Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 23 maja 2003, 12:11

autor: Bolesław Wójtowicz

Vietcong - recenzja gry - Strona 5

Vietcong to taktyczna gra akcji stworzona przez firmę Illusion Softworks (autorów niezapomnianego Hidden & Dangerous i Mafii) oraz studio Pterodon. Jak sugeruje sam tytuł, akcja osadzona została podczas wojny w Wietnamie.

I pamiętam muzykę... Tej chyba najbardziej mi brakowało, gdy stamtąd wróciłem. Wspaniała, cudowna, genialna muzyka z końca lat sześćdziesiątych... Widzieliście kiedyś atak helikopterów na wioskę w rytm gitarowych riffów? W filmie?! To nie to samo... Teraz, kiedy słyszę gitarę Hendrixa, to zawsze już kojarzyć mi się będzie z helikopterami... Że co? Zapach napalmu o poranku?! Słyszałem te słowa i radzę, zapomnijcie o ich autorze... Chorych powinno się leczyć, a nie cytować... Wsłuchajcie się w muzykę, ona przynosi ukojenie...

Nie, to nie tak, jak myślisz, młodzieńcze... Nie wszystko złoto, co się świeci i nie wszystko w Wietnamie mogę zaliczyć do rzeczy, o których chciałbym pamiętać. Na szczęście młodość ma to do siebie, że niezbyt długo przechowuje wrażenia niekorzystne. Wielokrotnie wkurzałem się na moich kumpli z oddziału, że łażą za mną jak gamonie i czasem blokują się w okopach. Kiedy indziej zaś nie wykonywali swoich zadań odpowiednio i wydawało się, że rozkazy to ich nie dotyczą lub postanowili szybko polec śmiercią bohatera. Ale jednak z perspektywy czasu... To byli wspaniali chłopcy i cieszę się, że mogłem ich poznać i walczyć z nimi ramię w ramię... Wkurzała mnie ta paskudna ciemność tuneli, których nie rozświetlała nawet latarka, denerwowała nierówna czasami sprawność oddziałów wroga, złożonych po części ze samych snajperów prezentujących najwyższy poziom wyszkolenia i jednocześnie sporego grona typowego mięsa armatniego, lezącego pod lufy karabinów jak cielęta na rzeź, irytował słaby zasięg granatów, które latały jak chciały... Parę rzeczy mógłbym jeszcze wymienić, ale po co? Komu to potrzebne?!

To była moja młodość, najpiękniejsze lata życia... Jeździłem z pomocą medyczną do górskich wiosek pod ogniem nieprzyjacielskich karabinów, naprowadzałem bombowce na wioski opanowane przez VC, cudem przeżyłem katastrofę helikoptera, gdy niespodziewanie zaatakowały nas rosyjskie MIG-i, szturmowałem wzgórza, których zdobywanie nie miało sensu, “zwiedzałem” turystycznie ruiny Po Tlong Karai, starożytnej świątyni, zamienionej przez komunistów w twierdzę wraz z jej niebywałą, podziemną infrastrukturą, walczyłem w obronie wysuniętych placówek naszych wietnamskich sprzymierzeńców z Południa... Odbyłem ponad 20 misji... aż do ostatecznego odwrotu... z pokorą i godnością... sterany życiem...

Co?! Już?! Facet, nie przeginaj, przecież jeszcze nie świta... Ale jesteś marudny... No widzisz, chłopaki mają rację, nawet połowy jeszcze nie zdążyłem im opowiedzieć... Dziesięć minut? Dobra, to nalej strzemiennego i kończymy...

To prawda... Długo mógłbym wam jeszcze opowiadać o swoich doświadczeniach z tamtych lat. Wiele widziałem, wiele przeżyłem, wiele doświadczyłem. Moja opowieść mogłaby ciągnąć się w nieskończoność... Ale na zakończenie powiem wam tylko jedno: wojna to coś okropnego, to zło... Dlatego radzę, trzymajcie się od tego wszystkiego z daleka. Macie kina, telewizję, gry komputerowe...

One pozwolą wam odczuć namiastkę tego, co ja sam przeżyłem w dżungli Wietnamu. I to tam właśnie, z tej pozycji, siedząc bezpiecznie przed szklanym ekranem, oglądajcie wojnę...

Bo nie ma nic gorszego, jak utracona młodość... Głupia, bo głupia, ale młodość, która, gdy odejdzie, to już nie wróci... Zapamiętajcie te słowa starego sierżanta, który swoje najlepsze lata zostawił w zielonym piekle...

Barman, wychodzimy, ile płacę...?

Bolesław „Void” Wójtowicz