, nie ma możliwości handlowania kartami, więc jesteśmy skazani na to, co nam RNG przyniesie.

Jedyną pociechę stanowi fakt, że w Falloucie 76 nie ma maksymalnego poziomu doświadczenia, a w odróżnieniu od punktów S.P.E.C.I.A.L. paczki z kartami otrzymujemy cały czas, nawet po przekroczeniu pięćdziesiątego levelu. Jeśli zatem zależy nam na konkretnej umiejętności, pozostaje grind. W moim przypadku długo nie mogłem trafić na zdolność otwierania zamków, co było zwyczajnie irytujące.

Nic nie jest tak oczywiste, jak się wydaje

Całe menu powinno być dostępne w interfejsie Pip-Boya.

Swoją drogą wstyd się przyznać, ale przez pierwsze osiem poziomów nie byłem świadomy, że mam do rozdysponowania punkty S.P.E.C.I.A.L. oraz paczki z kartami do otworzenia. Fallout 76 jest, jak już wspominałem, bardzo łatwy, a dodatkowo w żaden sposób nie informuje (przynajmniej w polskiej wersji językowej), że dostaliśmy takie bonusy. W pewnym momencie na ekranie pojawił się Vault Boy z napisem „perks” w lewym dolnym rogu ekranu, ale klikanie w niego nic nie dawało. Gdybym przed zagraniem w ten tytuł nie czytał informacji w sieci, to pewnie nie wiedziałbym nawet, że takie atrakcje są gdzieś poukrywane.

Uparłem się, żeby je znaleźć, i do tej pory z podziwu wyjść nie mogę, że odpowiednią zakładkę umieszczono nie w interfejsie Pip-Boya, a w dolnej części ekranu. Tutaj zresztą dochodzimy do totalnie nieczytelnego i nieintuicyjnego sterowania oraz całej klawiszologii. Cały czas miałem wrażenie, że gram w nieprzemyślany konsolowy port. Większość operacji poruszania się po menu przeprowadzamy za pośrednictwem klawiatury, gdy standardowo wystarczyłaby myszka. A już totalną herezją jest konieczność naciskania klawisza Esc, żeby przejść do mapy.

Patryk Manelski

Patryk Manelski

Chciał być informatykiem, potem policjantem, a skończyło się na „dziennikarzeniu” na UŚ. Tam odkrył, że można połączyć pasję do grania z pisaniem. Następnie bytował w kilku redakcjach, próbując przekonać wszystkich, że gry MMO są najlepsze na świecie. Tak trafił do działu publicystyki na GOL-u, gdzie niestrudzenie kontynuuje swoją misję – bez większych sukcesów. W przerwach od walenia z axa hoduje cyfrowe pomidory, bawiąc się w wirtualnego farmera. Nie mając własnego ogródka, zadowala się opieką nad drzewkiem bonsai. Kręci go też jazda na rowerze, zaś czytać lubi mangę i fantastykę. A co najważniejsze, pochodzi z Sosnowca, gdzie zresztą mieszka i z czego jest dumny!

więcej

TWOIM ZDANIEM

Która część serii Fallout była najlepsza?

Fallout
4,3%
Fallout 2
27,3%
Fallout Tactics
3,5%
Fallout 3
6,1%
Fallout: New Vegas
37,5%
Fallout 4
8,1%
Fallout 76
13,1%
Zobacz inne ankiety